Portret, fot. z kataloguMaciej Pinkwart

Forma – ekspresja – symbol. Jubileuszowa wystawa twórczości Zygmunta PiekaczaZofia Karpielowa, Maciej Wojak

 

Czasem – a w Zakopanem całkiem często – zdarzają się imprezy, o którym mówi się, że przyszło na nie „całe miasto”. Co prawda, zachwycając się nadzwyczajną frekwencją, dopiero po powrocie do domu orientujemy się, jak wielu z tych co powinni być – nie było… Wernisaż jubileuszowej wystawy Zygmunta Piekacza, który odbył się wieczorem 15 listopada 2013 w Miejskiej Galerii Sztuki w Zakopanem należał właśnie do takich eventów, na których nie wypadało nie być. Czyli, jak to się teraz mówi - must be.

Jak dowcipnie stwierdził w swoim przemówieniu Jerzy Gruszczyński, prezes zakopiańskiego okręgu Związku Polskich Artystów Plastyków, nie zawsze bywa tak, że na wernisażu jest więcej gości, niż wystawionych dzieł. A tym razem tak właśnie było – choć liczba rzeźb, gęsto usytuowanych zarówno pod ścianami, jak i w środku sali Galerii była wyjątkowo duża. Ale też okazja była zupełnie niezwykła: wystawa o tytule Wędrówka podZygmunt Piekacz, Jerzy Guszczyńskisumowuje 50 lat pracy twórczej Zygmunta Piekacza.

Urodzony w 1937 r. daleko od Zakopanego, w nadwiślańsko-sandomierskim Zawichoście, Zygmunt Piekaczwcześnie trafił pod Giewont i w 1957 r. ukończył Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych, ucząc się m.in. u Antoniego Kenara, Tadeusza Brzozowskiego, Władysława Hasiora, Antoniego Rząsy. Potem studiował w krakowskiej Akademii u Wandy Śledzińskiej, by w 1963 r., po uzyskaniu dyplomu wrócić do Liceum, noszącego już wtedy imię Kenara i rozpocząć tam pracę pedagogiczną, wykonywaną potem nieprzerwanie przez 35 lat. W tym samym czasie tworzył, przeważnie w drewnie, rzadziej w brązie, jak mówił jeden z jego uczniów, a później przyjaciół grafik Jerzy Jędrysiak – należąc do nielicznych już dziś twórców, który pracują każdego dnia, a nie tylko wtedy, gdy dostaną zamówienie… Jako prawdziwy artysta wiedział też, że zaufanie i prestiż u uczniów może miećProfesorowie Piekacz i Jędrysiak jedynie taka osoba, która nie tylko opowiada o sztuce, ale sama jest w swojej kategorii mistrzem.

Rzeźby Zygmunta Piekacza to przeważnie dzieła niewielkich rozmiarów, aż by się chciało niejedną wziąć do Rzeźbaręki (i dyskretnie wyjść z nią z galerii…), ale zawierające mnóstwo uczucia, ekspresyjne i niezwykle dopracowane w szczegółach, niemal anegdotyczne. Ale bynajmniej nie są to rzeczy błahe, przeciwnie – ich twórca ma nam za ich pośrednictwem zawsze sporo do powiedzenia. A inspiracji szuka szeroko i daleko: miło było mi usłyszeć, że na pierwszym miejscu wymienił wśród nich sztukę starożytnego Egiptu, potem sztukę romańską, gotycką, bizantyjską – aż po południowoamerykańską i ludową. Inspirują go oczywiście Tatry, szeroko rozumiane piękno przyrody, górale i zakopiańczycy, ale także życie społeczne, polityczne… Ale także poezja, szczególnie Marii PawlikowskiRzeźbaej-Jasnorzewskiej i Zbigniewa Herberta. Efektem jest rzeźba, która ma swoistą, syntetyczną formę, wyrazistą ekspresję i niekiedy skomplikowaną symbolikę.

W dorobku Zygmunta Piekacza jest kilkanaście wystaw indywidualnych i udział w podobnej liczbie prezentacji zbiorowych, a jego prace znajdują się w muzeach Zakopanego, Wrocławia i Chorzowa oraz w zbiorach indywidualnych, a także w kościołach Zakopanego i francuskiego Saint-Etienne. Został uhonorowany wieloma nagrodami i odznaczeniami, m.in. Złotym Krzyżem Zasługi (1969) i medalem "Gloria Artis" (2013).

RzeźbaI z tym wszystkim jest człowiekiem niezwykle skromnym, nie znoszącym artystowskiego pozerstwa i blichtru, na wernisażu z trudem wytrzymującym wszystkie hołdy, składane mu przez uczniów, kolegów i władze. Nawet swoje przemówienie przeczytał z kilku kartek, bo – jak mówił – to wszystko jest nie na jego nerwy…

Na moje nerwy też nie było, bo zżerała mnie zazdrość środowiskowa: oto na wystawie jubileuszowej znakomitego artystyRzeźba było z kilkudziesięciu jego zakopiańskich kolegów po fachu, oglądających rzeźby, dyskutujących, komplementujących jubilata. A na wieczorach literackich - osób piszących (chciałem napisać – literatów, ale się ugryzłem w klawisz) w Zakopanem w zasadzie nie bywa…

Wzruszającym momentem było wręczenie emerytowanemu od kilkunastu lat profesorowi uroczystego „adresu” przez dyrekcję Liceum im. Kenara (Stanisław Cukier i Alicja Marduła), a także obecność wielu Anna Zadziorko, Zygmunt Piekacz, Jerzy Gruszczyński, Jerzy Jędrysiak, Mariusz Koperskimłodych ludzi z „Kenara”, których Zygmunt Piekacz z pewnością nie uczy. Ciepłe i uroczyste przemówienie miał wiceburmistrz Mariusz Koperski, ale najbardziej mnie ucieszyło sympatyczne i mądre (oraz krótkie!) wystąpienie przewodniczącego Rady Miejskiej Janusza Zacharki, który komplementował jubilata w towarzystwie radnych z Komisji Kultury Macieja Wojaka oraz Jerzego Jędrysiaka, a uznanie dla twórczości i osoby Zygmunta Piekacza było cennym porozumieniem Mariusz Koperskipomiędzy podziałami politycznymi…

Potem było wino i ciasteczka, a ja zauważyłem, że więcej osób stało w kolejce z kwiatami do jubilata, niż przepychało się do suto zastawionego stołu. Spotkanie sympatycznie jak zwykle prowadziła dyrektorka Galerii - Anna Zadziorko. Wystawie, która będzie czynna zaledwie do 8 grudnia (stanowczo za krótko, w dodatku w okresie Marek Król, Piotr Biespozasezonowym!) towarzyszy bardzo ładnie wydany katalog z pięknymi fotografiami Roberta Gąsienicy. Dodam, że w wystawie "uczestniczy" także kilka prac córki jubilata - Lucyny Piekacz.

A wracając do tych, których na wystawie nie było – mógłbym wymienić tu kilka instytucji kulturalnych i kilkunastu działaczy kultury i oświaty, także artystycznej, którzy nie bywają nigdzie poza własnymi firmami, a i tam najchętniej w godzinach pracy. Ale spuśćmy na to zasłonę milczenia: nie wszyscy „ludzie kultury”, zwłaszcza z nowego zaciągu, zdają sobie sprawę z tego, że nie wystarczy „pracować w kulturze” – trzeba jeszcze być człowiekiem kulturalnym.