Tygodnik Podhalański, 27 listopada 2014

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2014)

Maciej Pinkwart

Gapowicze

 

Niedawno kilka miast w Polsce wprowadziło darmową komunikację, co uznano za kiełbasę wyborczą. Ale w tych dniach na Słowacji, gdzie żadnych wyborów w najbliższym czasie się nie przewiduje, rząd wprowadził darmowe przejazdy koleją dla dzieci i młodzieży poniżej 15 roku życia, dla uczniów, studentów do 26 roku życia, emerytów powyżej 62 roku, rencistów, a także sierot, wdów i wdowców. Licząc na okrągło, to prawie połowa obywateli liczącej 5,4 mln ludności Słowacji.

Co więcej, darmowe przejazdy dla tych właśnie grup osób przysługiwać będą (od 14 grudnia) wszystkim obywatelom Unii Europejskiej – a więc i Polakom. Jest w tym oczywiście kilka „haczyków”: każdy z owych legalnych „gapowiczów” musi i tak swoje odstać w kolejce do kasy, żeby otrzymać darmowy bilet, ponadto zwolnienia z opłat nie obowiązują w pociągach linii Intercity i Eurocity. Naturalnie, opozycja już oprotestowała tę decyzję, wyliczając straty, jakie z tego tytułu poniesie państwo.

Nie jest to nic specjalnie wyjątkowego, choć oczywiście zaskakuje skala tych prezentów. Na Węgrzech seniorzy od dawna mają już darmowe przejazdy koleją, a w Budapeszcie za darmo wszystkimi środkami komunikacji miejskiej mogą jeździć dzieci do lat 6 i osoby powyżej 65 roku z krajów Unii; przy wejściu do metra wystarczy pokazać dowód osobisty.

Podobnie z dostępnością dóbr kultury: np. we Francji państwowe muzea (w tym paryski Luwr i Musée d’Orsay) mają darmowy wstęp w każdą pierwszą niedzielę miesiąca, a na co dzień – za darmo może je zwiedzać młodzież do 25 roku życia z krajów unijnych. Są też muzea prywatne, które w ogóle rezygnują z opłat, gdyż sam proces produkcji, sprzedaży i kontroli biletów jest tak kosztowny, że nie pokrywają go zyski ze sprzedaży. A utrzymanie placówki zapewniają butiki muzealne, gastronomia oraz dotacje miejskie czy państwowe. Na podobnych zasadach funkcjonują na zachodzie Europy (naturalnie, nie wszędzie) darmowe toalety, parkingi, dystrybucja wody pitnej czy szeroka gama usług medycznych i farmaceutycznych.

Ale przecież tak naprawdę nic nie jest za darmo: na kulturę, komunikację czy służby publiczne płacimy co miesiąc ryczałtem poprzez podatki od naszych dochodów.

Przez chwilę się zastanawiałem nad tym, jakie darmowe usługi można by wprowadzić na Podhalu. Odpowiedź jest prosta: żadnych. Bo jeśli – na przykład – jakaś linia komunikacyjna zawarłaby z miastem czy Tatrzańskim Parkiem Narodowym umowę na darmowe wożenie turystów, natychmiast spotkałoby się to z protestem innych linii. Przykład tego mieliśmy, gdy TPN uruchomił darmowe połączenie z Palenicą przed Morskim Okiem dla kierowców, którzy zostawią samochód na parkingu pod Nosalem. Oczywiście parking był płatny, ale kosztował tyle samo co parking na Palenicy. I co? Natychmiast starosta tatrzański wyraził troskę o to, by nowa linia nie była konkurencją dla prywatnych busów. Wygoda turystów, stan środowiska w Tatrach czy nowoczesność rozwiązań mają małe znaczenie – elektorat jest miejscowy i musi zarobić.

 

Poprzedni felieton