Maciej Pinkwart

Orawski Festiwal Muzyki Kameralnej

Diabelski młyn w kościele

 TUTAJ skan artykułu

Sztuka śpiewania, ars vocalis, jest właściwa wnętrzom kościelnym bardziej niż inne rodzaje muzyki, może z wyjątkiem organowej. Jest także głównym rodzajem ekspresji muzycznej dla wielu ludzi. Stąd też śpiew na orawskim Festiwalu Muzyki Kameralnej nikogo nie powinien dziwić, ba! – dziwić się należy, że jeśli się nie mylę, sztuka wokalna pojawiła się w tej imprezie dopiero po raz pierwszy dopiero 11 sierpnia 2013, na drugim tegorocznym koncercie.

Na estradzie, zaimprowizowanej w prezbiterium kościoła Matki Boskiej Śnieżnej w Zubrzycy Górnej pojawił się najpierw dobrze nam znany z poprzednich lat Kwartet Festiwalowy (Krzysztof Leksycki i Ilona Nieciąg – skrzypce, Gianfranco Borelli – altówka i Anna Armatys-Borelli – wiolonczela), tym razem wzmocniony przez kontrabasistę Jakuba Strycharza. W wykonaniu tego kwintetu usłyszeliśmy na początek allegro z Divertimenta F-dur KV 130 Wolfganga Amadeusza Mozarta. Potem pojawiła się główna gwiazda wieczoru – śpiewaczka Alina Urbańczyk-Mróz, dawna solistka baletu i grupy wokalnej Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk”. Ostra w tonacji żółta suknia z niebieskim (potem – czerwonym), taftowym szalem oraz czerwone kolczyki zapowiedziały nam, że nie będzie to na pewno nudny koncert. W jej wykonaniu – z akompaniamentem kwintetu - usłyszeliśmy najpierw dwie pieśni związane z charakterem miejsca – Panis Angelicus Césara Francka oraz słynną Ave Maria Franciszka Schuberta. Potem zaś XVIII-wieczny kościółek Matki Boskiej Śnieżnej pewno po raz pierwszy w swojej historii usłyszał pełne temperamentu wykonania arii i arietek z oper i operetek Emmericha Kalmana (czardasz Gdzie mieszka miłość z Hrabiny Maricy – węgierskie nuty na Orawie są jak u siebie w domu!), Ludomira Różyckiego (aria Rajski ptak z operetki Diabelski młyn), Georgesa Bizeta (Otwórz swoje serce z niedokończonej opery Iwan IV), Johanna Straussa (Walc Adeli z Zemsty nietoperza) oraz słynny song Summertime z opery George’a Gershwina Porgy and Bess (które wydało mi się najlepszym kawałkiem koncertu) i na zakończenie – znaną Granadę Augustina Lary. Przerywnikami instrumentalnymi były Intermezzo z opery Pietro Mascaniego Rycerskość wieśniacza oraz ostatnia część Divertimenta F-dur KV 130 Mozarta.

Solistka próbowała tańczyć (co na wyłożonej kamiennymi płytkami, nierównej powierzchni prezbiterium kościoła udawało się znacznie gorzej, niż wielebnemu Kleofasowi w filmie Blues Brothers) oraz prowadzić autonomiczną, dowcipną konferansjerkę (co podobało się bardzo) i zdobyła serca Zubrzyckiej publiczności bez reszty, zyskując tradycyjną polską standing ovation, równie rutynową jak oklaski dla pilota, któremu udało się nie rozbić samolotu przy lądowaniu.

Ja zaś jestem pełen uznania dla Krzysztofa Leksyckiego i opracowanej przezeń instrumentacji poszczególnych utworów. Co skłania mnie do tęsknego westchnienia za prowadzoną przez niego niegdyś kameralną orkiestrą Da Camera, występującą zarówno w Nowym Targu, jak i na Orawie, jak również uprzejmego zapytania, co stało się z orkiestrą kameralną w Nowym Targu, która kiedyś powstała z błogosławieństwem Rady Miejskiej, zyskała podobno jakiś budżet, raz wystąpiła i słuch o niej zaginął. A słuch w kwestiach muzycznych powinien być sprawą ważną, nieprawdaż?

Dziś, w czwartek, o 12.30 będzie w Zubrzycy Górnej występ młodzieży muzycznej, a wieczorem – promocja tomu poezji Piknaś, Orawo, opracowanego przez dr Ilonę Nieciąg. Koncert finałowy festiwalu – 18 sierpnia o 19-tej. Wszystko w Kościele MB Śnieżnej w Zubrzycy Górnej.