Tygodnik Podhalański, 16 października 2014

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2014)

Maciej Pinkwart

Niech moc będzie z tobą

 

Urzędnicy Unii Europejskiej postanowili zabronić produkowania odkurzaczy o mocy większej niż 1600 Wat, co uratuje Ziemię. Większe odkurzacze bowiem zużywają więcej prądu, do którego wytworzenia trzeba więcej wody, więcej wiatru, więcej węgla i więcej jąder. Powodują też zwiększenie efektu cieplarnianego, co może skutkować tym, że jak włączymy o jeden odkurzacz za dużo, to znajdziemy się pod wodą z roztopionych lodowców Grenlandii.

Pozornie wydawałoby się, że to jest nonsens, bo odkurzając słabszą maszynką, będziemy odkurzać dłużej, przez co zużyjemy jeszcze więcej prądu i roztopimy jeszcze więcej lodowców, a także zużyjemy więcej odkurzaczy per capita w stosunku wieloletnim. Zwolennicy teorii spiskowych zauważą w tym miejscu zapewne, że jest to kolejny skutek działania brukselskich lobbystów, którzy wymuszają na Unii dogodne dla siebie prawo, na wprowadzeniu którego korzystają ich mocodawcy. Pamiętamy fakt uznania marchewki za owoc, co pozwoliło portugalskim producentom dżemu z marchewki korzystać z unijnych dotacji do produkcji dżemu, który można robić tylko z owoców, czy korzystne dla francuskich hodowców ślimaków uznanie ślimaka za rybę, bo hodowle ryb są przez Unię dotowane, a hodowle brzuchonogów nie. Polacy powinni lobbować uznaniem energii z węgla za energię jądrową, co pozwoli dotować polskie kopalnie oraz uniknąć restrykcji za zanieczyszczanie środowiska.

Ale w przypadku odkurzaczy niskich energii bynajmniej tak nie jest. Otóż Unia nakłada na producentów obowiązek zaprojektowania takich odkurzaczy, które będą miały mniejszą moc, większą skuteczność i dłuższy czas funkcjonowania. Co oczywiście zadaje kłam twierdzeniom, że w Brukseli urzędują ciasnogłowi pragmatycy – bynajmniej, jest to gniazdo marzycieli, którzy dążą do zrealizowania odwiecznego postulatu ludzkości: żebyśmy wszyscy byli młodzi, piękni i bogaci. Co nie jest zresztą żadnym problemem: napisanie takiego dezyderatu zajmie co najwyżej tydzień. Ewentualnie z długim weekendem.

W dziedzinie ekologii, która jak wiadomo także jest wielkim biznesem, nie tak dawno zgłoszono projekt zakazu jeżdżenia na nartach po śniegu, którego warstwa miałaby mniej niż 20 cm. To, że projekt ten zgłosili lobbyści producentów armatek śnieżnych jakoś nikogo nie zdziwił. Na razie rzecz trwa w zawieszeniu, ale Parlament Europejski przyjął w tej sprawie rezolucję.

Ciekawe, czy zakaz ten obejmie również uczestników narciarskich letnich Grand Prix w skokach narciarskich oraz miłośników narciarstwa wydmowego?

Ale nie tylko urzędnicy w Brukseli spływają potem umysłowym, by wymyślać przepisy, czyniące nasze życie ciekawszym i bezpieczniejszym. Ostatnio Międzynarodowa Federacja Narciarska postanowiła nie pokazywać w relacjach szczegółowej punktacji w skokach, by telewidzowie nie łamali sobie głów obliczeniami. Bardzo słusznie. Krokiem dalej będzie pokazywanie zamiast zawodów konferencji prasowej Waltera Hofera, który powie nam, kto wygrał.

 

Poprzedni felieton