Maciej Pinkwart

Marzec kameralny

 Tutaj skan

 

Marcowe Wieczory Kameralne w „Atmie” mają długą tradycję, sięgającą 1977 roku, kiedy to w pierwszą rocznicę otwarcia Muzeum Szymanowskiego odbył się pierwszy festiwal Dni Muzyki, potem przeniesiony na lipiec. Od kilkunastu lat marcowe koncerty, na dość skromną miarę upamiętniające rocznice śmierci kompozytora, organizuje Towarzystwo Muzyczne im. K.Szymanowskiego, przy współpracy Muzeum Narodowego w Krakowie, którego „Atma” jest oddziałem.

W tym roku współpraca ta była wyjątkowo bliska – dwa koncerty (28 i 30 marca) zorganizowało ze swoich skromnych środków Towarzystwo, zaś trzeci, w sam dzień rocznicy śmierci Szymanowskiego, 29 marca, odbył się staraniem Muzeum. W taki oto sposób – z powodów bardziej ekonomicznych niż artystycznych – skontrastowano festiwal dość drastycznie, bowiem na imprezach piątkowej i niedzielnej wystąpili młodzi, początkujący (choć już uhonorowani nagrodami) muzycy ze szkół średnich, zaś w sobotę grali wirtuozi znani i doświadczeni.

28 marca 2008, w „Atmie” pojawiła się laureatka II Ogólnopolskiego Konkursu Skrzypcowego im. Rodziny Grobliczów, która w Krakowie zdobyła nagrodę, ufundowaną przez Towarzystwo Szymanowskiego – Alicja Malińska z Warszawy. Młodej skrzypaczce na fortepianie towarzyszyła Katarzyna Kwiatkowska, zaś słowo wstępne przedstawił prezes Towarzystwa – Karol Bula. W programie znalazł się I koncert skrzypcowy op. 35 Karola Szymanowskiego, wykonany z towarzyszeniem fortepianu. Słuchałem go z mieszanymi uczuciami – w końcu, wersja tego typu jest tylko ćwiczebna, niejako na brudno i z całą finezją orkiestrowej koronki w stylu impresjonistycznym niewiele ma wspólnego. Pan prezes Bula tłumaczył, że koncert ów znalazł się w programie dlatego, że to za jego wykonanie artystka dostała nagrodę Towarzystwa, a poza tym nie ma ona w swoim skromnym na razie repertuarze innych dzieł patrona. Alicja Malińska pokazała, że nagroda jej się słusznie należała, bo wykonanie było dobre, choć może o niezbyt zróżnicowanej dynamice, a i trema kilkakrotnie dała znać o sobie. Jednak w przyszłości na pewno usłyszymy ją w „Atmie” z większym programem naszego mistrza. Drugim dziełem tego wieczoru była Sonata D-dur op. 94 Sergiusza Prokofiewa, która zabrzmiała pełniej i pewniej, a publiczność gorąco oklaskiwała szczególnie dobrze znaną czwartą część utworu.

Największe zastrzeżenia można było mieć do brzmienia fortepianu, który w koncercie Szymanowskiego udawał orkiestrę, co z góry było skazane na niepowodzenie, w Prokofiewie zaś niekiedy przeszkadzał. Cóż – jak się potem okazało, Katarzyna Kwiatkowska grała na instrumencie niestrojonym przez koncertem, w którym dwie struny były zerwane…

29 marca przypadała 71 rocznica śmierci Karola Szymanowskiego i z tej okazji Muzeum „Atma” zorganizowało koncert składający się z dzieł skrzypcowych tego kompozytora i zaprosiło na recital wybitnego skrzypka, profesora warszawskiej Akademii Muzycznej Sławomira Tomasika, który zagrał z dobrze znanym i lubianym w „Atmie” młodym pianistą Robertem Morawskim. Program był ambitny i niejako stanowił ukłon zarówno pod adresem Szymanowskiego, jak i jego przyjaciela, skrzypka Pawła Kochańskiego, zaś wykonanie świetne i bardzo ciekawe. Usłyszeliśmy najpierw Sonatę d-moll z 1904 roku, potem „Mity” z 1915 roku, a po przerwie kilka drobniejszych dzieł – Romans D-dur, Kaprysy wg Paganiniego i clou programu – Dziki taniec, skomponowany w latach 1920-21, być może na statku płynącym do Ameryki, oczywiście wspólnie przez Szymanowskiego i Kochańskiego. Ale dzieło wydano w Stanach Zjednoczonych jako kompozycję Kochańskiego, w której partię fortepianu opracował Szymanowski. W Atmie słyszeliśmy te kompozycję bodaj dopiero po raz drugi – a szkoda, bo to kapitalny, wirtuozowski kawałek, który w wykonaniu Sławomira Tomasika i Roberta Morawskiego zabrzmiał pod każdym względem znakomicie. Oklaskom nie było końca, a na bis artyści przedstawili ich własną transkrypcję Pieśni Kurpiowskiej U jezioreczka Karola Szymanowskiego.

W niedzielę znów w Atmie pojawili się młodzi muzycy – laureaci konkursów pianistycznych. Najpierw Krzysztof Książek zagrał zabawny utwór Ludwiga van Beethovena – Rondo G-dur op. 129 z podtytułem „Żal nad utraconym groszem”, potem usłyszeliśmy nieco nudnawe Wariacje d-moll op. 54 Feliksa Mendelssohna-Bartholdy’ego, a na koniec – bardzo precyzyjnie zagrane Scherzo h-moll op. 20 Fryderyka Chopina. Książek jest laureatem konkursu im. Szymanowskiego, ale Szymanowskiego nie zagrał. Po nim do fortepianu zasiadł  17-letni uczeń Liceum im. K.Szymanowskiego z Warszawy – Andrzej Karałow, który m.in. odnosił sukcesy w konkursach pianistycznych w Atenach oraz w prestiżowym konkursie im. Miłosza Magina w Paryżu. To świetny muzyk, pełen pomysłów i zarazem bardzo wrażliwy, a program przygotował nader różnorodny artystycznie i interesujący dla publiczności. Zaczął, jak należy, od Bacha – a Preludium i Fuga cis-moll z drugiego tomu Das Wohltemperierte Klavier pokazały, że Bach to ciągle nader nowoczesny i ciekawy kompozytor. Potem zabrzmiały etiudy Chopina (Es-dur op. 10 nr 11) oraz Szymanowskiego Ges-dur i b-moll z opusu 3. Dziesiątki wykonań tej ostatniej mam w pamięci, ale to zapamiętam na dłużej, bo młody pianista z Warszawy ten znany i ograny hit Szymanowskiego pokazał w zupełnie niecodzienny, urzekający sposób. Potem zabrzmiał mazurek op. 50 nr 16 – rozkołysany jak podochocony góral i zarazem precyzyjny jak szwajcarski zegarek. A na koniec mini-recitalu Andrzej Karałow zupełnie kapitalnie zagrał „Serenadę Don Juana” z cyklu „Maski” op. 34, którą prezentowali w ubiegłym roku liczni pianiści, ale nikt nie zrobił tego tak pięknie, jak ten młody człowiek.

Marcowe Wieczory Kameralne – w tym roku nieoczekiwanie zróżnicowane i ciekawe – odeszły do historii. Teraz Towarzystwo Muzyczne szykuje lipcowy festiwal Dni Muzyki Karola Szymanowskiego.