Puste krzesła w "Atmie"

W 1937 roku w dniu 29 marca wypadała Niedziela Wielkanocna. W sanatorium Clinique du Signal w szwajcarskiej Lozannie od dwóch dni umierał Karol Szymanowski. Przewieziono go z Grasse na francuskiej Riwierze, gdzie lekarze i wieloletnie zaniedbania skazały go na śmierć na gruźlicę. U łoża umierającego stała jego siostra Stanisława i szwajcarski lekarz. Szymanowski odzyskał przytomność, dojrzał lekarza i po francusku wyszeptał:
-J'ai froid, docteur, j'ai froid...
Z tymi słowami zmarł.
Pisał kiedyś w jednym z listów do przyjaciół, że chciałby mieć połowę tych pieniędzy, które kiedyś państwo polskie wyda na jego pogrzeb. Wtedy do tego pogrzebu doczekałby spokojnie. Feta pośmiertna rzeczywiście była wielka, ale i tu Szymanowski nie miał szczęścia: pochowano go w Krypcie Zasłużonych na Skałce, a z ciała wyjęto serce z zamiarem złożenia go albo w Kościele świętego Krzyża, obok serca Chopina, albo w Zakopanem, w Kaplicy Gąsieniców, tymczasowo deponując je w Warszawie, najpierw w Szpitalu Ujazdowskim, potem w kaplicy Sióstr Sercanek przy ul. Reja. 6 sierpnia 1944 roku cenna relikwia spłonęła w czasie Powstania Warszawskiego razem z całym budynkiem.

Od przeszło 20 lat w rocznicę śmierci kompozytora w zakopiańskiej Atmie odbywają się koncerty. Początkowo w marcu właśnie organizowano Dni Muzyki Karola Szymanowskiego, potem, po przeniesieniu festiwalu na inny termin - w marcu zaczęliśmy spotykać się na skromniejszych nieco Wieczorach Kameralnych. W ubiegłym roku Fundacja imienia Karola Szymanowskiego, założona z inicjatywy jego siostrzenicy, nieżyjącej już Krystyny Dąbrowskiej, przyznała pierwsze nagrody za propagowanie dzieła wielkiego kompozytora. Otrzymały je wtedy muzykolog Teresa Chylińska i wielka skrzypaczka Wanda Wiłkomirska. W tym roku nagrody Fundacji Szymanowskiego, tradycyjnie wręczane właśnie w Atmie, w czasie koncertów, przyznano śpiewaczce Stefanii Woytowicz i pianiście Jerzemu Godziszewskiemu.

Na tegoroczne Marcowe Wieczory Kameralne złożyły się trzy koncerty w "Atmie" i jedna impreza towarzysząca w Galerii Władysława Hasiora. Ta ostatnia miała przedstawiać - także już tradycyjnie - muzykę elektroniczną, jako że u mistrza nie ma fortepianu - ale tym razem prowadzący tego rodzaju koncerty Józef Patkowski zaniemógł na serce i do Zakopanego przyjechać nie mógł. Dlatego też niejako w zastępstwie, wystąpiły flecistka Jagoda Sokołowska i harfistka Małgorzata Zalewska, a prezentowano muzykę od impresjonistów do kompozytorów współczesnych.

