Maciej Pinkwart

Letni wieczór w Atmie

TUTAJ skan artykułu

 

Wybitny polski pianista Jerzy Marchwiński, wielokrotnie towarzyszący na fortepianie najlepszym skrzypkom i śpiewakom, oburzał się, gdy ktoś nazywał go akompaniatorem. Partia fortepianu w większości wypadków jest równorzędna z tymi, którym towarzyszy. Razem tworzą muzykę kameralną.

 

To szczególnie dobrze widać w utworach Karola Szymanowskiego, który sam był pianistą, a najciekawsze i najczęściej do dziś wykonywane utwory pisał we współpracy z Pawłem Kochańskim na skrzypce z fortepianem. Nie – na skrzypce i fortepian. Tak właśnie zabrzmiała większa część ostatniego wieczoru w „Atmie”, na którym 6 sierpnia 2011 wystąpili skrzypaczka Marta Kowalczyk i pianista Krzysztof Stanienda, oboje z Warszawy. Koncert, organizowany przez zakopiański oddział Muzeum Narodowego w Krakowie, wsparty finansowo przez PZU, rozpoczął się od słynnych Mitów op. 30 (Źródło Aretuzy, Narcyz, Driady i Pan) Szymanowskiego, w których pianista momentami dominował nad skrzypaczką, co dawało rzadko słyszany w „Atmie” efekt muzyczny, bardzo zresztą ciekawy. Druga część tryptyku wypadła najefektowniej. Potem Marta Kowalczyk zagrała trudną, wirtuozowską VI Sonatę E-dur na skrzypce solo Eugène Ysaÿe’a, pochodzącą z 1923 r., napisaną w stylu hiszpańskiej Habanery, z bardzo ładnymi pasażami i ciekawą chromatyką. Ysaÿe był uczniem Henryka Wieniawskiego, więc kolejny był utwór tego właśnie kompozytora – Fantazja na tematy z opery „Faust” Charlesa Gounoda op. 20, o której usypiającym charakterze pisałem niedawno przy okazji jednego z koncertów w „Jasnym Pałacu”, a wykonanie Marty Kowalczyk i Krzysztofa Staniendy, niewątpliwie staranne, zdania mego nie zmieniło.

Na zakończenie usłyszeliśmy Nokturn i Tarantelę op. 28 Karola Szymanowskiego, które w założeniu kompozytora jest wesołą, może nawet humorystyczną zabawą dźwiękami, czymś w rodzaju pastiszu gorącego stylu hiszpańskiego. Tutaj gorąco było na sali, ale dźwięki zwłaszcza Taranteli były co najwyżej letnie, skrzypaczka jakby wycofała się na drugi plan, charakterystyczne w tym utworze arpeggiowe biegniki grała tak ostrożnie, jakby bała się zerwać struny, w efekcie słuchacze nie myśleli o koniaku, który Szymanowski z Kochańskim wykradli w Ryżawce Augustowi Iwańskiemu komponując Nokturn i Tarantelę, tylko co najwyżej o kwasie chlebowym.

Oklaski wszakże były gorące, publiczności – w większości przyjezdnej - nadkomplet, co pokazuje, że muzyka poważna stanowi już zdecydowanie poważną część zakopiańskiej oferty turystycznej, a o to nam od początku funkcjonowania „Atmy” – czyli od 35 lat – zawsze chodziło.