Maciej Pinkwart

Tańczący Wawel w Nowym Targu

 

TUTAJ skan artykułu

Bez tromtadracji i dęcia w publicystyczne trąby, bez ogłaszania siebie głównym apostołem Świętej Muzyki, 12 września 2013 Krzysztof Leksycki rozpoczął kolejny sezon koncertowych „Wieczorów Czwartkowych”, odbywających się staraniem stowarzyszenia „Viva l’arte” i współfinansowanych ze środków burmistrza Nowego Targu. Pierwszy tej jesieni koncert w auli nowotarskiej szkoły muzycznej był niezwykle ciekawą – i mającą wielkie walory tak dydaktyczne, jak patriotyczne – prezentacją muzyki polskiego renesansu.

Ale przede wszystkim była to świetna okazja spędzenia miłego jesiennego wieczoru w dobrym towarzystwie i doznania znakomitych wrażeń artystycznych. Tym razem gośćmi Krzysztofa Leksyckiego byli muzycy Zespołu Muzyki Dawnej „Floripari” z Zamku Królewskiego na Wawelu, wykonujący muzykę grywaną na dworze Jagiellonów i Wazów. A była to muzyka piękna i interesująca, co więcej – propagująca szeroko na dworach europejskich polską kulturę i polskie mistrzostwo instrumentalne. Swoje talenty zaprezentowali w Nowym Targu Justyna Dolot, grająca na wirginale (to taki uboższy krewny klawesynu), Mateusz Kowalski, wirtuoz gry na violi da gamba i Aleksander Tomczyk –najbardziej zapracowany członek zespołu, grający na fletach prostych, piszczałkach w formie rogów zwierzęcych i instrumentach perkusyjnych, kierujący całą grupą, a ponadto zapowiadający poszczególne części koncertu. Z instrumentalistami wystąpiła śpiewaczka Joanna Trafas – o przepięknym głosie, niepowszedniej urodzie (milcz, serce…) i wybitnych talentach aktorskich.

Zespołowi „Floripari” towarzyszyło w części utworów duo taneczne Baletu Dworskiego „Sotto le Stelle”, także związanego z Zamkiem na Wawelu – Katarzyna Borstyn i Konrad Wierzchucki. Taniec wspaniale zharmonizowany z muzyką, dworski, dystyngowany, ale z elementami pantominy przedstawiającej rozmaite meandry pięknego uczucia, rodzącego się – a może już istniejącego? – między dwójką tancerzy, nieco skrępowanych zasadami etykiety, ale przecież mających swoje sposoby by je pięknie wyrazić.

A muzyka? Była taka jak ówczesna Polska rządzona przez Jagiellonów i Wazów: wielokulturowa, dostojna, pobożna, doskonała warsztatowo. Być może w takiej dawce nieco nużąca przez swojego rodzaju monotonię melodyczną i rytmiczną, ale nasuwająca wiele refleksji. Poza kompozycjami dworskimi z Wawelu słuchaliśmy dzieł węgierskich, włoskich, francuskich, mołdawskich oraz tzw. etnicznych – łemkowskich i żydowskich. Szczególnie interesujący był fragment z kancjonału radykalnych protestantów z XVI-XVII w. - Braci Polskich, nazywanych przez niektórych arianami (to nawiązanie do najstarszej herezji w chrześcijaństwie - stworzonego przez egipskiego biskupa Ariusza z IV w. antytrynitaryzmu, odrzucającego dogmat Trójcy Świętej).

„Wieczór czwartkowy”, jak zwykle pozwalający na odpoczynek od problemów zagonionego dnia codziennego, uświadomił nam raz jeszcze zapomnianą nieco prawdę o tym, że państwa prawdziwie wielkie są kulturowo zróżnicowane – właśnie jak Polska Jagiellonów. Pozwolił także znów odczuć tę magię „żywej” muzyki, która powstawała w czasach, gdy nie było Internetu, telewizji i empetrójek po to, by ludzie mogli się spotykać i przy wspólnym muzykowaniu i słuchaniu poczuć tak ważną dla nas wspólnotę estetyczną.

Następny „Wieczór czwartkowy” zapowiedziano na 24 października.