Maciej Pinkwart
Miód na kaftanie
Już dawno krzesła w zakopiańskiej „Atmie” nie wydawały mi się tak twarde, jak podczas niedzielnego (12 października 2014) koncertu, zorganizowanego przez Towarzystwo Muzyczne im. Karola Szymanowskiego w ramach Jesiennych Spotkań Muzycznych. Była to impreza, którą jak co roku o tej porze subsydiowało miasto Katowice poprzez Instytucję Promocji i Upowszechniania Kultury „Silesia”, w ramach XXIV Międzynarodowego Festiwalu Młodych Laureatów Konkursów Muzycznych. Wymieniam te wszystkie szacowne nazwy i firmy, bo wobec szacownych nazw i firm ma się większe oczekiwania niż wobec nowicjuszy. Tutaj, niestety, oczekiwania w znacznej mierze mnie zawiodły.
Tydzień temu chwaliłem w tym miejscu
recital Wojciecha Kubicy za kunszt wykonawczy oraz staranny i przemyślany dobór
programu. 12 października program był przypadkowym zbiorem utworów od Sasa do
Lasa, a znalezienie jakiegoś
iunctim nie udało się
nawet tak wytrawnemu konferansjerowi jak prowadzący koncert doktor
Karol Bula.
Wykonawcami niedzielnego spotkania byli pianistka
Ewa Danilewska
- absolwentka Akademii Muzycznej im. Szymanowskiego w Katowicach, występująca
jako solistka i akompaniatorka oraz wywodzący się z tej samej uczelni baryton
Jan Żądło.
Najpierw usłyszeliśmy arię Guglielma z
opery Cosi
fan tutte
Wolfganga Amadeusza Mozarta, a zaraz potem fortepianowe
Impromptu B-dur
op.
142 nr 3 Franciszka Schuberta. Potem zabrzmiał Chopin – najpierw w ładnie, choć
mało dynamicznie zagranym fortepianowym Scherzu E-dur op.
Groch z kapustą, zaprezentowany w ramach obchodów 132 rocznicy urodzin Karola Szymanowskiego nie był – moim zdaniem – dobrym prezentem dla patrona Towarzystwa, które organizowało koncert, ani dla muzeum, gdzie rzecz się odbywała. Jan Żądło ma wspaniały głos, ale umiejętność wykorzystania takiego instrumentu w pudełku akustycznym, jakie tworzą drewniane ściany „Atmy” nie jest sztuką ani małą, ani łatwą. Ewa Danilewska jest pianistką obdarzoną ładnym tonem i wielką wrażliwością muzyczną, które nie pokonały atmowskiego instrumentu marki Schimmel.
Dobrze, że pamiętamy o urodzinach jednej z najwybitniejszych postaci, którą słusznie chlubi się Zakopane, ale w Atmie trzeba kreować wydarzenia na miarę wielkości Szymanowskiego, a nie możliwości organizatorów. Inaczej będziemy w sytuacji klienta Chopinowskiej szafareczki, która co prawda nalewa miód i pięknie się śmieje, ale trunek trafia nie do szklanki, ale na kaftan. Szkoda miodu, szkoda kaftana, szkoda pięknego uśmiechu.