Maciej Pinkwart

Salon w pałacu

TUTAJ skan artykułu

 

Adam Kitkowski co roku organizuje dla zakopiańczyków i ich gości muzyczne lato, które tym razem przebiega pod hasłem upamiętnienia 70-lecia śmierci Ignacego Jana Paderewskiego. Kolejny z koncertów pod egidą Tatrzańskiego Klubu Niezależnych odbył się 16 lipca 2011 w salonie „Jasnego Pałacu”.

Salon to bywa tu od święta, bowiem na co dzień pachnie pomidorową i pobrzękują sztućce, jako że Tatrzańska Agencja Rozwoju, Promocji i Kultury prowadzi tu dom wczasowy ze stołówką, a tylko od czasu do czasu, zwykle z inicjatywy Ewy Czamańskiej, sama organizuje, lub użycza innym fortepianu z okolicą. Tym razem mieliśmy okazję wysłuchać recitalu skrzypcowego 26-letniego Roberta Bachary z Wrocławia, któremu na fortepianie towarzyszyła Katarzyna Kaczorowska.

Muzyczną ucztę zaczęliśmy w zasadzie od deseru, bo przecież słynnej, przebojowej Legendy Henryka Wieniawskiego nie można uważać za przystawkę. Zagrana klasycznie, natychmiast wpadła w ucho słuchaczom i usposobiła ich pozytywnie do wykonawców, do czego zresztą przyczyniły się także ich miłe i uśmiechnięte twarze. Temperatura oklasków wzrosła jeszcze po następnym utworze – równie znanym i lubianym Kujawiaku a-moll tego samego kompozytora, zagranym naprawdę wirtuozowsko. Kończące utwór flażolety zagrane były idealnie czysto, co nie zdarza się zbyt często. Potem Robert Bachara siadł na sofie by odpocząć, a Katarzyna Kaczorowska zaprezentowała jedyny utwór duchowego patrona koncertu – Ignacego Jana Paderewskiego. Był to fortepianowy Menuet G-dur op. 14 nr 1 - ten, który młody mistrz skomponował na złość Tytusowi Chałubińskiemu, nadmiernie jak na ambicje Paderewskiego kochającego Mozarta. Zirytowany tym gustem Paderewski kiedyś skomponował utwór á la Mozart, zagrał Chałubińskiemu, a ten dał się nabrać. Jednakże gdyby Chałubiński słuchał menueta w „Jasnym Pałacu”, nigdy nie pomyliłby go z Mozartem, bo utwór brzmiał on ciężko, z ciemną, niemal beethovenowską barwą i przesadną dynamiką, do czego pewno przyczynił się instrument  - gabinetowy „Petroff”, zdecydowanie bardziej nadający się do akompaniamentu niż do grania solo.

Doskonałe brzmienie miał za to Nokturn op. 27 nr 2 Chopina, w opracowaniu na skrzypce i fortepian Augusta Wilhelmiego oraz następująca bezpośrednio po nim Pieśń Roksany Karola Szymanowskiego, w opracowaniu Pawła Kochańskiego. Potem poszła odpocząć pianistka, a Robert Bachara zaprezentował dwa kaprysy Wieniawskiego na skrzypce solo (op. 18 nr 3 i La Cadenza op. 10), niewątpliwie wirtuozowskie, ale bardziej pokazujące umiejętności gimnastyczne niż muzyczne solisty. Na zakończenie zamiast deseru (ten, jak wiemy, skonsumowaliśmy na początku) Robert Bachara i Katarzyna Kaczorowska zaserwowali nam smaczną, ale ciężkostrawną pieczeń bawarską w sosie francuskim, w postaci Fantazji Wieniawskiego na motywach opery Faust Charlesa Gounoda A-Dur op. 20. To w ogóle jest nieco anachroniczna dziś kompozycja: w czasach kiedy prawie nikt nie zna oryginału tej XIX-wiecznej opery, nie sposób docenić kunsztu parafraz, dokonanych przez Wieniawskiego. Otwierające tę kilkunastominutową kompozycję allegro moderato jest ponure i usypiające, następująca po nim kadencja wrażenia tego nie zmienia, po czym kilka kolejnych fragmentów przypomina dialog w systemie simplex: jak grają skrzypce, to fortepian milczy i odwrotnie. Za oknami zapadał zmierzch, na sali robiło się coraz ciemniej i senniej, ale na koniec, po lirycznym duecie Fausta i Małgorzaty, obudził nas na szczęście motyw finału (w oryginale wykonywany przez balet), w tym wypadku zagrany przez Roberta Bacharę niemal z przytupem.

Oklaski były gromkie, ale krótkie, na szczęście celnym zwischenrufem prowadzący koncert Adam Kitkowski wymusił bis, którym był grany już wcześniej Kujawiak a-moll Wieniawskiego. Paderewski, patronujący imprezie, poza Menuetem występował wyłącznie w słowie wstępnym konferansjera. Dobre i to. Bo gdy w zeszłym roku przypadała 150 rocznica urodzin mistrza, tak mocno związanego z Zakopanem – upraszałem władze miasta, by do kompletu obok Szymanowskiego i Karłowicza na Pęksowym Brzyzku umieścić tablicę upamiętniającą „najlepszego pianistę wśród premierów”, ale jakoś Paderewski nie znalazł uznania. Może uda się to teraz, w 70-lecie śmierci twórcy „Album tatrzańskiego”?