Maciej Pinkwart

4 czerwca 2021

Hair

 

Przed dniem dziecka telewizja „Kultura” emitowała film Miloša Formana Hair, co przypomniało mi historię, związaną z moim pierwszym longplayem. Zaczęło się od tego, że jako prezent ślubny w 1972 r. dostaliśmy adapter „Master Hit” firmy „Unitra Fonica”.

Długo stał nieużywany, bo nie mieliśmy ani jednej płyty – do czasu aż mój podwójnie były szwagier Jacek Kalabiński – były mąż siostry mojej byłej żony - dał nam w prezencie płytę wytwórni RCA Victor, zawierającą w podwójnym albumie komplet piosenek broadwayowskiej wersji musicalu Hair.

Słuchaliśmy tego na okrągło, bo początkowo mieliśmy tylko tę jedną płytę, a potem gdy były już inne, ta akurat podobała nam się najbardziej. Kiedy przeprowadziliśmy się z Warszawy do Zakopanego - pracowałem początkowo jako urzędnik do 15.00, żona wychodziła do pracy do szkoły muzycznej gdzieś koło 14.00, a między 14.00 a 15.00 dyżur przy dziecku pełnił mój teść. Kiedy zadyszany wracałem biegiem do domu - oczywiście nie było mowy o żadnych samochodach – teść w jesionce stał już w drzwiach, bo się spieszył, dziecko wrzeszczało na cały blok, ale ogarniałem to jakoś i włączałem płytę Hair. Najdalej przy szóstej piosence (Manchester – England) Sergiusz zasypiał - być może wynikało to z faktu, że żona będąc w ciąży też słuchała tej muzyki i dziecko się do niej po prostu przyzwyczaiło tak, że Hair stał się jego ulubioną dobranocką.

Któregoś dnia byli u nas znajomi i siedzieliśmy w kuchni (bo mieliśmy tylko pokój z kuchnią), a trzyletnie już dziecko próbowało zasnąć w pokoju. Marudził, wołał nas, wreszcie wylazł z łóżeczka, stanął w drzwiach i z pretensją wygarnął:

- No, co tak cicho? Zasnąć nie można! Hera mi puśćcie!

Film Formana powstał dwa lata później. Do dziś go nie lubię, bo jego bohater jest taki ni pies ni wydra i nazywa się trochę po francusku, a trochę po góralsku: Claude Bukowski…