Maciej Pinkwart
Obiekt kultu
Gdybyśmy stworzyli (może warto?) listę stu filmów, które kulturalny człowiek
musiałby znać, jeśli naprawdę chce być kulturalnym – Casablanka
Michaela Curtiza znalazła by się na niej na pewno. Film uważany jest za
kultowy, choć Bogiem a prawdą, to sformułowanie nic dziś już nie znaczy.
Uwielbiam „Casablankę” i raz na parę lat muszę ją koniecznie obejrzeć.
Zwłaszcza, gdy mam kiepski nastrój. Ryczę wtedy ze śmiechu w najmniej stosownych
momentach i zastanawiam się, jak taka kicha mogła zyskać taki status i wejść do
filmowego high society.
Amerykanin po przejściach w Paryżu, gdzie prowadzi mały bar, spotyka Norweżkę,
zakochują się w sobie, ale tymczasem Niemcy wchodzą do Paryża, więc bohater,
który ma z faszystami na pieńku, postanawia uciec ze swoją ukochaną, by gdzieś w
Marsylii wziąć ślub. Ale w dniu wyjazdu dziewczyna nie przychodzi, doręcza tylko
list, w którym pisze, że nie przyjdzie i że się już nigdy nie spotkają. Ale się
spotykają - w Casablance, gdzie rządzi Francja pod rządami kolaborantów z Vichy,
gdzie Rick znowu prowadzi kawiarnię. Ilsa pojawia się tam ze swoim mężem, który
jest przywódcą antyhitlerowskiej koalicji w całej Europie. Była mężatką już
wtedy, gdy kochała się z Rickiem, ale mąż był w obozie koncentracyjnym, skąd
uciekł i miał się kiepsko. Chcą wyjechać do Portugalii, a stamtąd do Ameryki,
gdzie Victor będzie nadal kierował walką z Niemcami. Ale nie mają wiz i legalnie
ich nie dostaną, bo sprzeciwia się temu Gestapo i kolaborujący z nim szef
miejscowej policji. Rick takie wizy ma. Ilsa jest gotowa na wszystko by je
zdobyć – iść do łóżka z Rickiem albo go zabić, wszystko jedno, by uratować męża,
którego kocha. Ale bardziej kocha Ricka, więc w efekcie postanawia z nim zostać,
podczas gdy ukochany mąż wyjedzie, by dalej ratować świat. Rick jednak uznaje,
że Laszlo może uratować świat tylko u boku Ilzy, a ona bez męża też nie będzie
szczęśliwa. Oddaje im swoje dwie wizy, zmusza ją do wyjazdu z mężem, a sam
zostaje walczyć z faszystami, u boku skorumpowanego szefa policji, z którym się
zaprzyjaźnia. Napisy końcowe.
W tym filmie wszystko jest złe. Treść przedstawiłem. Obsada głównych ról jest
dokonana przeciw aktorskiemu emploi: Ricka gra Humphrey Bogart,
metr pięćdziesiąt w kapeluszu, skrzeczący wysokim głosem jak rolnik z Ohio,
doskonały jako policjant w „Sokole maltańskim” czy prywatny detektyw w „Wielkim
śnie”, tu ma być amantem, ale wygląda na to, że miłość to dla niego w zasadzie
tylko okolice flaszki z burbonem. Ingrid Bergman, jako jego
kochanka Ilza jest tak gorąca, że gdy zbliża się do Ricka, brandy zamarza mu w
szklance. Paul Henreid
jako konspirator Laszlo kamufluje się doskonale, bo chyba trzeba być głupim
gestapowcem, żeby o walkę z Rzeszą posądzać kogoś o wyglądzie i zachowaniach
głównego księgowego, który nawet zapewniając o miłości swoją żonę, całuje ją co
najwyżej w czoło. Film powstawał wyłącznie w hollywoodzkim studiu i ani jeden
kadr nie pochodził z Casablanki. Wiadomo, trwała wojna i plenery były
niewskazane. Amerykańska ignorancja historyczna, a może amerykańska perspektywa
powoduje to, że mimo iż akcja toczy się w czasie, gdy Niemcy już dawno zajęli
prawie całą Europę i pół Afryki – film zaczyna się słowami „Gdy zbliżała się
druga wojna światowa”… No bo dla Amerykanów wojna zaczęła się po Pearl Harbor, w
grudniu 1941. Fantazja scenarzystów (film zrealizowano na podstawie sztuki
Everybody comes to Rick’s) jest dość uboga: kapitan francuskiej policji
nazywa się Renault, marokański biznesmen to Ferrari, Victor Laszlo jest nie
Węgrem, tylko Czechem, jest wodzem zjednoczonej antyhitlerowskiej opozycji
działającym jak Sitting Bull w bitwie pod Litttle Bighorn, Casablanka leży na
pustyni, oficerowie Gestapo wstają na widok kobiety, a wobec przeciwników
zachowują się jak rycerze maltańscy.
