Maciej Pinkwart

Szymanowski na "Titanicu"

TUTAJ skan artykułu

(Uwaga - poniżej wersja pełna!)

 

Drugi tydzień XXXVI festiwalu Dni Muzyki Karola Szymanowskiego rozpoczął się od recitalu wokalnego Bożeny Harasimowicz (sopran), z akompaniamentem Krystyny Gorzelniak-Pyszkowskiej. Doskonale dobrany (i świetnie wykonany) program obejmował pieśni trzech kompozytorów polskich, których życie zamknęło się w datach życiorysu najstarszego z nich – Ignacego Jana Paderewskiego (1860-1941). Jego pieśni (Nad wodą wielką i czystą op. 18 nr 4, oraz Gdy ostatnia róża zwiędła op. 7 nr 1) rozpoczęły poniedziałkowy (22 lipca 2013) koncert. Potem słuchaliśmy pieśni z pierwszych opusów Mieczysława Karłowicza (1876-1909), spośród których najgoręcej oklaskiwano utrzymaną w rytmie walca pieśń do słów Czesława Jankowskiego Z nową wiosną. I wreszcie zabrzmiały dzieła najbardziej dojrzałe i najnowocześniejsze – cztery pierwsze Pieśni Kurpiowskie op. 58 oraz Rymy dziecięce op. 49 Karola Szymanowskiego (1882-1937).

Niezwykle sympatyczną imprezę zorganizowano we wtorek, 23 lipca 2013. Było po popołudniowe Spotkanie z Katotem – koncert dla dzieci i młodzieży. Katot – to było domowe imię Karola Szymanowskiego, który był głównym bohaterem opowieści prowadzącego imprezę doktora Karola Buli. Drugą osobą, wspominaną w dziecięcym i Atmowskim kontekście była siostrzenica kompozytora Krystyna Grzybowska – „Kicia”. Karol Bula bardzo przystępnie, ale bez cienia infantylizmu opowiadał dzieciom (których spora gromadka odwiedziła tego dnia „Atmę”), zarówno o Szymanowskim i jego muzyce, jak i o wykonawcach i ich instrumentach. Na początku części muzycznej prezes Towarzystwa Jadwiga Domańska zagrała na fortepianie Krakowiaka Szymanowskiego, a potem akompaniowała klarneciście Romanowi Widaszkowi, który wykonał dwa efektowne Kaprysy na klarnet Tadeusza Bairda oraz waltorniście Tadeuszowi Tomaszewskiemu, grającemu III część Sonaty na róg i fortepian Wojciecha Kilara. Potem Bożena Harasimowicz z towarzyszeniem Krystyny Gorzelniak-Pyszkowskiej wykonała – ze sporą dawką talentu mimicznego – kilka piosenek z Rymów Dziecięcych op. 49 Karola Szymanowskiego. Muzyka patrona „Atmy” zabrzmiała jeszcze w wykonaniu Joanny Domańskiej, która zagrała dwa Mazurki z op. 50. Na zakończenie usłyszeliśmy brawurowo wykonane dwie piosenki dla dzieci Witolda Lutosławskiego ze słowami Juliana Tuwima: Spóźniony słowik i O Panu Tralalińskim (Bożena Harasimowicz i Krystyna Gorzelniak-Pyszkowska). Wieczorem odbyły się w „Białej Izbie” posiady z mieszkającym w USA kompozytorem Mikołajem Góreckim – synem zmarłego niedawno Henryka Mikołaja Góreckiego.

I właśnie jego dzieło miało stać się clou środowego (24 lipca 2013) wieczoru muzycznego w Galerii Ryszarda Orskiego. Wcześniej jednak pianistka Joanna Domańska wykonała Cztery Etiudy op. 4 Karola Szymanowskiego, wśród których bardzo ładnie zabrzmiała słynna Etiuda b-moll i ostatnia w cyklu Etiuda C-dur. W drugiej części wystąpiło Trio Śląskie (Joanna Domańska – fortepian, Roman Widaszek – klarnet i Tadeusz Tomaszewski – róg), prezentując Trio B-dur op. 274 postromantycznego kompozytora niemieckiego Carla Reinecke. Wynudziliśmy się okropnie, bo choć wykonanie było wirtuozowskie, to jednak muzyka Reineckego (którego uczniami byli m.in. Edward Grieg, Izaak Albeniz, Max Bruch i Leoš Janáček) stanowi dla współczesnych słuchaczy prawdziwą szkołę przetrwania. No i wreszcie doczekaliśmy się najważniejszego – prawykonania Tria „Titanic” na klarnet, róg i fortepian, autorstwa Mikołaja Góreckiego. Kompozytor, z całą liczną polsko-amerykańską rodziną był obecny na sali, co pewno trochę tremowało wykonawców, ale dla słuchaczy było dodatkową podnietą do oklasków. Skomponowane w 2013 r dzieło ma budowę trzyczęściową (Lento espressivo. Andante, Quasi una burlesca. Vivace, Agitato) i oczywiście za inspirację ma tragedię słynnego transatlantyku. Nie mam szczególnego „nabożeństwa” do muzyki programowej, bo zwykle ma ona tendencję do ześlizgiwania się w ilustracyjność, a wartości literackie dominują nad muzycznymi. Tu jednak kompozytor zachował właściwe proporcje i choć momentami (w II części) Titanic brzmiał jak muzyka do kreskówki, to jednak ogólne wrażenie było więcej niż korzystne. Wróżę mu wielkie powodzenie, które na pewno ugruntują równie wirtuozowskie wykonania jak to, które zaprezentowało nam Trio Śląskie. Na bis muzycy powtórzyli ragtime, a może cake-walk z II części Titanica, a mnie się nostalgicznie przypomniały czasy, kiedy biurem Towarzystwa Szymanowskiego kierowała Martyna Parczewska i kiedy to na zakopiańskie festiwale zamawiano u młodych kompozytorów utwory inspirowane Tatrami i folklorem góralskim, które potem wykonywano na specjalnym koncercie „Tatrami urzeczeni”. Cóż, wypada westchnąć, parafrazując Villona: Gdzież są, ach, gdzież, niegdysiejsze pieniądze…

