Maciej Pinkwart

Muzyka pod Zdrojami

Tutaj skan artykułu

 

 

Piękny, letni wieczór w Szczawnicy był znakomitą scenerią ostatniego koncertu IX festiwalu „Muzyka nad Zdrojami”, który odbył się w szczawnickim Dworku Gościnnym i wypełnił doborową publicznością komplet miejsc w przestronnej sali, gdzie i sto par mogłoby stanąć do mazura – i zapewne stawało, jakieś 150 lat temu. W tamte czasy postanowili nas przenieść organizatorzy wydarzenia – fundacja „Kulturalny szlak” oraz wykonawcy: Tatrzańska Orkiestra Klimatyczna pod dyrekcją Agnieszki Kreiner, Katarzyna Wiwer – sopran oraz Krzysztof Michno z Zakopanego i Andrzej Dziedzina-Wiwer ze Szczawnicy, których rolę w koncercie trudno jednoznacznie określić.

 

Koncert? No, to może niewłaściwe określenie. W programie czytamy, że Agnieszka Kreiner aranżowała utwory i była autorką scenariusza. Ponieważ koncerty nie potrzebują scenariuszy tylko programu, więc spróbujmy określić to, czego byliśmy słuchaczami w sobotę, 23 lipca 2016 r. – mianem widowiska słowno-muzycznego. W tej formie zresztą specjalizuje się w ostatnich latach Tatrzańska Orkiestra Klimatyczna, starając się dać publiczności mnóstwo różnorakich wrażeń poprzez zapraszanie do udziału w koncertach aktorów, folklorystów, księży i burmistrzów Zakopanego.

Zaczęło się prawie zupełnie jakbyśmy byli na koncercie noworocznym we Wiedniu, bo na początek usłyszeliśmy Marsz Radetzky’ego Johanna Straussa ojca, tyle że tym utworem Filharmonicy Wiedeńscy kończą koncert. Dodajmy od razu, że nie była to jedyna różnica między imprezą w sali Wiener Musikverein a koncertem w szczawnickim Dworku Gościnnym. Potem, podtrzymując się po bratersku wyszli z kulis Andrzej Dziedzina-Wiwer, przebrany za górala i Krzysztof Michno, przebrany za aktora. Siedli koło pani dyrygent i stanowili zdecydowany kontrapunkt dla orkiestry. Zresztą, otwierając koncert Rafał Monita powiedział, że będzie on zdecydowanie różnił się od poprzednich i miał stuprocentową rację.

Tym razem maestra Agnieszka Kreiner nie zapowiadała poszczególnych utworów, przez co byliśmy stratni intelektualnie i humorystycznie, choć w tej ostatniej dziedzinie (przepraszam!) zarówno K. Michno, jak i A. Dziedzina-Wiwer też osiągnęli w tę sobotę spore sukcesy. Osią scenariusza były bowiem rozdzielające poszczególne utwory, a nawet poszczególne części utworów fragmenty poezji, zdaje się – lokalnej, jak i prozy, pochodzącej z XIX-wiecznych przewodników turystycznych i opisów historycznej Szczawnicy oraz publikacji Wydawnictwa „Astraia”, autorstwa Tadeusza Bednarskiego oraz Katarzyny Wiwer i Rafała Monity. Było zabawnie, a niekiedy wręcz śmiesznie. Oczywiście, jeśli się lubi taki rodzaj humoru.

Bo jeśli ktoś udaje XIX-wiecznego aktora, z jego ekspresją, specyficzną dykcją i przesadnym frazowaniem tekstu, to już jest śmiesznie. Jeśli ten aktor udaje, że jest lekko pod gazem, to jest jeszcze śmieszniej. Jeżeli człowiek, udający aktora, udającego, że jest pod gazem, udaje jeszcze staruszka, to jest super śmiesznie. Ale jeśli aktor, udający, że jest lekko zalanym staruszkiem, mówi sformułowaniami z XIX wieku i te sformułowania dotyczą, na przykład, wycieczek podejmowanych przez suchotników (tu koniecznie trochę pokaszleć!) ze skłonnością do krwioplucia – to już po prostu boki można zrywać. I publiczność w „Dworku” pękała ze śmiechu, jak na występie Marcina Dańca. Tylko co tu jeszcze robi muzyka?

