Dygresja dla wykształciuchów:
N
Kiedy pierwsi ludzie
przestali się uganiać za antylopami i kamiennym sierpem zaczęli ścinać kłosy
traw zbożowych, a potem wymyślili, by je utrzeć między kamieniami i polać wodą –
zauważyli, że mieszanina mąki i wody (oraz naturalnego brudu…) zaczyna pęcznieć
i nabiera przyjemnego, słodkiego smaku. Ze skrobi, zawartej w zbożu, powstaje
maltoza – cukier słodowy, zmieniający papkowaty kleik w deser. Ale jeśli nie
zdążyło się go zjeść w ciągu jednego-dwóch dni, to w smołowanym koszyku,
skórzanym worku czy wydrążonym pniu drzewa (ceramiki jeszcze nie wynaleziono…),
w których taki zacier był przechowywany, na powierzchni płynu pojawiała się
pianka, smak nieco się zmieniał, a po konsumpcji neolityczni homo sapiens
zaczynali śpiewać
Góralu, czy ci nie żal
i już żaden lew nie był im straszny. To drożdże, fruwające luzem w powietrzu
rzucały się do konsumpcji zbożowego słodu, a efektem ich przemiany materii
stawało się przekształcenie cukru w alkohol. To było coś, czym bogowie obdarzyli
ludzkość zaraz po tym, jak ich wygnali z raju, taki mały raik na ziemi… A potem
już tylko pozostało nabieranie coraz większego doświadczenia, które sprawiało,
że tak uzyskane piwo stawało się coraz mocniejsze, coraz smaczniejsze i coraz
łatwiej można go było uzyskać.
Ciekawe, że poszukując
metody na łatwy transport i dłuższe przechowywanie piwa, mieszkańcy starożytnej
Mezopotamii (bo to zdaje się jednak oni przecierali jako pierwsi te piwne
szlaki) dokonali innego wiekopomnego wynalazku. Otóż przygotowując mączkę
słodową z kiełkującego jęczmienia wpadli na pomysł, by ją nieco wysuszyć na
słońcu, a gdy zgęstnieje – upiec z niej niewielkie placuszki, które potem, nawet
po wielu miesiącach i często w zupełnie innym miejscu można było rozkruszyć,
wsypać do naczynia, służącego do warzenia piwa (gdzie zawsze w jakichś
zakamarkach pozostawały drożdże z poprzedniej produkcji), polać wodą i po paru
dniach piwo było gotowe. Jakiś eksperymentator spróbował taki placek zjeść –
było smaczne i pożywne. Nazwano to potem chlebem. I tak jakby za jednym zamachem
można było mieć i alkohol, i najprostszą zagrychę.
Piwo oszałamiało,
poprawiało nastrój i wprowadzało w stan odmiennej świadomości, co interpretowano
jako przejaw zbliżania do bogów. Starożytni Egipcjanie wręcz wierzyli, że to
Ozyrys – przypadkiem (zostawiwszy przez zapomnienie na kilka dni kleik z
jęczmienia) odkrył piwo, a gdy już wytrzeźwiał, postanowił obdarować nim ludzi.
A ci, chcąc mieć piwa jak najwięcej i w jak najlepszej jakości, zaczęli na
użyźnionych dzięki wylewom Nilu ziemiach uprawiać jęczmień i pszenicę. Piwo
poprawiało nastrój, ale też dostarczało energii, białka, witamin (zwłaszcza
witaminy B), no i ponieważ sporządzano je z przegotowanej wody – było napojem
znacznie zdrowszym i bezpieczniejszym niż surowa woda z rzeki, czy nawet studni.
