Maciej Pinkwart
Witkacy muzycznie
Zawsze
miałem pecha do sukcesów. Prawie wszystko, co mi się w życiu udało, zwykle obracało się przeciwko mnie. Ale przyzwyczaiłem się: ustaliłem sam ze
sobą, że taka jest cena sukcesu i szlus, jak by powiedział Witkacy. Doskonale
też sprawdzała się w moim życiu zasada – chcesz mieć wroga? Wyrządź komuś
przysługę. Na wrogach nigdy się nie zawiodłem. Na przyjaciołach… No, nie mówmy o
tym. Ale działało to też w drugą stronę: kiepsko rozpoczęte wydarzenia zmieniały
się w sukces, a ludzie niechętni przechodzili na stronę moich zwolenników. Czyli
bilans w zasadzie był na zero.
Ciekawe pod tym względem były dla mnie lata 80-te. W 1985 r.
przypadała setna rocznica urodzin Stanisława Ignacego Witkiewicza. Wiedziałem,
naturalnie, o skomplikowanych dziejach przyjaźni między Witkacym a Karolem
Szymanowskim i doszedłem do wniosku, że twórca Harnasiów, dysponujący już od
prawie dziesięciu lat muzeum w Zakopanem, powinien w to stulecie użyczyć miejsca
Witkiewiczowi i zaprosić do Atmy jego pamięć. Wymyśliłem też, że mając matkę –
pianistkę i nauczycielkę muzyki, Witkacy może być także uczczony
muzycznie. Zaczęło się od tego, że w pokoju muzycznym Atmy urządziłem niewielką
wystawę dokumentalną pod tytułem Witkacy u Szymanowskiego, pokazującą trochę
fotografii, dokumentów i książek, ukazujących postać autora Szewców na tle
Zakopanego z czasów, dla których oni obaj – Szymanowski i Witkiewicz byli niejako
postaciami symbolicznymi. Najcenniejszym eksponatem na wystawie był egzemplarz
pierwszej publikacji filozoficznej Witkacego pt. Pojęcie istnienia i wynikające
z niego pojęcia i twierdzenia, z odręczną dedykacją Witkiewicza dla doktora
Olgierda Sokołowskiego – który był w latach 30. osobistym lekarzem zakopiańskim
Karola Szymanowskiego, w czasach gdy mieszkał on w Atmie. Broszurę tę osobiście
wygrzebałem w stercie śmieci, przeznaczonych do spalenia po likwidacji
mieszkania w willi, w której niegdyś doktorostwo Sokołowscy w Zakopanem
mieszkali. A w Atmie, w gabinecie Szymanowskiego stało ofiarowane nam przez
Julię Sokołowską pianino, na którym podobno kompozytor grywał w domu swojego
lekarza. Ja zaś miałem do filozofii Witkacego stosunek nader osobisty – zdawałem
„z niej” w czasie egzaminu doktorskiego. Duże zainteresowanie
zwiedzających budził także odpis aktu małżeństwa Witkiewicza z Jadwigą z Unrugów,
wydobyty przeze mnie z kancelarii parafii zakopiańskiej. Wystawę otworzyliśmy
dokładnie w stulecie urodzin Witkacego – 24 lutego 1985 r. Tego samego dnia w
salce dawnego Sanatorium Czerwonego Krzyża przy Chramcówkach, gdzie niegdyś
grywał na fortepianie Karol Szymanowski, grupa młodych aktorów z Krakowa pod
wodzą Andrzeja Dziuka pokazała dwie sztuki wg tekstów Witkacego. Był to początek
istnienia słynnego dziś i niezwykle ważnego nie tylko dla Zakopanego Teatru
Witkacego.
W czerwcu 1985 r. wspólnie z Towarzystwem Muzycznym im. K. Szymanowskiego
zorganizowaliśmy festiwal Zakopiańskim szlakiem Stanisława Ignacego
Witkiewicza. Wymyśliłem, że w kilku autentycznych wnętrzach z jego epoki
zaprezentujemy teksty Witkacego i o Witkacym w towarzystwie muzyki z jego
czasów. Ponieważ te międzywojenne domy były niewielkie i zabytkowe – tamte
późnowieczorne imprezy mogły być przeznaczone dla niewielkiego grona elitarnych
gości za specjalnymi zaproszeniami, natomiast następnego dnia ten sam repertuar
w tym samym wykonaniu powtarzany był na popołudniowym spektaklu w sali galerii
BWA, tym razem już dla wszystkich chętnych, którzy kupili bilety.
Sprawa błyskawicznie stała się głośna i modna. 7 czerwca 1985 r. w moim biurze w
Atmie pojawił się szczupły pan o tak niecharakterystycznej twarzy, że z
pewnością nie poznałbym go po paru dniach na ulicy. Poinformował mnie, że jest
pracownikiem Służby Bezpieczeństwa i z ramienia tego organu „opiekuje się”
naszym muzeum, które ma u siebie „na wykazie”, więc prosi o zaproszenia na
wszystkie imprezy. Zapewnił, że nie będzie przeszkadzał, ale musi dla swoich
zwierzchników napisać sprawozdanie. Przedstawił się jako Jan
Kowalski.
Dokonałem heroicznego wysiłku i zachowałem powagę, ale nasz „opiekun”
najwidoczniej zauważył moje
wysiłki, bo wyciągnął legitymację służbową i zapewnił mnie, że nie widzi nic
śmiesznego w tym, że tak właśnie się nazywa – a wszystkich jakoś to bawi.
Zauważyłem go tylko na jednym występie, potem albo idealnie wtopił się w tłum
publiczności, albo sobie odpuścił – bo ewidentnie miał nas w nosie, a owo
„opiekowanie się” Atmą traktował chyba jak karę nałożoną nań przez przełożonych.
