Maciej Pinkwart

13 sierpnia 2021

Obiekt kultu

 

Gdybyśmy stworzyli (może warto?) listę stu filmów, które kulturalny człowiek musiałby znać, jeśli naprawdę chce być kulturalnym – Casablanka Michaela Curtiza znalazła by się na niej na pewno. Film uważany jest za kultowy, choć Bogiem a prawdą, to sformułowanie nic dziś już nie znaczy. Uwielbiam „Casablankę” i raz na parę lat muszę ją koniecznie obejrzeć. Zwłaszcza, gdy mam kiepski nastrój. Ryczę wtedy ze śmiechu w najmniej stosownych momentach i zastanawiam się, jak taka kicha mogła zyskać taki status i wejść do filmowego high society.

Amerykanin po przejściach w Paryżu, gdzie prowadzi mały bar, spotyka Norweżkę, zakochują się w sobie, ale tymczasem Niemcy wchodzą do Paryża, więc bohater, który ma z faszystami na pieńku, postanawia uciec ze swoją ukochaną, by gdzieś w Marsylii wziąć ślub. Ale w dniu wyjazdu dziewczyna nie przychodzi, doręcza tylko list, w którym pisze, że nie przyjdzie i że się już nigdy nie spotkają. Ale się spotykają - w Casablance, gdzie rządzi Francja pod rządami kolaborantów z Vichy, gdzie Rick znowu prowadzi kawiarnię. Ilsa pojawia się tam ze swoim mężem, który jest przywódcą antyhitlerowskiej koalicji w całej Europie. Była mężatką już wtedy, gdy kochała się z Rickiem, ale mąż był w obozie koncentracyjnym, skąd uciekł i miał się kiepsko. Chcą wyjechać do Portugalii, a stamtąd do Ameryki, gdzie Victor będzie nadal kierował walką z Niemcami. Ale nie mają wiz i legalnie ich nie dostaną, bo sprzeciwia się temu Gestapo i kolaborujący z nim szef miejscowej policji. Rick takie wizy ma. Ilsa jest gotowa na wszystko by je zdobyć – iść do łóżka z Rickiem albo go zabić, wszystko jedno, by uratować męża, którego kocha. Ale bardziej kocha Ricka, więc w efekcie postanawia z nim zostać, podczas gdy ukochany mąż wyjedzie, by dalej ratować świat. Rick jednak uznaje, że Laszlo może uratować świat tylko u boku Ilzy, a ona bez męża też nie będzie szczęśliwa. Oddaje im swoje dwie wizy, zmusza ją do wyjazdu z mężem, a sam zostaje walczyć z faszystami, u boku skorumpowanego szefa policji, z którym się zaprzyjaźnia. Napisy końcowe.

W tym filmie wszystko jest złe. Treść przedstawiłem. Obsada głównych ról jest dokonana przeciw aktorskiemu emploi: Ricka gra Humphrey Bogart, metr pięćdziesiąt w kapeluszu, skrzeczący wysokim głosem jak rolnik z Ohio, doskonały jako policjant w „Sokole maltańskim” czy prywatny detektyw w „Wielkim śnie”, tu ma być amantem, ale wygląda na to, że miłość to dla niego w zasadzie tylko okolice flaszki z burbonem. Ingrid Bergman, jako jego kochanka Ilza jest tak gorąca, że gdy zbliża się do Ricka, brandy zamarza mu w szklance.  Paul Henreid jako konspirator Laszlo kamufluje się doskonale, bo chyba trzeba być głupim gestapowcem, żeby o walkę z Rzeszą posądzać kogoś o wyglądzie i zachowaniach głównego księgowego, który nawet zapewniając o miłości swoją żonę, całuje ją co najwyżej w czoło. Film powstawał wyłącznie w hollywoodzkim studiu i ani jeden kadr nie pochodził z Casablanki. Wiadomo, trwała wojna i plenery były niewskazane. Amerykańska ignorancja historyczna, a może amerykańska perspektywa powoduje to, że mimo iż akcja toczy się w czasie, gdy Niemcy już dawno zajęli prawie całą Europę i pół Afryki – film zaczyna się słowami „Gdy zbliżała się druga wojna światowa”… No bo dla Amerykanów wojna zaczęła się po Pearl Harbor, w grudniu 1941. Fantazja scenarzystów (film zrealizowano na podstawie sztuki Everybody comes to Rick’s) jest dość uboga: kapitan francuskiej policji nazywa się Renault, marokański biznesmen to Ferrari, Victor Laszlo jest nie Węgrem, tylko Czechem, jest wodzem zjednoczonej antyhitlerowskiej opozycji działającym jak Sitting Bull w bitwie pod Litttle Bighorn, Casablanka leży na pustyni, oficerowie Gestapo wstają na widok kobiety, a wobec przeciwników zachowują się jak rycerze maltańscy.

