Tygodnik Podhalański, 16 sierpnia 2012
Wisienka na rodzinnym torcie
Niestrudzony Adam Kitkowski w ciągu ostatnich sześciu lat zorganizował w Zakopanem i okolicy ponad 150 koncertów. Były różne co do formy, co do ambicji artystycznych i co do jakości, ale w każdym razie ożywiały naszą mizerotę muzyczną, w której na ogół nadętość i tromtadracja walczą z kryzysowym zaciskaniem pasa, wojując o to, co przyniesie gorszy efekt. Na tym tle środowy (8 sierpnia 2012) koncert w „Jasnym Pałacu” był dość wyjątkowy. Oto dla kolejnego już uczczenia 25 rocznicy śmierci wielkiego artysty Tadeusza Brzozowskiego Adam Kitkowski i Zakopiańskie Stowarzyszenie Niezależnych zorganizowało koncert muzykujących rodzin.
Zaczęła rodzinna kapela Obrochtów, która już przez pięć pokoleń (licząc od słynnego Bartusia) prezentuje pod Giewontem najbardziej klasyczne nuty góralskie. Tak było i tym razem – czteroosobowa kapela, w której prym grał młody… Bartłomiej Obrochta uraczyła nas bukietem znakomicie dobranych i świetnie znanych melodii i śpiewek, wykonanych z mistrzowską wprost precyzją. Po przerwie (mmmm… co za cwibak!) na estradzie pojawiło się tylko dwoje ze znanej w Zakopanem rodziny Jakubiaków, którzy zajmują się muzyką – jak powiedział prowadzący koncert Adam Kitkowski – po amatorsku, ale z zamiłowaniem. Najpierw były to amatorskie prezentacje klasyki w wykonaniu Marty Jakubiak (charakterystyczne, że rozpoczęte fortepianową wersją słynnej arii Lascia chi’o pianga - Pozwól mi płakać - z opery Rinaldo Georga Fridricha Händla), potem kilka evergreenów z muzyki filmowej dawnych czasów, które przestawił słynny Stefan Jakubiak. Clou programu stanowiła jednak – najpełniejsza i najdłuższa prezentacja zakopiańskiej rodziny Lassaków.
Zaczęli tradycyjnie, po góralsku, w
przepięknych strojach i składzie nieco nietypowym: trzy
kobity na skrzypcach i pan
Tomasz na basach. Ale ponieważ znam tę rodzinę, więc wiedziałem, że na tym się
nie skończy. Prym grała Kasia Lassak,
tegoroczna absolwentka wydziału muzycznego Państwowej Ogólnokształcącej Szkoły
Artystycznej, uczennica klasy skrzypiec najpierw Krzysztofa Leksyckiego, potem
Janusza Miryńskiego. Prowadziła melodię niezwykle precyzyjnie, zarazem ozdobnie
i wirtuozowsko, trzymając całą muzykę w garści, w sposób jaki – jak mi
opowiadano – kierowała kapelą najsłynniejsza niegdyś prymistka, Bronisława
Konieczna „Dziadońka” z Bukowiny Tatrzańskiej. Ale był moment, kiedy Kasia
zamieniła się miejscami i funkcją prymisty z mamą,
Haliną Maciatą-Lassak i, siadłszy obok swej
młodszej siostry Hani (absolwentka VI klasy POSA), tak jak ona grała
sekund. Zadziwiające, z jaką
łatwością zmieniła pozycję i sposób trzymania skrzypiec… Chwilę potem, po
zakończeniu sekwencji góralskiej (w której grała na skrzypcach, śpiewała i grała
na piszczałce), Kasia Lassak zagrała Taniec
Węgierski
Brahmsa na skrzypce solo, tu już występując jak zawodowa skrzypaczka, którą
zresztą poniekąd już jest, grając stale w zespole Tatrzańskiej Orkiestry
Klimatycznej. Dodajmy – także śpiewa w Tatrzańskim Chórze „Szumny”, a na
środowym koncercie poznaliśmy jej wokal nie tylko w utworach regionalnych, ale
także w jazzowej piosence do własnego tekstu (kilkakrotnie była laureatką
konkursów poetyckich w POSA) i z własną muzyką. Ten rodzaj produkcji podobał się
zresztą – nie tylko mnie – najbardziej. Na zakończenie obie siostry Lassakówny
zaśpiewały
What a Wonderfull World,
przebój z filmu
Good Morning,
Vietnam,
przy akompaniamencie Macieja Kiełpińskiego,
również absolwenta POSA, który wyrasta na jednego z najlepszych młodych
pianistów Zakopanego.
Brawa były huczne i owacyjne, bo rzeczywiście wszechstronność całej rodziny, a
zwłaszcza Katarzyny Lassak urzekła całą publiczność. Od siebie dodam, że Kasia
była również najwyżej ocenianą uczennicą kursu Wiedzy o Regionie, który
prowadziłem w POSA. Kasia wraz z rodziną bierze także udział w widowisku
Ojciec święty Jan
Paweł II na Podhalu,
a ostatnio oglądaliśmy ją w inscenizacji
Harnasi Szymanowskiego pod Krokwią.
Mam
naturalnie świadomość, że tyle wysokich ocen w tak młodym wieku stwarza dla
młodej psychiki spore obciążenie. Jednak artysta musi mieć świadomość tego, że
sukces to nie tylko oklaski, kwiaty i powodzenie, ale także zawiść, obmowa i
próby zamilczenia. I przede wszystkim ciężka praca, bez której talent nie ma
szans się rozwinąć. Sława ma swoją cenę.