Maciej Pinkwart

Brahms i inni Polacy

TUTAJ skan artykułu

  

W sobotę, 21 lipca 2012 r. w zakopiańskim kościele Św. Krzyża odbył się koncert symfoniczny, będący końcowym akcentem XXXV Dni Muzyki Karola Szymanowskiego. Jego przesłaniem było upamiętnienie 130 rocznicy urodzin Karola Szymanowskiego, a odbył się w cyklu „Jeszcze Polska Muzyka…”.

 

W trakcie trwania festiwalu Szymanowskiego prowadzący imprezy Karol Bula wielokrotnie nas informował, że sobotni koncert stanowi niejako postscriptum do Dni Muzyki, które kończą się koncertem piątkowym. W sobotę w Świętym Krzyżu stwierdził, że to właśnie występ orkiestry Akademii Beethovenowskiej kończy festiwal. Jednakże w drukowanym programie tego koncertu o Dniach Muzyki Szymanowskiego nie ma ani słowa.

Byłem bardzo zbudowany faktem, że koncert przyciągnął kilkaset osób spragnionych wysłuchania rzadko tu prezentowanej muzyki symfonicznej. Kościół był pełen ludzi w różnym wieku, doskonale słuchających i najwidoczniej rozmiłowanych w pięknych brzmieniach, i o ile zdołałem się zorientować – w większości miejscowych, z Zakopanego i okolic. To ogromny sukces wszystkich, którzy przez te 35 lat cierpliwie proponowali Zakopanemu kolejne koncerty, zapewniali, że uczestnictwo w przejawach tzw. kultury wyższej jest dobrą inwestycją we własną osobowość i starali się, by dobra muzyka towarzyszyła nam przynajmniej kilkanaście razy do roku. Mam tu na myśli przede wszystkim założone w 1977 roku Towarzystwo Muzyczne im. Karola Szymanowskiego, które wspierało działalność Muzeum w „Atmie”, ale także wszystkie instytucje, które również działały na tym polu – poczynając od władz Zakopanego, przez dyrekcję BWA i potem Miejskiej Galerii Sztuki, Zakopiańską Akademię Sztuki, Towarzystwo Edukacji Artystycznej, Stowarzyszenie im. M. Karłowicza i nade wszystko – Tatrzańską Orkiestrę Klimatyczną, której roli w edukacji muzycznej naszej społeczności nie sposób przecenić.

A zatem zakopiańscy melomani zasiedli w kościelnych ławach, a przestronne prezbiterium kościoła wypełniła całkowicie orkiestra Akademii Beethovenowskiej, w liczącym kilkadziesiąt osób składzie. Założony w 2003 roku zespół wciąż jest – na tle innych polskich orkiestr – dość młody i znakomicie przygotowany, co więcej – doskonale zorganizowany, co jest konieczne przy nieco wędrownym trybie działania, jaki ma ta zakotwiczona w Krakowie formacja. Dyrygował Massimiliano Caldi, dyrygent z Mediolanu, od lat związany z licznymi polskimi orkiestrami, niezwykle ekspresyjny i zarazem precyzyjny w ruchach. Występ w Zakopanem był częścią projektu „Jeszcze Polska Muzyka…”, którego elementem jest prezentacja mało znanych lub całkiem zapomnianych dawnych utworów kompozytorów polskich. Na początek usłyszeliśmy więc Uwerturę do opery „Pierre de Médicis” z 1860 r., autorstwa Józefa Michała Poniatowskiego (1816-1873), potomka królewskiej rodziny, który w Polsce nigdy nie był, wędrując między Italią, Paryżem, Brukselą i Londynem. Jak powiedział z pewną przesadą chronologiczną prowadzący koncert Karol Bulamógł zostać królem, a został kompozytorem. Myślę, że lepiej byłoby odwrotnie, ale może się mylę, bo trudno jest oceniać operę po uwerturze: to tak jakbyśmy się delektowali kartą menu, zamiast obiadem. Drugim utworem była dość zgrabna ramota Franciszka Lessla (1780-1838) Finale molto presto g-moll, jedyny ocalały do dziś fragment jego zaginionej symfonii. Po tej archeologii muzycznej, podanej jako przystawka, nastąpiło danie główne, którym miał być II Koncert skrzypcowy op. 61 Karola Szymanowskiego, napisany w „Atmie” w latach 1932-33, skomponowany we współpracy z Pawłem Kochańskim. Dzieło przepiękne i wzruszające, ale wiem to z wcześniejszych wykonań – bo znakomity solista sobotniego wieczoru, skrzypek Łukasz Błaszczyk, występujący w gustownym T-shircie pod czarną marynarką, został niemal całkowicie zagłuszony przez potężną orkiestrę – nie wiem, czy na skutek złego wyważenia proporcji dźwiękowych, czy z powodu lokalnej akustyki. Jedynie mistrzowsko wykonana kadencja Kochańskiego dała nam odczuć, jak wiele straciliśmy, nie słysząc całości.

Koncert zakończyła podana na deser przepiękna i naprawdę świetnie zagrana III Symfonia F-dur op. 90 Johannesa Brahmsa z 1883 r., szczególnie wzruszająca w trzeciej z czterech części – Poco allegretto.

Oklaski o charakterze stojącej owacji, co w Zakopanem staje się irytującą rytualną manierą, kwiaty od władz Zakopanego i podziękowania od zarządu Towarzystwa Muzycznego im. K. Szymanowskiego podsumowały ten ważny koncert, który wszakże wzbudził we mnie mieszane uczucia. Bo był na nim rzecz jasna mistrzowsko wykonany Brahms – ale, zgodnie z tytułem cyklu, była jeszcze polska muzyka…