Tygodnik Podhalański, 6 listopada 2014
Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2014)
Maciej Pinkwart
Jesienne róże
Piękna pogoda sprzyja kampanii wyborczej, a temperatury odzwierciedlają nasze w nią zaangażowanie. Z transparentów, plakatów na tablicach ogłoszeniowych i w witrynach sklepowych, a nawet na ekranach komputerowych i telewizyjnych kwitną twarze kandydatów: młode i młodsze, dostojne i czcigodne, uśmiechnięte i intelektualnie zamyślone, męskie, damskie i nijakie, reprezentujące najrozmaitsze organizacje, których nazwy zadziwiająco przypominają nazwy firm usługowych i podobnie się reklamują. Eksponuje się w nich szczególnie solidarność, twojość, niezależność, wspólność, nowość, lepszość, oraz jedność, co jest nazwą dość ryzykowną, bo może odzwierciedlać liczbę zwolenników.
Zdecydowana większość kandydatów na plakatach stroni od wiązania się z ogólnokrajowymi opcjami politycznymi, zapewne wychodząc z założenia, że wiedzą sąsiedzi na czym kto siedzi, a poza tym słusznie uważając, że błędy na górze mogą uprawniać tylko do wypicia na dole, ale bez ponoszenia za nie odpowiedzialności wobec lokalnych wyborców. Tutaj chlubnym wyjątkiem jest PiS, który jak wiadomo jako władza błędów od 2007 roku nie popełnia i dumnie widnieje na plakatach popieranych przez siebie kandydatów. Jest to polityka uczciwa i skuteczna: daje wyborcom możliwość ogólnego rozstrzygnięcia na kogo głosować, a na kogo nie, no i robi darmową – a w zasadzie przeprowadzoną na koszt kandydatów – akcję promocyjną. Wybrać – nie wybrać, potargować można.
Znacznie mniej przestrzeni publicznej w te piękne jesienne dni zajmują programy działania komitetów i poszczególnych kandydatów: jak wiadomo, w wyborach lokalnych raczej głosujemy na twarze, a nie na głowy. Wszelako coś tam z owych programów do opinii publicznej dociera, głównie w postaci kilkuwyrazowych haseł wyborczych. Eksponuje się w nich głównie taki oto pogląd: to, co było do tej pory w samorządach robione, jest nic nie warte. Staczaliśmy się po równi pochyłej, a może nawet po Równi Krupowej. Burmistrzowie rządzący przez kilka kadencji nie zrobili nic, a nawet jak coś zrobili, to mogli i powinni zrobić więcej, a jak nie więcej, to co innego. Dopiero my zrobimy wam dobrze. Trzeba wszystko zacząć od nowa.
Zaś kandydujący ponownie radni i burmistrzowie jakby podejmują ten prospektywny wątek twierdząc, że co prawda zrobili to i owo, ale opozycyjne krasnoludki wciąż sikały do mleka, więc dopiero teraz – w trzeciej, albo i czwartej kadencji będzie można dokończyć rozpoczęte projekty, naturalnie pod warunkiem kontynuacji rządów.
Wszystko to jest spójne i logiczne, bowiem odwołuje się do
podstawowego instynktu polskich wyborców: zawsze głosujemy przeciw komuś lub
czemuś, nigdy za. Pozytywizm umarł u progu XX wieku, obecnie króluje negatywizm,
który najbardziej nas łączy. Na ścianach garaży w Nowym Targu zauważyłem
przepięknie wykonane graffiti, z którego dowiedziałem się, że jednoczy nas
nienawiść do komuny i miłość do Lechii Gdańsk. Obydwie obecnie i na Podhalu
sprawy tak abstrakcyjne, że niemal artystyczne.