Maciej Pinkwart

Tunezja - kilka dni, kilka fotek

 

26 X 2013

 

Trzeci dzień. Wstajemy o siódmej, koło 8-mej śniadanie (jedzenie bardzo dobre i zróżnicowane!), przed 9-tą na plaży. Wstęp w zasadzie wolny, ale za leżak (toporny, drewniany) i materace, roznoszone przez ponurego Nubijczyka z twarzą Ramzesa II płaci się 2 dinary od osoby (czyli jakieś 3,60 zł). W pobliżu barek (piwo lokalne, niedostępne w zasadzie na mieście poza jednym miejscem - 3,5 dinara za 300 gram), toaleta, przy hotelu basen - ale tam okropnie gorąca patelnia, nie korzystamy ani razu. Internet teoretycznie dostępny w recepcji, ale strasznie chimeryczny - na jednym fotelu jest, na drugim nie ma, a na drugi dzień może się wszystko zmienić. Po południu jedziemy na stację "metra" - jak miejscowi nazywają podmiejską kolej dojazdową. Stacja znajduje się w południowej dzielnicy miasta, pomiędzy mediną a portem rybackim. Za parę dinarów kupujemy bilet do odległego o 20 km Monastiru. Doskonała organizacja (czeka się tylko na zewnątrz, w poczekalni lub na ulicy, na peron można wejść tylko wtedy jak przyjedzie pociąg i przyjezdni wysiądą i wyjdą z dworca), ale tłok ogromny. Jedziemy częściowo przez pustynię, częściowo groblami między wysychającymi jeziorkami, na których urzędują stada flamingów, czapli i bodaj ibisów, a może marabutów. O mało nie przegapiamy stacji, ale informuje nas miejscowa ludność, że mamy wysiąść - pociąg jedzie dalej, do Mahdii. Wysiadamy i łazimy po mieście, zwiedzając medinę, obronny meczet, czyli ribat (niestety, tylko z zewnątrz, bo w remoncie) i bardzo piękne mauzoleum nieżyjącego już od kilkunastu lat pierwszego prezydenta i założyciela niepodległej Tunezji - Habiba Burgiby. Usytuowane w obrębie sporego cmentarza (zastanawiałem się, co oni zrobili z grobami, które znajdowały się wcześniej tam, gdzie dziś jest wielki plac przed mauzoleum i sam pałac, jakby skrzyżowanie Tadż Mahal i meczetu) jest bardzo pięknie ozdobione i świetnie utrzymane. I bardzo chce przypominać paryskie mauzoleum Napoleona... Wracamy znów przez miasteczko do pociągu i w Suzie przez medinę dochodzimy do centrum, gdzie odnajdujemy jedyny sklep, w którym można legalnie kupić alkohol - świetne lokalne wina w kilkunastu gatunkach, klasyczne whisky, piwo i miejscowe wódeczności. Poza niezłym syriahem kupujemy bimber z fig. Ohyda, ale niewiele gorszy od kreteńskiego raki... Kudy mu do naszej "wysokogórskiej" berbeluchy!

 



Zaduma plażowa... Co jest tam dalej? Co będzie jeszcze dalej?


Pan od gąbek sprzedawał też skorupy żółwi, wielkie muszle maxi winniczków po 30 cm średnicy i rozgwiazdy



Dzielnica portowa koło "metra", z bankiem o wdzięcznej nazwie "Amen"


W Monastyrze nie zapominamy o przyjaciołach, w dniu ich uroczystości rodzinnej...



Park palmowy w centrum Monastyru


Ribat w Monastyrze


"Plac Defilad" przed wejściem do mauzoleum Habiba Burgiby



Zapoznaję się z życiorysem prezydenta. Ale zapomniałem okularów i trochę mi nie bardzo idzie, choć nie można powiedzieć - wyłożone jest wszystko jasno i klarownie.


Grobowiec Habiba Burgiby


Na cmentarzu muzułmańskim zabronione są jakiekolwiek wizerunki i inne ozdoby - więc jedynymi elementami dekoracyjnymi są pięknie kaligrafowane litery i często spotykany motyw książki - jak się domyślam - Koranu


Pod wieczór w suzkiej medinie - po piątej już sprzedawcy pomału zwijają stragany


Nad mediną zachodzi słońce i zaraz zapadnie wieczór

Dalej