Tygodnik Podhalański, 9 października 2014

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2014)

Maciej Pinkwart

Nędznicy

 

Przymuszony przez okoliczności życiowe musiałem pojawić się na lotnisku w podkrakowskich Balicach. Nie, broń Boże, nie zamierzałem na razie opuszczać priwisleńskiego kraju, jak to elegancko napisał o byłym premierze jeden z prawicowych publicystów, tylko spotykałem się z kimś, kto nie znając polskich stosunków przyleciał do naszej udręczonej przez fatalne rządy ojczyzny. Na płycie lotniska co kilka minut lądowały samoloty z całego świata, co już najlepiej dowodzi naszej słabości: nie umiemy się bronić przed inwazją Emiratów Arabskich, a co dopiero Rosji czy Niemiec.

Przedzieraliśmy się między tysiącami samochodów, stojących na parkingach w Balicach, co wywoływało zdumienie gościa, który stwierdził, że nawet na lotnisku Orly nie widział tylu pasażerów, dojeżdżających do samolotów autami, bo ludzi zwyczajnie nie stać by było na opłacanie długotrwałego parkowania. Broniąc reputacji Polski jako kraju od dawna stojącego nad przepaścią, który dopiero pod rządami nowej ekipy zrobi wyraźny krok do przodu – poinformowałem, że to są wszystko wehikuły, wciskane Polakom właściwie za darmo przez właścicieli szrotów z Niemiec i Holandii, a parkingi przy polskich lotniskach są filiami składnic złomu, współpracujących z hinduskimi okupantami dawnej polskiej huty żelaza.

A sami Polacy, korzystając z tzw. tanich linii lotniczych, w których lata się na stojąco, będąc ubranym jedynie w slipki lub koronkową bieliznę, udają się ze łzami w oczach albo do niewolniczej pracy w brytyjskich restauracjach lub amerykańskich uniwersytetach, albo – zmuszeni przez fatalnie działający rząd – do krajów śródziemnomorskich lub afrykańskich na przerażająco nieciekawe wakacje. Muszą z nędzy jechać do Egiptu, na Kretę czy Wyspy Kanaryjskie, bo żadnego uczciwie pracującego Polaka (nie mówiąc już o Polakach pracujących nieuczciwie w czasie pozostawania na bezrobociu) nie stać na spędzanie urlopu w kraju.

Żeby wjechać z drogi gruntowej, nazywanej ironicznie autostradą A-4 na trasę, prowadzącą do Zakopanego, na której Justyna Kowalczyk trenuje biegi płaskie (jeśli nawet biegi są u nas płaskie, to jak platfusowata jest nasza stopa wzrostu!) – musieliśmy czekać w korku, spowodowanym setkami samochodów, udających się w tę samą stronę. Wyjaśniałem, że samochodami tymi pędzą (dokładniej: pełzną) na południe mieszkańcy prastarego Krakowa, którzy dowiedzieli się, że w Nowym Targu do marketów rzucili makrele o 20 procent tańsze niż pod Wawelem, co dla starszych kuzynów Szkotów jest wystarczającym celem podejmowania podróży.

Most w Białym Dunajcu stał się świetną okazją do opowiedzenia anegdoty o polskiej pani wicepremier, która zapowiedziała, że już niebawem korki w tym miejscu zostaną zlikwidowane, a nowy most wybudowany – i zaraz potem straciła posadę, bo karnie przeniesiono ją do Brukseli. Tak kończą wszyscy ci, którzy nie dostrzegają polskiej nędzy. Gość posmutniał, wysiadł z samochodu i przygodnie napotkaną furmanką wrócił do miodem i mlekiem płynącej Gujany Francuskiej.