Maciej Pinkwart
Dni Muzyki Karola Szymanowskiego - Zakopane 2014
Brahms triumfujący
Wydawałoby się to niemożliwe, ale 17 lipca 2014 do Galerii Orskiego dotrzeć było jeszcze trudniej: wykopaliska stały się głębsze, a przed miejscem koncertu stanęła gustowna barierka, zmuszająca nas albo do wejścia w kałużę, albo do przedzierania się przez ozdobną kosówkę pobocza. Od strony „Bristolu” ludzie dochodzili łąkami. Romantyzm Zakopanego nie zna granic…
Dr Karol Bula, prowadzący koncert, opóźnił jego rozpoczęcie o kilka minut gdyż, jak mówił, pani prezes Joanna Domańska jeszcze wygląda na drogę, czy ktoś nie brnie do nas przez błoto. Tym razem solistą wieczoru był pianista Adam Pacewicz, absolwent Akademii Muzycznej w Gdańsku oraz Wyższej Szkoły Muzycznej w Hanowerze (gdzie teraz jest pedagogiem), laureat licznych i prestiżowych konkursów pianistycznych (m.in. I nagroda na Konkursie Chopinowskim w Warnie i na konkursie Miłosza Magina w Paryżu), działający również w Towarzystwie Chopinowskim w Darmstadt, co dało Karolowi Buli asumpt do serdecznego wspomnienia o zmarłym w czerwcu tego roku profesorze Macieju Łukaszczyku, prezesie tego Towarzystwa, wielokrotnie występującym w Zakopanem, pochowanym wraz z bratem Jackiem w Poroninie.
Adam Pacewicz
program miał skromny ilościowo, ale jakościowo ogromny. Rozpoczął od
Nokturnu c-moll op.
48 nr 1 Fryderyka Chopina (którego rzeźbiarski
portret, autorstwa Ryszarda Orskiego, stanowił tło dla koncertu), potem
wykonał
tego samego kompozytora
Balladę g-moll op. 23 i
słynny
Polonez As-dur op. 53, by zakończyć pierwszą
część recitalu
Etiudą b-moll op. 4 nr 3
Karola Szymanowskiego.
Nokturn był senny, jak to
nokturn,
Ballada zabrzmiała przepięknie,
Polonez
mnie nie urzekł, a
Etiuda Szymanowskiego,
może najczęściej wykonywane jego dzieło fortepianowe, wydała mi się nieco sucha,
niemal akademicko poprawna. Natomiast w drugiej części wirtuoz rzucił nas na
kolana genialnym wykonaniem gigantycznego dzieła Johannesa Brahmsa –
Wariacji i fugi na
temat Haendla op. 24. Przyznam, że nie jestem
wielbicielem Brahmsa, ale to było coś zupełnie niezwykłego: muzyka totalna,
pełna niezwykłych inwencji, zaskakujących wolt nastrojów, melodii i harmonii,
przy czym wykonane tak precyzyjnie i wirtuozowsko, jak emocjonalnie. Blisko
40-minutowy utwór trzymał w napięciu całą salę, a gorące oklaski po jego
zakończeniu były całkowicie zasłużone.