Maciej Pinkwart

Echo zza gór

TUTAJ skan artykułu

 

 

Muzyczny weekend w Zakopanem zakończył się mocnym akcentem – koncertem Tatrzańskiej Orkiestry Klimatycznej, zorganizowanym w przededniu 78 rocznicy urodzin i w niespełna miesiąc po smutnej pierwszej rocznicy śmierci honorowego obywatela Zakopanego – kompozytora Henryka Mikołaja Góreckiego. Było to jedno z najważniejszych wydarzeń muzycznych mijającego roku.

 

Monograficzne koncerty kompozytorskie są przedsięwzięciami ryzykownymi, bowiem skazują słuchacza na znaczne ograniczenie zakresu doznań muzycznych, niekiedy wręcz na nudę; no, chyba że kompozytor jest Mozartem, Beethovenem czy – zachowując wszelkie proporcje – Szymanowskim. Ale od tej zasady są wyjątki, przeważnie biorące się z jednej strony z wielkości inwencji twórczej, z drugiej – długiego okresu życia twórcy. Tak jest właśnie w przypadku Henryka Mikołaja Góreckiego i dlatego pomysł Agnieszki Kreiner, dyrektorki Tatrzańskiej Orkiestry Klimatycznej, by rocznicę śmierci kompozytora uczcić koncertem monograficznym był obciążony ryzykiem niewielkim.

Górecki, urodzony na Śląsku i przez całe życie w nim związany, przez lata przyjeżdżał na Podhale, najpierw sezonowo do Chochołowa i Witowa, później do Zębu, gdzie wybudował sobie dom i spędzał długie miesiące, nie tylko wypoczywając, także tworząc. Należał do grona członków-założycieli Towarzystwa Muzycznego im. Karola Szymanowskiego i w 1977 r. wszedł do jego pierwszego zarządu, pełnił w nim funkcję wiceprezesa, wreszcie został członkiem honorowym, zawsze żywo uczestnicząc zarówno w pracach Towarzystwa, jak i w realizacji jego celów. Przyjaźnił się blisko z innymi działaczami Towarzystwa – Andrzejem Bachledą, Wincentym Galicą, Tomaszem Gluzińskim. Bywał w Atmie wielokrotnie, nawet uczestniczył w wykonywaniu swoich utworów, szczególnie zaś zapadł mi w pamięć jego Koncert Klawesynowy, który grany był w sali zakopiańskiego BWA w 1986 r., na obchodach 10-lecia Atmy, obok Serenady Karłowicza i Orawy Kilara, która wówczas miała swoje światowe prawykonanie.

Z racji owych wspomnień koncert budził szczególne wzruszenie. Pogłębiał je repertuar, dobrany przez Agnieszkę Kreiner. Na początku zabrzmiał piętnastoosobowy mieszany Tatrzański Chór Kameralny, prowadzony przez Mirosławę Lubowicz, w którego wykonaniu usłyszeliśmy dwie z Pieśni Maryjnych op. 54 (Ach jak smutne jest rozstanie, Zdrowaś bądź Maryja), rozdzielone Trzema utworami w dawnym stylu na orkiestrę smyczkową z 1963 r. (bez opusu, co u Góreckiego rzadkie). Druga cześć utworu ma wyraźny charakter podhalański. Po pierwszej pieśni do pełnej sali przemówił poseł Andrzej Gut-Mostowy, nie jako muzykolog honoris causa, lecz bardzo osobiście, jako przyjaciel kompozytora i jego rodziny. Potem Agnieszka Kreiner poprowadziła rozpisany na orkiestrę pierwszy kwartet smyczkowy op. 62 Już się zmierzcha z 1988 r., oparty na motywach XVI-wiecznego kompozytora Wacława z Szamotuł, ale skomponowany w Witowie i odmalowujący muzyką wieczorny nastrój tej podhalańskiej wsi. Wersja orkiestrowa podoba mi się znacznie bardziej niż rozwlekły oryginał kwartetowy, może dlatego, że wyraźnie słychać tu było ten sam rodzaj artykulacji, znany i lubiany w Krzesanym Wojciecha Kilara. Potem Tatrzański Chór Kameralny wykonał dwie z pięciu Pieśni Kurpiowskich z op. 75. Nie mogły nie skojarzyć się z kompozycjami Karola Szymanowskiego, który w Zakopanem także tworzył Pieśni Kurpiowskie, ale to jednak zupełnie inna estetyka, nie do porównania. Zamyśliłem się co prawda głęboko nad śpiewką Z Torunia ja parobeczek, ale to pewno dlatego, że skojarzył mi się z… Kopernikiem, a problem pierników jest mi również bardzo bliski.

W drugiej części koncertu słuchaliśmy dzieł wielkich i znanych. Najpierw nowotarski pianista Marek Ciesielski, ostatnio na gruncie zakopiańskim znany jako nowy dyrektor Zespołu Państwowych Szkół Artystycznych, zaprezentował się jako solista we wspomnianym wcześniej Koncercie Klawesynowym op. 40 (z 1980 r.), tym razem wykonanym na fortepianie, z towarzyszeniem Orkiestry Klimatycznej. Nuty z Podhala i tu dały się słyszeć, co poza dobrym wykonaniem także przesądziło o sukcesie prezentacji.  Znów miałem skojarzenia z Krzesanym, tym razem z kończącą utwór Kilara góralską zieloną nutą. Potem, owacyjnie witana, pojawiła się kolejna osoba z Nowego Targu, śpiewaczka, najdoskonalej wykonująca dzieła Góreckiego – Zofia Kilanowicz. Artystka od lat walczy ze stwardnieniem rozsianym i śpiewa siedząc na wózku inwalidzkim, ale piękno jej głosu i mistrzostwo wykonania każe o tym wszystkim zapominać i dziękować Stwórcy, lekarzom i samej śpiewaczce, że wciąż obdarza nas swoim talentem. Zofia Kilanowicz zaprezentowała II część (Lament) z najbardziej znanego dzieła Góreckiego – III symfonii pieśni żałosnych op. 36, z 1976 r. Jak wiadomo, ta właśnie część oparta jest na tekstach napisów, odnalezionych na ścianach „Katowni Podhala” – siedziby Gestapo w zakopiańskiej willi „Palace”. Owacja na stojąco była wyrazem zarówno zachwytu nad pięknym wykonaniem, jak i przejawem wzruszenia, aż nadto usprawiedliwionego.

Na koniec usłyszeliśmy IV część Kwartetu nr 3 op. 67 (1999-2005), z mottem Gdy ludzie umierają…pieśni śpiewają. I właśnie taki był tytuł całego koncertu – Pieśni śpiewają. Kwiaty wykonawcom wręczali przedstawiciele władz Zakopanego z burmistrzami Januszem Majchrem i Mariuszem Koperskim, a entuzjazm wyrażała cała zakopiańsko-nowotarska publiczność podczas kolejnej standing ovation.

 Chwała kompozytorowi za to, co nam pozostawił i wielkie dzięki Agnieszce Kreiner i jej Tatrzańskiej Orkiestrze Klimatycznej wraz z solistami oraz Mirosławie Lubowicz z Tatrzańskim Chórem Kameralnym, żeśmy mogli usłyszeć to echo z dalekich wierchów, w które odszedł jeden z największych polskich kompozytorów.