Maciej Pinkwart
Meandry jazzowego gościńca
Była
kiedyś taka piosenka „Bardzo lubię jazzu rytm rozkołysany”… Ponieważ ja właśnie
bardzo lubię jazz, więc z wielką ochotą pojechałem na wykład o historii tego
gatunku muzyki, który w rabczańskim Domu Kultury 17 września 2013 r. wygłaszał
redaktor muzyczny Radia Kraków – Antoni Krupa. Organizatorem wieczoru był Jan
Ceklarz – prezes stowarzyszenia „Kulturowy Gościniec”.
Lało jak z cebra, przekopałem się autem przez rozkopane pół Rabki i zaparkowałem
pod tablicą informującą, że parking jest tylko dla
petentów Urzędu Miejskiego. Pomyślałem, że jeśli nawet teraz urząd jest
zamknięty do rana, to zawsze mogę właśnie ustawiać się w kolejce po zezwolenie
na wjazd na rozkopaną ulicę. I tej wersji postanowiłem się trzymać, na wypadek
ataku policji lub straży miejskiej. Przebrnąłem przez rozwodnione błoto na ulicy
i wszedłem na salę spotkań, gdzie poczułem się jak w domu przedpogrzebowym. Nie
było to złe, w końcu rzadko kiedy ma się okazję przećwiczyć takie sprawy zanim
będą naprawdę palące. A propos palące – światło się nie paliło, z
wyjątkiem buduarowej lampki na stoliku, ekranu od rzutnika (który został
wyłączony, a ekran zwinięty, bo prelegent oświadczył, że jest oldskulowy
i na pendrajwach się nie zna) oraz kilkudziesięciu niewielkich zniczy
ustawionych pod oknami. Rozejrzałem się niepewnie jako były muzealnik, bo dom
kultury w Rabce jest drewniany, a strażaka w umundurowaniu i ze sprzętem bojowym
nigdzie nie spostrzegłem. Redaktor usiadł przy stoliku nad stertą winyli, obok
usytuowany był igłowy gramofon, obsługiwany przez nader jazzowo-stylowego
wiceprezesa „Gościńca” Piotra Koleckiego, więc poczułem się jak
na prywatce w
moich
ulubionych latach 60-tych. Prezes powitał gości, objaśnił kwestie zgaszenia
światła jako elementu budowania nastroju, opowiedział o najbliższych planach
Stowarzyszenia, po czym oddał głos wykładowcy.
Przedstawić na jednym spotkanie historię jazzu – to zadanie nie tylko karkołomne, ale po prostu niewykonalne. Antoni Krupa posługiwał się podczas wykładu klasyfikacją niemieckiego dziennikarza i historyka jazzu Joachima-Ernsta Berendta, autora doskonałej książki „Wszystko o jazzie”, który omawia w niej poszczególne style jazzowe od wczesnych, jeszcze dziewiętnastowiecznych, ragów, po jazz lat 70-tych XX w.
Pierwsze
jazzowe nuty usłyszeliśmy w 23-ciej minucie spotkania. Przykładów muzycznych
było dziewięć i zajęły w sumie 36 minut, spośród 2 godzin i 14 minut wykładu.