W Atmie w piątek wystąpiła najpierw Jadwiga Gadulanka, której na fortepianie towarzyszył Andrzej Dutkiewicz, śpiewaczka zaprezentowała 4 z dwunastu pieśni kurpiowskich opus 58-me, skomponowanych w "Atmie" w latach 1930-32, a następnie bardzo wczesną pieśń Daleko został cały świat do słów Kazimierza Tetmajera z opusu drugiego, by zakończyć krótki recital jednym z fragmentów poematów do słów Jana Kasprowicza - Jestem i płaczę. W drugiej części grał amerykański pianista Peter Gach, absolwent wydziału pianistyki oraz... języków słowiańskich uniwersytetu stanowego w Indianie (USA). Trzyletni staż w klasie profesora Jana Ekiera w warszawskiej akademii muzycznej zaowocował dobrą znajomością dzieł Chopina i Szymanowskiego. W "Atmie" Peter Gach zagrał III sonatę Szymanowskiego, a przedtem dwie części pierwszej sonaty Charlesa Ivesa. Połączenie może i historycznie słuszne, jako że kompozytorzy byli niemal rówieśnikami, ale stylistycznie ryzykowne, na szczęście wrażenie po Ivesie szybko zatarło się po dobrym wykonaniu Szymanowskiego.
W drugim dniu Szymanowski był już tylko przelotnym gościem na koncercie. Wieczór kameralny rozpoczął duet Weronika Macchia-Kadłubkiewicz - skrzypce i jej siostra Maria Schreiber - fortepian prezentując trudną i może dlatego rzadko grywaną bretońską kołysankę Szymanowskiego La Berceuse d'Aitacho Enia. Potem przed publicznością została sama Weronika, by zaprezentować prawykonanie nowego utworu Witolda Szalonka, skomponowanego w 1997 roku pod tytułem Chacona-Fantazja. Sam kompozytor pisał w programie koncertu: Pierwsze "usłyszane" frazy Chaconne wskazywały na to, że jej "chrzestną" jest wielka imienniczka Bacha, zaś cechy stylistyczne dalszych partii korciły, aby dać jej tytuł "Ciacona polacca". Jej szymanowsko-podhalańska nuta jest jednak tak oczywista, że podkreślanie polskości utworu w jego nazwie uznałem za zbędne.
No cóż - dla mnie jednak nuta ta zdecydowanie nie była oczywista - podhalańskiej w ogóle nie usłyszałem, a z Szymanowskiego wypatrzyłem tylko kilka pasaży wziętych z Mitów. Ale może nieuważnie słuchałem? Rzecz jednak interesująca i przez przeszło 10 minut trzymająca w napięciu, może także ze względu na dość wirtuozowskie momenty, z maestrią zagrane przez Weronikę Macchia-Kadłubkiewicz. Podobny charakter miał utwór męża Weroniki - Salvatore Macchia - Inverno na skrzypce solo.
W drugiej części wieczoru Maria Szraiber przedstawiła kilkanaście utworów Klaudiusza Debussye'go. Oklaskom nie było końca, a już po części oficjalnej pianistka przedstawiła jakby appendix, także złożony z popularnych dzieł mistrza impresjonizmu.
W niedzielę po południu z recitalem utworów Szymanowskiego wystąpił znakomity pianista Jerzy Godziszewski. Najpierw usłyszeliśmy po mistrzowsku zagraną Fantazję C-dur, a potem, w przerwie koncertu, wręczone zostały doroczne nagrody Fundacji imienia Szymanowskiego. Najpierw otrzymała ją przybyła specjalnie na ten wieczór do Zakopanego wspaniała śpiewaczka Stefania Woytowicz, pięknie wyglądająca w gustownym czarnym stroju i wzruszająco wspominająca swoje kontakty z muzyką Karola Szymanowskiego oraz koncertant, Jerzy Godziszewski. Medalem za upowszechnianie muzyki Szymanowskiego uhonorowano również Jadwigę Romańską, a dyplomem honorowym - dyrektor Izabelę Bojkowską z Ministerstwa Kultury i Sztuki, towarzyszącą Atmie od 20 lat.
Po przerwie Jerzy Godziszewski grał jeszcze 4 mazurki z opusu 50 oraz niesłychanie impresyjnie przedstawił trzy poematy na fortepian op. 29 - Metopy. Na bis usłyszeliśmy jeszcze dwa mazurki.

W tegorocznych uroczystościach brali udział między innymi przedstawiciele rodziny Karola Szymanowskiego - Kasia i Karol Juchniewiczowie, dla których kompozytor był wujecznym pradziadkiem. Byli obecni członkowie zarządu Towarzystwa Muzycznego, kilkoro nauczycieli szkoły muzycznej, kilkoro zakopiańskich melomanów, na ostatnim koncercie pokazał się nawet przewodniczący rady miejskiej z całą rodziną. Ale nawet w maleńkiej "Atmie" w niedzielę były wolne miejsca. Niech żałują ci, co nie przyszli - następny festiwal Szymanowskiego będzie Zakopanem na początku lipca. O ile, naturalnie, znajdą się na to pieniądze.

Maciej Pinkwart
29 marca 1998 r.

Powrót do strony głównej