Maciej Pinkwart

Prowansalski poranek w zakopiański wieczór

TUTAJ skan artykułu

 

Zakończył się XV Międzynarodowy Festiwal Muzyki Organowej i Kameralnej w Zakopanem. Dla mnie ostatni koncert w Kościele Najświętszej Rodziny zamknął się sympatyczną klamrą: znów zaczęliśmy od Bacha i znów koncert sympatycznie i kompetentnie prowadziła Anna Markiewicz. Sądzę, że jeszcze będziemy mieli wiele pożytku z tej młodej, niedawno osiadłej w Zakopanem uczestniczki polskiego życia muzycznego.

Gwiazdą wieczoru 12 sierpnia 2015 był wszelako 59-letni słowacki organista Imrich Szabo, wszechstronnie wykształcony muzycznie w Budapeszcie i Bratysławie, gdzie dziś jest pedagogiem w Akademii Muzycznej. Zaczął, jako się rzekło, od Jana Sebastiana Bacha, prezentując mocno sentymentalne, jak na barok, Preludium i fugę h-moll BWV 544. Organy w ten ciepły wieczór brzmiały jakoś dziwnie, jakby dźwięk wydobywał się z nich przez filcowy tłumik. Może to skutek upału, a może taki efekt artystyczny, przy Bachu jednak chyba zbyteczny. Kolejnym utworem była Fantázia-sonáta d-moll wybitnego słowackiego kompozytora Jána Levoslava Belli, działającego na przełomie XIX i XX w., przeważnie w Bratysławie i Wiedniu. W zapowiedzi podkreślono, że był katolickim księdzem, ale publiczność się nie dowiedziała, że po kilkunastu latach, zyskawszy sporą akademicką wiedzę teologiczną, przeszedł na protestantyzm, ożenił się i pracował jako organista, zajmując się także kompozycją. Sonata (trzy części, grane attaca, czyli bez przerw) jest bardzo zróżnicowana nastrojowo: pierwsza część, allegro moderato, to wirtuozowski popis kunsztu organisty, druga, andante, wprowadziła nas w ulubiony przez Bellę nastrój romantyczny, trzecia, znów allegro, pozwoliła wrócić do weselszych refleksji.

Jednak hitem koncertu był kapitalny kawałek francuskiego kompozytora z przełomu XIX i XX w. – Josepha Bonneta, wywodzącego się z Bordeaux, przez długie lata będącego organistą w słynnym (głównie z doskonałego instrumentu) paryskim kościele św. Eustachego, gdzie też brał ślub, na którym świadkiem był „ojciec” organistyki francuskiej, Charles-Marie Widor. W jego bogatym życiorysie nie znalazłem śladów dłuższego pobytu w Prowansji, ale najpiękniejszy utwór, który Imrich Szabo grał na środowym koncercie, był to poemat Matin Provençal op. 3 nr 2, prowansalski poranek. Dzieło prawdziwie impresjonistyczne i naprawdę oddające nastrój budzącego się dnia gdzieś między Awinionem a Aix-en-Province. Zatęskniłem za zapachem pól lawendy, grającymi cykadami, błyskami słońca na Rodanie, upalnym dniem w winnicach Chateauneuf du Pape i mistralem, czającym się gdzieś za wzgórzami Alpilles…

Tego nastroju nie było już w ostatnim programowym utworze, Etoile du soir op. 54 Louisa Vierne’a. Kompozytor z przełomu XIX i XX w., uczeń Widora i Cezara Francka, a nauczyciel Bonneta nie stworzył równie pięknego nastroju i Gwiazda wieczorna była po prostu dość nudną kołysanką. Imrich Szabo dobił nas bisem w stylu Jána Levoslava Belli, który trwał dłużej od najdłuższego utworu przewidzianego w programie, ale w sumie recital podobał się bardzo i był to niezły akcent na zakończenie tej części festiwalu, którą realizowano w kościele Najświętszej Rodziny. Andrzej Kawecki, dyrektor Biura Promocji Zakopanego, zapewnia, że kolejny festiwal odbędzie się za rok. Oby!