Andrzej Dziedzina-Wiwer prezentował folklor miejscowy w niezwykle interesujący sposób, ukazując przede wszystkim dalekie, ale widoczne pokrewieństwa dialektu pienińskiego i języka Kurpiów z Puszczy Białej, w dodatku mówił i przyśpiewywał z kartki – co budziło szacunek wobec faktu, że tak mało osób w naszym kraju jeszcze chce cokolwiek czytać.

Atrakcją formalną wieczoru była – jak napisano w programie – premiera światowa utworu Jana Kantego Pawluśkiewicza Kantata szczawnicka. Kompozytor był na sali i rozbawił nas opowiadając o tym, jak nie doszło do prawykonania przed wielu laty, w czym spory udział miało to, że uczestnicy wydarzenia byli w stanie wskazującym (śmiech!), a pianino, na którym miał być wykonany akompaniament – ktoś ukradł (salwa śmiechu!). W sobotę Kantatę – oraz kilka innych pieśni - śpiewała szczawniczanka Katarzyna Wiwer, której wspaniały sopran kilkakrotnie zdołał przebić się przez muzykę 18-osobowej orkiestry. Szczególnie podobała mi się w jej wykonaniu kompozycja Mieczysława Karłowicza z tekstem Kazimierza Tetmajera Pamiętam ciche, jasne, złote dnie. Niestety, potem odbyła się melodeklamacja utworu Karłowicza i Tetmajera Na Anioł Pański (tekst czytał K. Michno), co było tragiczną porażką, a duchy obydwu twórców będą po nocach straszyć wykonawców.

Druga część koncertu, w której usłyszeliśmy m.in. utwory Karola Kurpińskiego i Edwarda Griega była znacznie lepsza, a może lepiej ją odbierałem, bo siadłem wówczas koło posłanki Anny Paluch, no, a przy władzy odbiór zawsze jest lepszy. Katarzyna Wiwer pięknie zaśpiewała romantyczną Cavatinę Wandy z opery Karola Kurpińskiego Zamek na Czorsztynie, a rewelacją – jak zwykle! – był często grywany przez TOK Czardasz Vittoria Montiego, w którym solo na skrzypcach porywająco wykonał koncertmistrz Janusz Miryński. Potem orkiestra zachwyciła nas słowackim utworem Petruchova Ciffra w opracowaniu Mirosława Dudika.

Na koniec była, oczywiście, standing ovation, jak na wszystkich koncertach, były kwiaty, gratulacje od czynników, ale bisu nie było. Może dlatego, że już jeden dodatkowy grzyb podobno psuje smak barszczu, a tu kucharz zdecydowanie w dziedzinie mykologii przesadził.

Pierwsze trzy koncerty festiwalu, odbywające się w kościele św. Wojciecha, ciekawym programem i perfekcyjnym wykonaniem uniosły nasze spragnione artyzmu dusze wysoko, ponad szczawnickie zdroje, w stronę gwiazd. Koncert finałowy, niestety, sprawił, że zdroje popłynęły górą.

 

P.S. W papierowej wersji relacji w "Tygodniku Podhalańskim" ktoś podpisał pod zdjęciem zamiast "Krzysztof Michno" - Krzysztof Leksycki. Nie moja wina, ale przepraszam. Ale już niebawem i Krzysztof Leksycki pojawi się w relacjach, bo wnet zaczyna się Orawski Festiwal Muzyki Kameralnej. I jeszcze jedno - w tejże papierowej wersji, zapewne z braku miejsca, wypadło z tekstu parę zdań, dla mnie ważnych. Powyżej pełna wersja.

 

 

 





Tatrzańska Orkiestra Klimatyczna



Andrzej Dziedzina-Wiwer i Katarzyna Wiwer


Andrzej Dziedzina-Wiwer



Renata Guzik


Krzysztof Michno


Katarzyna Trebunia, Zofia Ziach
 

Krzysztof Michno


Janusz Miryński


Paweł Krauzowicz


Anna Jonek, Urszula Biedrawa-Kalińska


Tatrzańska Orkiestra Klimatyczna


Janusz Miryński


Jan Kanty Pawluśkiewicz


Katarzyna Wiwer