Maciej Pinkwart

Z perspektywy Gwadelupy

TUTAJ - ostatni fragment koncertu, zagrany przez Artystów na bis.

Koncert Jurasa Gruszczyńskiego 30-10-2005Koncert Jurasa Gruszczyńskiego na instrumentach klawiszowych, któremu towarzyszyła na skrzypcach jego córka, Kinga odbył się 30 października 2005 w zakopiańskim Starym Kościele przy ul. Kościeliskiej i udał się nadzwyczajnie. Nazywał się "Zaduszki elektroniczne", ale tak po prawdzie to dedykowany był członkom zakopiańskiego oddziału Polskiego Związku Niewidomych. Głównym organizatorem była Parafia Świętej Rodziny w Zakopanem.

Kolorystyka muzyczna była wprost odczuwalna, Jurek zamknął w trzech częściach występu mnóstwo nastrojów, odczuć i jazzowo-impresjonistycznych technik, a Kinga też grała kapitalnie. Do atmosfery zaduszkowej nawiązywały także poezje obojga koncertantów, naprawdę bardzo dobre - zobacz TUTAJ. Było sporo osób, ale zadziwiająco mało znajomych, a jeszcze mniej ludzi kultury. No cóż - na dworze zimno, do kościółka daleko, a w dodatku była to po prostu muzyka i poezja, więc po co się było fatygować? Na mszy poprzedzającej koncert był nawet wiceburmistrz Zakopanego odpowiedzialny za sprawy kultury, widziałem go jak przyjmował Komunię Świętą (kandydował do Sejmu z ramienia PIS-u ale przegrał z konkurentem z Platformy), ale jak tylko zaczął się koncert to zniknął. Może poszedł zajmować się kulturą, a może z racji niedzieli miał od kultury wolne.

Jurek ma za sobą średnią szkołę muzyczną w klasie kontrabasu i jazzu i ten jazz często słychać, i w brzmieniach, i w sposobie konstruowania koncertu. Oczywiście, klasyczne wykształcenie też, i jego i Kingi, która w pewnym momencie zabrzmiała kawałkiem Vivaldiego, a Jurek robił do tego kontrapunkt, a niekiedy basso continuo na klawiszach. Sporo też improwizował i w pewnym sensie koncert był jednocześnie tworzeniem muzyki na gorąco. Składał się z trzech części - w pierwszej i trzeciej Jurek grał z Kingą. A na początku i między częściami mówiłem trochę o nich i czytałem ich poezje. Tak się składa, że 15 lat temu Jurek debiutował publicznie na instrumentach klawiszowych, przedstawiając w siedzibie TOPR-u w Zakopanem pierwszy swój duży utwór - "Suitę małołącką", dedykowaną piątce młodych turystów z Poznania, którzy zginęli podczas załamania pogody na Czerwonych Wierchach. Prowadziłem ten koncert i już wtedy wiedziałem, że mamy do czynienia z wielką twórczością i z rzetelnym kawałkiem muzyki.

Jurek jest sonorystą, a w swej muzyce w zasadzie nie korzysta z sampli i żadnych gotowców, wszystkie brzmienia tworząc pracowicie we własnym studiu. Wśród używanych instrumentów tym razem znalazło się nawet elektroniczne pianino, na którym preparował dźwięki, nawet obniżając jego strój...

Jerzy Gruszczyński jest teraz niewątpliwie jednym z największych polskich kompozytorów muzyki elektronicznej, znanym i cenionym w całym kraju. Całym - z wyjątkiem Zakopanego. Na koncercie poza Lidką nie było żadnych muzyków... I, mimo że Juras jest prezesem okręgu Związku Polskich Artystów Plastyków - także żadnych plastyków. Żadnych przedstawicieli związków twórczych, żadnych radiowców, ani jednego dziennikarza Tygodnika Podhalańskiego... Listę "na nie" można by ciągnąć długo, ale już wielokrotnie Zakopane udowadniało, że jako miejscowość jest jednym z najmniej kulturalnych miejsc w Polsce. Miasto o takich tradycjach! I mogące się chlubić takimi ludźmi, jak Jerzy "Juras" Gruszczyński...

Jest na to tylko jedna rada: Juras powinien wrócić do Krakowa, albo jeszcze lepiej - wyjechać z powrotem do Meksyku lub na Gwadelupę, po czym stamtąd przysłać ofertę występu do burmistrza Zakopanego, najlepiej na firmówce jakiegoś browaru, który by pokrył koszty występu. I wtedy mógłby liczyć na tłumne przybycie zakopiańczyków i na gorący aplauz, może nawet na kwiaty od pani z Wydziału Kultury. Bo zakopiańczycy dla Zakopanego liczą się tylko wtedy, kiedy nie są zakopiańczykami, kiedy przestaną być bliscy i swoi. Nie dotyczy to, oczywiście, bliskich i swoich każdorazowych kręgów rządzących. Tylko oni jakoś od wysokiej kultury dziwnie stronią.

Po koncercie przekazałem publiczności pomysł Jurka, by wzorem Krakowa, który co roku organizuje "Zaduszki Jazzowe" - spróbować w Zakopanem stworzyć podobną imprezę z muzyką elektroniczną. Zaduszki elektroniczne mogłyby stać się jedną z większych atrakcji listopadowego "długiego weekendu" nowocześnie a uroczyście zarazem towarzysząc dźwiękami nastrojom Pęksowego Brzyzka, gdzie ciepło palących się świec mniej przypomina o śmierci doczesnej, a bardziej o horacjańskim Non omis moriar -  nie wszystek umrę, właściwemu tym, co po sobie zostawiają nie tylko wspomnienie, ale i spuściznę swoich dzieł.

Śpieszmy się kochać ludzi - tak szybko odchodzą... - pisał ksiądz-poeta Jan Twardowski. Śpieszmy się jednak także szanować ludzi, którzy dają nam swoje serce i rozum w dziełach artystycznych. Śpieszmy się korzystać z ich gorących serc i światłych umysłów, póki są z nami. Zanim nie wyjadą do Krakowa, do Meksyku czy na Gwadelupę, gdzie wstydem byłoby nie znać dzieł naszych ludzi, którzy dla nas je tworzą. A teraz jest wstydem dla niektórych zakopiańczyków. Także i dla pana, panie burmistrzu, panie senatorze, panie pośle, panie prezesie, panie profesorze... Bo mimo, że pan to może prywatnie mieć w nosie, to pana obowiązkiem jest na takim koncercie siedzieć, klaskać i cieszyć się, że uczestniczy pan w tak wielkim wydarzeniu - w powiększaniu dorobku polskiej kultury. Niezależnie od tego, jak bardzo jest pan niekulturalny....