W czwartek festiwal pożegnał się z „Atmą” recitalem skrzypcowym Aleksandry Szwejkowskiej-Belicy, której na fortepianie towarzyszył młody, ale bardzo ekspansywny pianista Michał Rot. Na początku usłyszeliśmy znakomicie wykonane Źródło Aretuzy z Mitów op. 30 Karola Szymanowskiego, a potem Taniec z baletu „Harnasie” tego samego kompozytora, w którym skrzypaczka i pianista trochę „przekrzykiwali się” w walce o słuchacza, co zresztą zostało przyjęte owacyjnie. Kolejny utwór, Suita polska z 1935 r. autorstwa Szymona Laksa była właśnie tego rodzaju dziełem, przed jakimi przestrzegał kompozytorów Szymanowski, pisząc: Och, te wstrętne wycinanki, te oberki, te dana-dana, to przekleństwo naszej sztuki. No i u Laksa „polskość” polegała na bezpośrednich cytatach z folkloru, oberki brzęczały aż iskry szły po „Atmie”, a fortepian wyłupywał rytm, jak w karczmie pod Łowiczem. Na szczęście było w tej suicie sporo fragmentów wirtuozowskich, które pozwoliły nam pamiętać, jak świetną „marką” wiolinistyczną jest Aleksandra Szwejkowska-Belica. O tym, że folklor – także mazowiecki - może być zinterpretowany twórczo i ciekawie przekonały nas utwory Grażyny Bacewicz, wykonane jako kolejny punkt programu: po impresjonistycznym Witrażu muzycy zaprezentowali Taniec słowiański i rewelacyjny Taniec mazowiecki. Ale żeby nie było nam za dobrze – potem usłyszeliśmy zupełnie puste artystycznie i treściowo Trzy miniatury Juliusza Łuciuka, a na koniec utrwalaliśmy sobie dobrze znane motywy z twórczości Szymanowskiego i Bacewiczówny, rozpracowywane „twórczo” w utworach Romualda Twardowskiego Plejady (kalki z Aretuzy) oraz Oberek (duch Bacewiczówny idzie po tantiemy do ZAiKSu), a także Romana Palestra Taniec Polski, z kredytami z Tańca z Harnasiów. Słowem – pod koniec mieliśmy festiwal folkloru i cytatów, zakończony bisem w postaci Kujawiaka a-moll Henryka Wieniawskiego.

Ostatni koncert kameralny odbył się 26 lipca w „Jasnym Pałacu”, a wystąpił znany kwartet „Prima vista” (Krzysztof Bzówka – I skrzypce, Józef Kolinek – II skrzypce, Piotr Nowicki – altówka, Zbigniew Krzymiński - wiolonczela). Jako pierwszy zabrzmiał ładny, ale przydługi II kwartet smyczkowy op. 6 Witolda Maliszewskiego, bardzo ładnie wykonany i doskonale pasujący do stylowego wnętrza. Potem usłyszeliśmy znany i lubiany II kwartet op. 56 Karola Szymanowskiego, dedykowany zakopiańskim przyjaciołom kompozytora Julii i Olgierdowi Sokołowskim, a na koniec III kwartet (z 2008 r.) Krzysztofa Pendereckiego, z podtytułem Kartki z nienapisanego pamiętnika. Kwartet „Prima Vista” zagrał wspaniale, ale aż się boję myśleć, co by było, gdyby ten pamiętnik został napisany.

Relację z koncertu symfonicznego Orkiestry Beethovenowskiej, kończącego XXXVI Dni Muzyki Karola Szymanowskiego przedstawię za tydzień.