Maciej Pinkwart

Szymanowski na początek Triduum Paschalnego

 

Tutaj skan artykułu

 

 

Najwybitniejsze, orkiestrowe dzieła Karola Szymanowskiego „od zawsze” omijają Zakopane, bo nie ma ich za co, ani gdzie grać. Kameralistyka jeszcze, od biedy, pojawia się w ciasnych salkach „Atmy”, antyakustycznej Miejskiej Galerii Sztuki czy świetnej i gościnnej dla muzyki Galerii Ryszarda Orskiego. Z Harnasiami, jako dziełem rzekomo sztandarowym dla zakochanego w Zakopanem i zwłaszcza góralach mistrza, robiono pod Giewontem rozmaite eksperymenty, które miały jedną wspólną cechę – były kompletnie nieudane. Przemknęły kilkakrotnie przez zakopiańskie estrady oba Koncerty Skrzypcowe, IV Symfonia, traktowana jak koncert fortepianowy, ale raczej były to ukłony, składane pamięci kompozytora, niż poważne dokonania muzyczne. Największy kłopot sprawiało zawsze oratorium Stabat Mater.

Poprzednim razem słuchałem go w Zakopanem prawie 40 lat temu, 6 marca 1977 r., na zakończenie pierwszego festiwalu Dni Muzyki Karola Szymanowskiego, kiedy to utwór, uważany słusznie za największe osiągnięcie twórcze „drugiego po Chopinie” w kompletnie pozbawionej akustyce sali ówczesnego kina „Giewont” (dziś – „Sokół”) grali muzycy Filharmonii Krakowskiej im. K. Szymanowskiego pod dyrekcją Jerzego Katlewicza (orkiestra blisko 100-osobowa), towarzyszył im chór Polskiego Radia, a partie solowe śpiewali Stefania Woytowicz, Krystyna Szostek-Radkowa i Andrzej Hiolski. Prowadziłem ten koncert i wiem jak bardzo wszyscy byliśmy wzruszeni.

To wzruszenie pojawiło się i teraz, kiedy przed szczelnie zapełnioną salą kościoła św. Krzyża zasiedli – w znacznie skromniejszej liczbie, choć i tak w składzie powiększonym w stosunku do zwykłego, kameralnego – muzycy Tatrzańskiej Orkiestry Klimatycznej, za nimi stanęli członkowie połączonych chórów z  bielskiej Akademii Techniczno-Humanistycznej i Bielskiego Chóru Kameralnego, oraz soliści: Katarzyna Wiwer (sopran), Joanna Bogdańska (alt, córka szefowej orkiestry) i Rafał Żur (baryton). Dyrygowała maestra Agnieszka Kreiner. Dzień był szczególny, Wielki Czwartek, czyli początek Triduum Paschalnego – tuż przed koncertem Najświętszy Sakrament został wyprowadzony do ciemnicy, tabernakulum opustoszało, a nad ołtarzem, przekształconym chwilowo w estradę koncertową, wznosił się wielki, osłonięty fioletem krzyż. Nie można sobie wyobrazić lepszej scenerii dla sekwencji średniowiecznej Stabat Mater dolorosa, otwierającej pierwszy fragment genialnego dzieła Karola Szymanowskiego.

Zanim zabrzmiała pierwsza fraza wokalna w świetnym wykonaniu Katarzyny Wiwer – pojawił się motyw góralski przejawiający się w kilku utworach Szymanowskiego, niekiedy nazywany Szymanowskiego nuta: najlepiej znany z początku pierwszego Mazurka op. 50, charakterystyczny dla Słopiewni op. 46 bis, pojawiający się w IV Symfonii i oczywiście w Harnasiach… Bo Stabat Mater op. 53 – oratorium skomponowane równo 90 lat temu, to zadziwiający konglomerat motywów ludowych, w tym góralskich, odniesień do średniowiecza, do najistotniejszych fundamentów chrześcijaństwa i do wzruszeń, właściwych każdemu człowiekowi, niezależnie od jego osobistego stosunku do religii.

Tekstowa strona dzieła, prezentowana przez solistów, wspieranych przez chór, to kapitalne tłumaczenie łacińskiego wiersza, dokonane przez Józefa Jankowskiego, świetnie oddające średniowieczną prostotę rozpaczy Matki, będącej świadkiem największej tragedii macierzyństwa – dramatycznej śmierci dziecka. Tekst Jankowskiego, jako wprowadzenie do każdej z sześciu części utworu Szymanowskiego, znakomicie czytał wieloletni proboszcz Parafii Tatrzańskiej – ks. Stanisław Szyszka.

Mankamentem – do którego już trochę przywykli melomani, słuchający utworów, w których orkiestra towarzyszy solistom w kościele św. Krzyża - była nierówna akustyka, tłumiąca głosy solowe i nierównomiernie rozprowadzająca po przestrzeni akustycznej brzmienie orkiestry. Stąd może najlepiej zabrzmiała część ostatnia, Chrystus niech mi będzie grodem, w której troje solistów, chór i orkiestra współbrzmią dość harmonijnie.

Stabat Mater Karola Szymanowskiego poprzedzona została wykonaniem czterech pieśni wielkopostnych na chór mieszany a capella (Antonio Lotti Miserere, Andrzej Koszewski Zdrowaś, Królewno Wyborna, Feliks Nowowiejski Parce Domine, Tim Sarsany Salve Mater Misericordiae), świetnie wykonanych (doskonałe frazowanie!) przez połączone chóry z Bielska-Białej, którymi dyrygowali Beata Borowska (pierwsze dwa) i Jan Borowski.

Wielkie brawa (których w postaci tradycyjnej dla Zakopanego standing ovation nie szczędzili wykonawcom słuchacze) należą się przede wszystkim Agnieszce Kreiner, za odwagę zmierzenia się z arcydziełem Szymanowskiego i doprowadzenie do realizacji koncertu, co wszakże nie byłoby możliwe bez współdziałania z formalnymi organizatorami imprezy: burmistrzem Zakopanego Leszkiem Dorulą (tradycyjnie nieobecnym na koncercie muzyki poważnej) i proboszczem Parafii Tatrzańskiej, ks. Mariuszem Dziubą.