Pierwszy browar, czyli
miejsce gdzie piwo produkowano na użytek publiczny, a nie prywatny, powstał w
Górnym Egipcie w miejscowości Nechen, przez Greków zwanej Hierakonpolis, w mniej
więcej XXXVII w. p.n.e. W tej samej miejscowości odnaleziono słynną paletę
Narmera. Wielki browar z czasów nieco młodszych (ale wciąż z epoki
wczesnopredynastycznej) odkryli ostatnio polscy archeolodzy w Tell El-Farcha w
delcie Nilu. Piwo produkowano tu z mieszanki pszeniczno-jęczmiennej,
podgrzewanej w kadzi na ogniu, a następnie poddawanej dwutygodniowej
fermentacji, po której do piwa dodawano sok z bulw papirusu, co dodawało
alkoholowi słodyczy. W tym samym celu dodawano także do piwa daktyli oraz innych
owoców, tworząc rozmaite gatunki, opatrzone różnymi nazwami. Najpopularniejsze
było piwo daktylowe – zyhtum, słodkie i bardzo mocne (10-15 % alkoholu),
nazywane zresztą przez Greków winem jęczmiennym. Gdzieś w czasach XXI dynastii
(ok. 1000 r. p.n.e.) próbowano zmienić smak przez dodanie do słodu chmielu
(który wszakże musiał być importowany z chłodniejszych okolic), ale ten
eksperyment nie bardzo się przyjął i powrócono do niego dopiero w
średniowiecznej Europie.
Piwo określano słowem
hekat
()
i od najdawniejszych czasów wchodziło ono w skład diety każdego Egipcjanina – za
życia i po śmierci, bowiem dzbany piwa i placki jęczmienne wkładano im nawet do
grobów. A w okresie Starego Państwa zapisano poetycki aforyzm:
Usta szczęśliwego człowieka pełne są piwa…
Z drugiej strony jednak w jednym z podręczników dla pisarzy (chodzi o ludzi,
umiejących pisać, a nie literatów) czytamy:
Piwo odbiera ci człowieczeństwo i skazuje twą duszę na potępienie. Ten, który
pije, staje się niczym łódź
z połamanym sterem, którą
nie sposób kierować.
Przyznać wszakże trzeba, że sądy takie należały do mniejszości. Co więcej, piwo
(i chleb) były elementem służbowej diety (a może częścią płacy) robotników,
budujących piramidy, którym dziennie wydawano 3-4 bochenki chleba i 2 dzbany
piwa. Dzban miał mniej więcej 2,5 litra… Musieli mieć niezłe głowy, bo przecież
piramidy to dzieła niezwykle precyzyjnie zbudowane. A jeśli jeszcze dodamy, że
nadzorcy, projektanci i w ogóle wyższy personel na budowie miał jeszcze wyższe
racje piwne, uzupełniane dodatkowo winem – to nasz podziw dla egipskich
możliwości alkoholowych jeszcze wzrośnie.
Wino (po egipsku
jerep
)
było trunkiem mniej popularnym (bo o wiele trudniejszym w produkcji, a tym samym
droższym), ale również dobrze znanym w Egipcie i nie miał racji Herodot, który
wytykał Egipcjanom nieznajomość tego trunku bogów. Winorośl uprawiano przede
wszystkim w Delcie Nilu, a pozostałości winogron (oraz opisy produkcji wina)
odnajduje się dziś w zabytkach, datowanych na cały okres historyczny, od czasów
Starego Państwa. Najstarsze winnice pochodzą mniej więcej z czasów pierwszego
faraona - Narmera. Najczęściej były one niewielkie, mieściły się w przydomowych
ogrodach dostojników i miały kształt alejek i altan, w których po drewnianych
rusztowaniach pięły się łodygi winorośli. Uprawa, zbiór (zwykle na przełomie
lipca i sierpnia), a nawet produkcja niewiele różniły się od tej, którą znamy z
dawnej Palestyny, Grecji, Italii, Prowansji, czy Iberii. Najwyżej ceniono wino
białe (niekiedy sprowadzane z Palestyny, z Fenicji i potem z Grecji), ale
produkowano także czerwone (gustował w nim m.in. Tutanchamon, w którego grobowcu
odnaleziono naczynia ze śladami winnego osadu), a nawet różowe.
Dziś Egipcie w
normalnych sklepach spożywczych alkoholu nie ma pod żadną postacią, piwo
sprzedają tylko bezalkoholowe. Oczywiście, dla turystów trunków nie brakuje, ale
tylko w przestrzeniach zamkniętych, takich jak bary hotelowe. To odwrócenie się
plecami do jednej z podstaw cywilizacji raz jeszcze pokazuje różnice między
Egiptem dawnym i współczesnym.