Ale to wszystko pikuś. Gdy grający murzyńskiego pianistę Sama (Sam nie ma nazwiska, w końcu to tylko Murzyn…) Dooley Wilson przysuwa pianino do stolika, przy którym w barze u Ricka siedzi Ilsa i zaczyna grać As Time Goes By– wybaczam realizatorom wszystkie błędy. Wilson był zawodowym… perkusistą i piosenkarzem – partie fortepianu realizował za niego Eliot Carpenter lub Jean Plummer. Głównym kompozytorem muzyki do Casablanki był Max Steiner, słynny także jako twórca ścieżki dźwiękowej do Przeminęło z wiatrem, ale autorem As Time Go By jest Herman Haupfeld, który napisał ją do oryginalnej brodwayowskiej sztuki Wszyscy przychodzą do Ricka. W Casablance Dooley śpiewa jeszcze kilka innych piosenek i są to najlepsze momenty filmu. Podobno był on też jedynym aktorem, który kiedykolwiek był w prawdziwej Casablance. Co więcej, Sam niejako stał się symbolem tego filmu. Wiele osób uważa, że Ilza zachęca muzyka do zagrania i zaśpiewania piosenki, która jest niejako symbolem romantycznych chwil, spędzonych z Rickiem w Paryżu zwrotem Play it again, Sam. Taki tekst w filmie nie pada (Ilza mówi: Zagraj to raz, Sam), ale stał się tytułem innego filmu, autorstwa Woody Allena, którego bohater Allan usiłuje nabrać odwagi do scen miłosnych kontaktując się duchowo z Humphreyem Bogartem.

W czasach, kiedy jeszcze stosunkowo leganie rozpowszechniane były klasyki filmowe w formacie DivX – obraz był osobnym plikiem, a polski tekst dialogów – osobnym. Tłumaczyłem wtedy parę filmów, m.in. Casablankę. Napisałem nawet polski tekst do piosenki, ale jakoś nie zrobiłem na tym kariery jako tekściarz. Jednak wyłapałem wszystkie smaczki tekstowe, których w scenariuszu jest sporo, a niektóre przeszły do klasyki – jak ta scena, w której Rick informuje kapitana Renault, że mierzy mu prosto w serce, a ten bez mrugnięcia okiem odpowiada, że to jego najmniej czułe miejsce. Po operacji wstawienia bajpasów pogląd ten jest mi bliski.

Byłem w Casablance. Ba, byłem nawet w „Rick’s Café”. Naturalnie, pokazana w filmie kawiarnia nigdy nie istniała, tak jak nie istniał Rick, Ilsa i Laszlo. Ale w 2004 r., na Bulwarze Sour Jdid w Casablance, opodal Bulwaru Almohadów pani Kathy Kriger, poprzednio radca handlowy amerykańskiej ambasady w Rabacie, przy pomocy kilkorga przyjaciół założyła „Rick’s Café”, tworząc w niej fantastyczny klimat, nawiązujący do słynnego filmu. Wystrój wnętrza jest identyczny, jak ten, który wymyślili scenografowie Casablanki. Tylko zamiast pianina w głównej sali stoi fortepian. Prawie zawsze jest tłok. Czasem słychać As Time Goes By – jest to bądź co bądź druga spośród stu najlepszych piosenek filmowych świata (pierwsza jest oczywiście Over the Rainbow). Czy jest coś przyjemniejszego, niż móc wejść w środek czyichś marzeń? Zwłaszcza, gdy czas mija tak szybko…

 

Oryginalny soundtrack z Casablanki remasterowany i wydany w 1997 r. (Rhino Movie Music – R2 72911) zawiera 20 pozycji (piosenki i fragmenty dialogu), w tym cztery wersje As Time Goes By

 

https://www.youtube.com/watch?v=J-p6xFMGK7g