Ale to wszystko pikuś. Gdy grający murzyńskiego pianistę Sama (Sam nie ma
nazwiska, w końcu to tylko Murzyn…) Dooley Wilson przysuwa
pianino do stolika, przy którym w barze u Ricka siedzi Ilsa i zaczyna grać
As Time Goes By– wybaczam realizatorom wszystkie błędy. Wilson był
zawodowym… perkusistą i piosenkarzem – partie fortepianu realizował za niego
Eliot Carpenter lub Jean Plummer. Głównym kompozytorem muzyki do Casablanki
był Max Steiner, słynny także jako twórca ścieżki dźwiękowej do Przeminęło z
wiatrem, ale autorem As Time Go By jest Herman Haupfeld,
który napisał ją do oryginalnej brodwayowskiej sztuki Wszyscy przychodzą do
Ricka. W Casablance Dooley śpiewa jeszcze kilka innych piosenek i
są to najlepsze momenty filmu. Podobno był on też jedynym aktorem, który
kiedykolwiek był w prawdziwej Casablance. Co więcej, Sam niejako stał się
symbolem tego filmu. Wiele osób uważa, że Ilza zachęca muzyka do zagrania i
zaśpiewania piosenki, która jest niejako symbolem romantycznych chwil,
spędzonych z Rickiem w Paryżu zwrotem Play it again, Sam. Taki tekst w
filmie nie pada (Ilza mówi: Zagraj to raz, Sam), ale stał się tytułem
innego filmu, autorstwa Woody Allena, którego bohater Allan
usiłuje nabrać odwagi do scen miłosnych kontaktując się duchowo z Humphreyem
Bogartem.
W czasach, kiedy jeszcze stosunkowo leganie rozpowszechniane były klasyki
filmowe w formacie DivX – obraz był osobnym plikiem, a polski tekst dialogów –
osobnym. Tłumaczyłem wtedy parę filmów, m.in. Casablankę. Napisałem
nawet polski tekst do piosenki, ale jakoś nie zrobiłem na tym kariery jako
tekściarz. Jednak wyłapałem wszystkie smaczki tekstowe, których w scenariuszu
jest sporo, a niektóre przeszły do klasyki – jak ta scena, w której Rick
informuje kapitana Renault, że mierzy mu prosto w serce, a ten bez mrugnięcia
okiem odpowiada, że to jego najmniej czułe miejsce. Po operacji wstawienia
bajpasów pogląd ten jest mi bliski.
Byłem w Casablance. Ba, byłem nawet w „Rick’s Café”.
Naturalnie, pokazana w filmie kawiarnia nigdy nie istniała, tak jak nie istniał
Rick, Ilsa i Laszlo. Ale w 2004 r., na Bulwarze Sour Jdid w Casablance, opodal
Bulwaru Almohadów pani Kathy Kriger, poprzednio radca handlowy
amerykańskiej ambasady w Rabacie, przy pomocy kilkorga przyjaciół założyła „Rick’s
Café”,
tworząc w niej fantastyczny klimat, nawiązujący do słynnego filmu. Wystrój
wnętrza jest identyczny, jak ten, który wymyślili scenografowie Casablanki.
Tylko zamiast pianina w głównej sali stoi fortepian. Prawie zawsze jest tłok.
Czasem słychać As Time Goes By – jest to bądź co bądź druga spośród stu
najlepszych piosenek filmowych świata (pierwsza jest oczywiście Over the
Rainbow). Czy jest coś przyjemniejszego, niż móc wejść w środek czyichś
marzeń? Zwłaszcza, gdy czas mija tak szybko…
Oryginalny soundtrack z Casablanki remasterowany i wydany w 1997 r. (Rhino Movie Music – R2 72911) zawiera 20 pozycji (piosenki i fragmenty dialogu), w tym cztery wersje As Time Goes By