Tygodnik Podhalański, 29 stycznia 2015
Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2015)
Maciej Pinkwart
Kilofy dla społeczeństwa
W jednej z kopalń ostatnio górnicy znowu zagrozili strajkiem, bo jak dotąd nie otrzymali wypłaty czternastej pensji. Kopalnia nie ma z czego zapłacić, ale w Polsce tak źle nie ma, żeby idiotyczne warunki ekonomiczne decydowały o wypłatach. Skąd kopalnia ma wziąć na wypłaty? Niech weźmie od rządu. Rząd ma swoje pieniądze, z których się sam żywi i nas okrada, więc niech mniej kradnie i każe nam dać te pieniądze. Nie każe? A to złodzieje!
Czternaście pensji dla górników to stanowczo za mało. Przywileje się im należą, bo tylko oni mają jako narzędzie pracy kilofy i nie zawahają się ich użyć. Dlatego, jak zażądają piętnastki, szesnastki czy dwudziestki czwórki, bez względu na fakt, czy wydobycie jest opłacalne, czy tam w ogóle w ścianie jest jeszcze węgiel – należy im to dać. Z czego? No, z pieniędzy rządu.
Gdyby w XIX w. w Kuźnicach były związki zawodowe, to ówczesny Piotr Duda mógłby zagrozić ich właścicielom, że jeśli zamkną nieopłacalne kopalnie i hutę, to znajdzie ich w domu i wymusi na nich utrzymanie zakładów, których istnienie było wobec śląskiej konkurencji bezsensowne. I bylibyśmy szczęśliwsi, bo pod Tatrami nadal dymiłyby kominy, przerabiające tatrzańskie skały na drogą, choć ideowo słuszną produkcję, w której dominowały krzyże. Tyle tylko, że właściciele dóbr tatrzańskich mieli swoich hajduków, a galicyjski rząd miał w nosie protesty i wymuszanie przywilejów. Poza własnymi, oczywiście.
Średnia pensja górnika wynosi zaledwie ok. 6 tys. zł brutto – okropność! Taki czysto ubrany informatyk, który nic nie robi, a wcześniej się obijał i opijał na studiach, ma średnio aż ok. 4 tysiące. Więc żeby nie myślał, że jest ważniejszy – górnicy mają jeszcze trzynastkę, barbórkowe, czternastkę, dodatki za pracę w soboty, niedziele, święta, nadgodziny, dodatek nocny, premie akordowe, dniówkowe i zadaniowe, dopłaty do biletów kolejowych i deputat węglowy – równowartość 6-8 ton węgla rocznie.
Praca jest ciężka, bo fizyczna i niebezpieczna: w 2014 r. zdarzyło się w kopalniach węgla kamiennego aż 19 wypadków śmiertelnych. W budownictwie tylko 27. Na drogach publicznych zginęło 3 291 osób. Praca w kopalni jest odpowiedzialna: jak górnik nie wyfedruje, to będziemy musieli węgiel sprowadzać z zagranicy, gdzie jest tańszy. Jak zastrajkuje, to stanie cała kopalnia, a kilofy w rękach, związkowcy i piar z poparciem dziennikarzy zmuszą rząd do wszystkiego. Należy zatem rozważyć wyposażenie w kilofy kierowców, nauczycieli i pracowników „Biedronki”.
Margaret Thatcher, która zyskała uznanie i nienawiść tym, że zlikwidowała nieopłacalne górnictwo brytyjskie, mówiła, że jeśli rząd obiecuje, że komuś coś da, to znaczy, że tobie zabierze. Ale ona już nie żyje, a poza tym miała Alzheimera. Mówimy o niej dobrze tylko wtedy, gdy przypominamy, że była antykomunistką. Choć jej antykomunizm obejmował również likwidację socjalistycznych przywilejów w kapitalistycznej Anglii. Ale w tej kwestii to my mamy Alzheimera.