Złotousty redaktor brnął przez swingujące meandry elokwencji, co i raz
ześlizgując się w kolejne dygresje, to wybiegając w przód, to cofając się w
stosunku do prowadzonego wątku, czas płynął sobie powoli, tak jak krople deszczu
na szybach, a my tkwiliśmy w letargu, wpatrzeni z migoczące płomyki świec i w
strugi deszczu za oknami, tylko od czasu do czasu budzeni hasłem: a teraz,
proszę Państwa, taka ciekawostka… Uspokajały nas co prawda zapowiedzi, że
wykładowca musi się skracać, bo inaczej siedzielibyśmy tu do rana, a ja ze
strachem myślałem, czy rabczańska straż miejska właśnie nie zakłada mi metalowej
osłonki na koło, bo wszak parkowałem tam, gdzie nie powinienem, a tłumaczyć się
nie mogłem…
Wywód
historyczny skończył się na latach 70-tych, a i to był z natury rzeczy bardzo
pobieżny. Oczywiście, Antoni Krupa jest wybitnym fachowcem i jednym z
najlepszych polskich znawców historii jazzu, a nawet – jak skromnie przyznał –
był jako ekspert zaproszony do BBC,
gdzie miał okazję się wypowiadać na temat jednej z płyt Milesa Davisa. Ale jest też
znakomitym radiowcem o blisko 40-letnim stażu w Radiu Kraków i z pewnością wie,
czym jest reżim czasowy. Może warto było skądinąd ciekawy wykład o bardzo
interesującej tematyce podzielić na kilka mniejszych odcinków i na rzecz
uporządkowanego wywodu zrezygnować z mocno freestylowych sposobów
prezentacji. Wtedy może udałoby się w jednostkach wytrzymałości słuchaczy (góra
75-90 minut) pokazać fenomen jazzu, który od muzyki niepiśmiennych czarnoskórych
nowoorleańczyków przekształcił się w salonowo-dancingową komercję, by potem stać
się wyrazem buntu i – tak jak znakomicie powiedział Antoni Krupa – ugrzęznąć w
oparach absurdu nowoczesności za wszelką cenę.
Wykład – mimo swej długości – przedstawił tylko kilkunastu twórców muzyki jazzowej i to jedynie tych, którzy reprezentują muzykę zza Atlantyku. Na zakończenie, spełniając prośbę prezesa Jana Ceklarza, redaktor Krupa uzupełnił swój wywód kilkoma uwagami o jazzie polskim, a szczególnie krakowskim – w którego rozwoju, jak wiemy, on sam miał także niepośledni udział, nie tylko jako radiowiec – dokumentalista (świetne wywiady z jazzmanami!), ale i jazzman, czynnie uprawiający tę muzykę. Notabene w 2009 r. ukazała się jego książka Miasto błękitnych nut, pokazująca historię jazzu z perspektywy Krakowa.
Może
przy innej okazji da się posłuchać także o jazzie europejskim, w tym –
szczególnie mi bliskim jazzie w Paryżu, gdzie od ponad pół wieku organizowane są
doroczne festiwale jazzowe, a przez paryskie kluby przewinęli się tacy
amerykańscy artyści jak Lionel Hampton, Dizzy Gilespie, Thelonius Monk, John
Coltrane, Charlie „Bird” Parker, Miles Davies. Ale szczególnie warta uwagi
byłaby opowieść o działającym w latach międzywojennych w Paryżu Hot Club de
France i jego słynnym Kwintecie, w którego skład wchodzili cygańscy
gitarzyści Django Reinhard i jego brat Joseph „Nin-nin” Reinhard, basiści Roger
Chaput i Louis Vola oraz najbardziej z nich znany, genialny skrzypek (niekiedy
także pianista…) – Stephen Grapelli. O Jeanie-Lucu Pontim też nie można
zapominać. Pewno uwagi wymagałby również jazz skandynawski, którego nie lubię,
ale doceniam (i rolę, jaką w nim odgrywa norweski saksofonista z Polski, Jan
Garbarek), a także czeski i rosyjski.
Ale to, być może, uda się zrealizować w przyszłości. Niezależnie od mankamentów (które – niewykluczone – istnieją tylko w mojej osobistej opinii), wykład Antoniego Krupy był ważny i wart kontynuacji, a stowarzyszenie „Kulturowy Gościniec” raz jeszcze pokazało, że potrafi zainteresować mieszkańców Rabki (i nie tylko…) drogą, która z manowców współczesnego chaosu potrafi porządnym gościńcem poprowadzić nas w stronę kultury.
Żeby tylko pozostałe rabczańskie gościńce zyskały wkrótce dobrą nawierzchnię…