Zaczęliśmy bowiem 9 czerwca 1985 r. od recitalu organowego w kościele przy
Krupówkach, gdzie recital Józefa Serafina upamiętniał fakt, że tam Witkacy brał
ślub. Nazajutrz w willi „Oksza” będącej wówczas domem wczasowym krakowskich
władz wojewódzkich Gustaw Holoubek czytał fragmenty Listów do syna Stanisława
Witkiewicza-ojca, a towarzyszyła mu klasyczna trzyosobowa kapela góralska,
prowadzona przez
Władysława Zaryckiego. Zgodnie z planem, dzień później Holoubek
i Zarycki wystąpili po południu w BWA, a późno wieczór w Atmie Tadeusz Huk
czytał ciekawe teksty Witkacego o Szymanowskim.
Towarzyszył mu pianista Andrzej Tatarski, grając m.in. I
sonatę Szymanowskiego, dedykowaną Witkiewiczowi. 12 czerwca Jerzy Stuhr w Muzeum
Kasprowicza na Harendzie czytał witkacowskie fragmenty książki Henryka Worcella
Wpisani w Giewont czemu towarzyszyła muzyka z taśmy. Dzień później spotkaliśmy
się we wnętrzu, gdzie Witkacy raczej nie bywał – w Galerii Sztuki na Kozińcu,
gdzie Magda
Zawadzka czytała 622 upadki Bunga, a Waldemar Malicki zachwycił nas
improwizacjami fortepianowymi w Witkacowskim stylu. W tym samym czasie i w tym
samym miejscu Muzeum Tatrzańskie prezentowało słynną wystawę Twarze, na którą
złożyły się portrety rysowane pastelami przez Witkacego osobom, mocno związanym
z Zakopanem, pozostające w zbiorach muzeum.
14 czerwca 1985 spotkaliśmy się w miejscu, najbardziej może
związanym z Witkacym – w willi „Witkiewiczówka” na Antałówce, należącej ongi do
ciotki oraz kuzynki Witkacego – Marii Witkiewicz starszej („cioci Mery”)
i Marii Witkiewicz młodszej („Dziudzi”), gdzie w latach 30. miała siedzibę Firma
Portretowa „Stanisław Ignacy Witkiewicz”. W 1985 r. był tam
dom wczasowy związku zawodowego pracowników przemysłu budowlanego i koncert
odbył się na parterze, w stołówce pensjonatu… Udało mi się namówić do
współpracy Jana Ptaszyna Wróblewskiego, który najpierw stworzył jazzową
aranżację muzyki
Henryka Warsa z filmu
Sportowiec mimo woli,
którego akcja toczy się w
Zakopanem i Tatrach i do wykonania tej muzyki przywiózł do
Witkiewiczówki kapelę marzeń: poza Ptaszynem, grającym na tenorze, w
koncercie wzięli udział: Henryk Miśkiewicz – sax alt, Henryk Majewski – trąbka,
Andrzej Jagodziński – fortepian, Czesław Bartkowski – perkusja i Dariusz
Oleszkiewicz – kontrabas. Fragmenty felietonu Demonizm Zakopanego czytał
Janusz Zakrzeński, obsadzony w tymże 1985 r. w roli Witkacego w filmie Grzegorza
Dubowskiego Tumor Witkacego. Ten koncert już nie był powtarzany w galerii
BWA – tu, na zakończenie festiwalu aktor Tadeusz Malak czytał fragmenty dzieła
Nowe formy w malarstwie Witkiewicza, zaś tło muzyczne tworzyli na dwóch
fortepianach Jerzy Łukowicz i Marek Koziak, grający motywy ze Święta wiosny
Igora Strawińskiego.
Po
tygodniu, podczas którego prowadziłem wszystkie imprezy, przebierałem się coraz
to inaczej do każdego koncertu, ogrywałem ciupagę, którą podobno Witkacy dostał
od Sabały, cały czas miałem pietra, czy coś się nie posypie i zastanawiałem się,
jakie sprawozdanie napisze o nas agent Kowalski – nareszcie się wyspałem,
a następ
- Jako pierwsi w Zakopanem rozpoczynamy obchody stulecia urodzin Stanisława Ignacego Witkiewicza…
Po spektaklu Autoparodii zabrał głos guru witkacologów, profesor Janusz
Degler, który zaczął od dowcipu:
- Przyjechałem wczoraj do Zakopanego i idąc po ulicach zobaczyłem afisz wystawy
Witkacy u Szymanowskiego. Ciekaw jestem co za idiota wymyślił, żeby
prezentować Witkiewicza u Szymanowskiego, przecież to byli tak różni artyści…
Zawiesił głos, dostał brawko, a ja ze środka sali podniosłem rękę, wstałem i powiedziałem:
- To ja, proszę pana. To ja jestem tym idiotą, który to wymyślił.
Wiele osób myślało,
że to dalszy ciąg spektaklu, taka Witkacowska ustawka…
Niedługo potem z profesorem Deglerem bardzo się polubiliśmy i współpracujemy do
dziś, Teatr Witkacego gra od kilku lat moją sztukę o kobietach w życiu
Witkacego
i nawet od czasu do czasu przysyła mi zaproszenia do kupienia sobie biletów na
kolejną premierę, a ja opublikowałem wielką książkę
Wariat z Krupówek,
przedstawiającą zakopiańską biografię Stanisława Ignacego Witkiewicza. Niemniej
jednak i wtedy, i teraz czuję się poniekąd jak dziecko z sąsiedniego osiedla,
które weszło do nieswojej piaskownicy.