Maciej Pinkwart
Na Orawie ława
8 października 2021
Mój
epizod paryski był tylko krótką przerwą w przygotowaniach do kolejnego
organizowanego przez Towarzystwo Muzyczne im. K. Szymanowskiego festiwalu
Marcowe Wieczory Kameralne, który w 1986 r. miał uczcić dziesiątą rocznicę
otwarcia muzeum w Atmie. Już gdzieś tak w połowie 1985 roku wymyśliłem sobie, że
kulminacją festiwalu będzie koncert Polskiej Orkiestry Kameralnej, która miała
wystąpić w trochę antyakustycznej galerii Biura Wystaw Artystycznych przy
Krupówkach. A głównym akcentem tego koncertu miał być nowy inspirowany
góralszczyzną utwór Wojciecha Kilara. Kilar przyjął propozycję z umiarkowanym
entuzjazmem, przynajmniej ja tak to zinterpretowałem. Ale zgodził się napisać
niedługi utwór na małą orkiestrę. Zgodził się – i tyle. Najpierw dzwoniłem do
niego w tej sprawie co miesiąc. Potem co tydzień. Pod koniec 1985 roku
powiedział mi, że zaczął pisać i ucieszył się, kiedy się dowiedział, że
orkiestrą na koncercie zakopiańskim będzie dyrygować nasz wspólnych przyjaciel –
muzyk, ale zarazem taternik, Wojciech Michniewski. W kilka dni po powrocie z
Paryża dowiedziałem się, że utwór jest już w próbach, ma kilkanaście minut i
nazywa się Orawa.
Oczywiście od razu sobie pomyślałem, że kompozytor wyposażył się w publikację
Emila Miki Pieśni orawskie, skąd zaczerpnął inspirujące motywy, albo
może któryś z zakopiańskich przyjaciół zaśpiewał mu najpopularniejszy „hit”
orawski, znany wszystkim mieszkańcom i bywalcom tego regionu:
uOrawa, uOrawa, na uOrawie ława
któryndy chodzili, któryndy chodzili uOrawci do prawa…
Wojciech Kilar i Maciej Pinkwart po prawykonaniu "Orawy"
Jednak nic z tych rzeczy. Kilar nawet w Orawie pozostał wierny Podhalu
– cytaty w tym utworze są stricte podhalańskie, a nazwa jest taka jak jest – bo
jej brzmienie się kompozytorowi podobało. Brzmienie słowa „Orawa”. Ale o tym
przekonaliśmy się dopiero 10 marca 1986 r. Program koncertu poświęconego
10-leciu „Atmy” ułożył Wojciech Michniewski i trzeba przyznać, że był to program
mistrzowski: najpierw Polska Orkiestra Kameralna wykonała Colas Bregnon
Tadeusza Bairda, potem usłyszeliśmy Serenadę na orkiestrę smyczkową
Mieczysława Karłowicza, następnie Elżbieta Chojnacka zagrała z orkiestrą
Koncert klawesynowy Henryka Mikołaja Góreckiego, no i na koniec clou
wieczoru – prawykonanie Orawy Wojciecha Kilara.
Prowadziłem ten koncert i muszę przyznać, że wzruszenie było ogromne. Nie tylko
ja odczuwałem wielkość tej chwili - kompozytor był na sali i denerwował się
ogromnie, ale sukces był zupełny – po końcowym „hej”, wykrzyczanym przez całą
orkiestrę owacja trwała kilkanaście minut, Kilar dostał od doktora Wincentego
Galicy góralski kapelusz, i chyba wszyscy byliśmy świadomi tego, że Zakopane
było świadkiem pierwszej prezentacji utworu, który ma szanse stać się wielkim
przebojem.
Tak też się stało. Miałem okazję potem wielokrotnie słyszeć Orawę w
rozmaitych wykonaniach, lepszych i gorszych, klasycznych i adaptowanych na
rozmaite składy muzyczne i przekonałem się, że owa kilarowska góralszczyzna
wcale nie jest odbierana folklorystycznie (może tylko w Zakopanem
detektywistycznie szperano w partyturze tropiąc ślady wiodące przez muzyczne
Janickowe perci…), tylko jako świetny kawałek dobrej muzyki. Bodaj drugi raz
wykonano Orawę – jeśli się nie mylę – na zamku w Pszczynie.
Bielską Orkiestrę Kameralną prowadził Tadeusz Kocyba. Ponieważ był on także
kompozytorem i tworzył muzykę dla Studia Filmów Animowanych w Bielsku-Białej,
Kilar mówił, że Orawę zagra Filharmonia imienia Bolka i Lolka. Grali
świetnie. Uniwersalizm nowej
kompozycji uświadomiłem sobie na dobrą sprawę parę lat później, kiedy w 2005 r.
Orawę zagrała w słowackim Kieżmarku Szwajcarska Młodzieżowa Orkiestra
Symfoniczna pod dyrekcją Kaia Bumanna, a muzycy, wśród których przeważały
dziewczyny o skośnych oczach, świetnie się bawili, zwłaszcza przy końcowym
„Hej!”.
Zabawnego paradoksu, iż utwór o tytule „Orawa” słuchaliśmy w jednym z
najważniejszych miast Spisza zdaje się nie zauważył poza mną nikt, w końcu –
tytuł jak tytuł. Ale parę lat później udało mi się doprowadzić do tego, że
dzieło Wojciecha Kilara zostało zagrane w sercu Orawy – na dziedzińcu muzeum w
Zamkach Orawskich, w ramach polsko-słowackiego projektu „Muzyka pod Tatrami”. 12
czerwca 2011 r. Tatrzańska Orkiestra Klimatyczna, pod batutą Agnieszki Kreiner
zagrała na Zamku świetnie przygotowany koncert, w którym obok dzieł
inspirowanych Tatrami, autorstwa kompozytorów słowackich, zaprezentowano utwory
Ignacego Jana Paderewskiego, Karola Szymanowskiego, Barbary Kaszuby i właśnie
Orawę Wojciecha Kilara. Wykonanie było perfekcyjne, rzecz przyjęto
bardzo dobrze, tylko na afiszach, zapraszających Słowaków na koncert - nie było
ani słowa o programie imprezy, za to wyeksponowano wielkimi literami to, że
wstęp jest bezpłatny. A osoba, prowadząca koncert ani słowem nie wspomniała o
tym, że końcowy utwór jest dziełem najwybitniejszego współczesnego kompozytora
polskiego, że nosi tytuł Orawa i że po raz pierwszy jest wykonywany na
Orawie właśnie.
Potem grywano Orawę w aranżacji na kwartet smyczkowy, na 12 saksofonów,
na trio akordeonowe, na osiem wiolonczel, na zespół jazzowy… Ale osób, które
pamiętają, albo po prostu wiedzą, że utwór ten powstał dla Atmy i w Zakopanem
miał prawykonanie jest już coraz mniej.