Tygodnik Podhalański, 29 stycznia 2009
Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2009)
Maciej Pinkwart
Stójka w kryzysie
Stojąc w korku między Ustupem a Chramcówkami, czytałem artykuł w „Wyborczej”, opisującej artykuł w elektronicznym „Tygodniku”, opisujący efekty kryzysu w Zakopanem. Od dawna wiadomo, że media stają się coraz bardziej samowystarczalne, podobnie jak polityka. Jedno pismo streszcza co napisało drugie, a trzecie to komentuje, co podają w przeglądzie wydarzeń w czwartym. Piątego już nikt nie czyta, bo jest takie samo jak pierwsze, drugie lub kolejne. Polityk A coś chlapnie o polityku B, dziennikarz podsuwa sitko politykowi B, z prośbą o komentarz na temat tego co powiedział o nim polityk A, polityk C domaga się udziału w audycji, żeby skrytykować A i B, w efekcie powstaje znany w Zakopanem efekt ABC – dużo szumu, a w gruncie rzeczy i tak chodzi o własne interesy.
Po pół godzinie, jeszcze przed Spyrkówką, byłem już uświadomiony, że zdaniem góralki sprzedającej pamiątki na Krupówkach, w tym roku jest mniej warszawiaków, bo nie ma tłoku na straganach. Ponadto słowa te potwierdza liczba samochodów. Liczba potwierdzająca słowa, to już poważny argument naukowy, więc nieco się zaniepokoiłem: czyżby zawiedli nasi najwierniejsi przyjaciele? Nie od dziś wiadomo, że Zakopane uchodzi za najbardziej południową dzielnicę Warszawy (a Kraków – za najbardziej północną dzielnicę Zakopanego…), więc zdrada tak ważnych sojuszników byłaby bolesna. Wrzuciłem jedynkę i przesunąłem się o następne trzy metry w stronę centrum.
W gazecie informowali, że choć samochodów jest więcej niż zwykle, to korków nie ma. W zdaniu tym prawdziwość wynosiła 50 %, co jak na naszą prasę jest wynikiem zupełnie niezłym: samochodów faktycznie było więcej niż zwykle. Korki zaś były jak zwykle. Na wysokości ulicy Stromej zacząłem czytać szczególnie oburzające komentarze internautów i z nerwów mało nie wyrzuciłem komórki pod koła samochodów, stojących w korku na drugim pasie jezdni: jakieś bezczelne typy twierdziły, że gości w Zakopanem jest mało, bo jest tu drogo, że bardziej się opłaca jeździć na Słowację czy w Dolomity, bo tam i wyposażenie lepsze, ludzie milsi i jest taniej.
Wyposażenie jest takie same, tylko jest go więcej, bo u nich nie ma układu. Ludzie są milsi, bo jak przeklinają, to po swojemu, co przy naszej znajomości języków obcych nam nie przeszkadza, a jest taniej, bo w euro. Co najmniej cztery razy mniej euro płacimy tam, niż tu w złotówkach, ale wiadomo, że na euro wszyscy stracimy i odbiorą nam emerytury w złotówkach. A poza tym u nich jest kryzys, a u nas wszystko kwitnie.
Po godzinie dojeżdżałem już do Chramcówek, przekonany, że to wszystko to spisek narciarskiego lobby z Dolomitów i Słowacji. No, a wiemy, kto ostatnio był i w Dolomitach, i na Słowacji… A poza tym to wszystko nieprawda: w Zakopanem z wyjątkiem noclegów, jedzenia, wyciągów, komunikacji i parkingów wszystko jest tańsze niż gdzie indziej.