Maciej Pinkwart

Śmiertelny bałagan

 

Nie od dziś wiadomo, że w domu powinien być porządek. Ale, z drugiej strony – najciekawsze wspomnienia miewamy z buszowania po starych rodzinnych strychach i piwnicach, gdzie nieraz odkrywaliśmy najdziwniejsze przedmioty w najbardziej nieoczekiwanych miejscach. W domu Alicji Thorkild, pierwszej damy kolonii polskich emigrantów w Danii, z porządkiem jest pewien problem. Zawsze był to dom nieco oryginalny i taki więcej artystyczny, lecz teraz naturalny dla gospodyni stan chaosu pogłębił się znacznie, między innymi z powodu pętających się w różnych dziwnych miejscach kocich worków – kupowanych w ciemno na licytacji tobołów, zawierających nie wiadomo jakie przedmioty, zgubione przez pasażerów w duńskich kolejach. Alicja niema czasu, pamięci i wystarczającej motywacji by je od razu rozpakowywać. Ktoś gwałtem chce ją w tym wyręczyć. Ułatwiają mu to nigdy nie zamykane drzwi i pałętający się po domu tłum gości. Utrudniają – nieprawdopodobny bałagan i trzy czarne półdzikie koty, przywiązane do Alicji i jej kuchni i wprost nie cierpiące intruzów.

Najnowsza książka Joanny Chmielewskiej „Kocie worki” ukazuje się dokładnie w 40-lecie jej pierwszego dzieła – pamiętanego do dziś „Klina”, który doczekał się nawet ekranizacji pod wdzięcznym tytułem „Lekarstwo na miłość”, gdzie rolę pięknej narratorki Joanny grała Kalina Jędrusik... Ech, wspomnienia młodości... Całe moje dorosłe życie upłynęło niejako z książkami Chmielewskiej w ręku – zapełniały nieliczne chwile nudy, rozśmieszały do łez, niekiedy wzruszały, niekiedy irytowały, ale były moim wiernym towarzyszem. O Agacie Christie mówiono, że była kobietą, która największej liczbie mężczyzn dostarczyła przyjemności w łóżku. Nie mogę tego powiedzieć o Joannie Chmielewskiej tylko dlatego, że nie czytam na leżąco...

„Kocie worki” to jubileuszowa, pięćdziesiąta książka Autorki. Wśród takiego dorobku naturalnie zdarzają się pozycje lepsze i gorsze, ale niewielu jest pisarzy, którym czytelnicy mogą być wdzięczni za tyle wrażeń, jakich dostarczyło im tak wiele książek. W czasach kiedy było przaśnie i siermiężnie i więcej mieliśmy powodów do płaczu czy gorzkiej ironii niż do  śmiechu, Joanna Chmielewska pisała dla nas Całe zdanie nieboszczyka¸ Krokodyla z kraju Karoliny, Lesia, Wszystko czerwone, Romans wszechczasów, czy Boczne drogi. Dla młodszych naszych dzieci pisała Nawiedzony dom czy Ducha, dla starszych – Wielkie zasługi i Większy kawałek świata... Po zmianach ustrojowych jej książek zaczęło się ukazywać więcej – może nawet niekiedy zbyt wiele – ale i wśród nich są prawdziwe perełki, takie jak Złota mucha czy Najstarsza prawnuczka...

W ostatnio wydanej powieści wracamy do duńskiego domu Alicji, który poznaliśmy już 30 lat temu w książce Wszystko czerwone. Bohaterowie postarzeli się nieco, Joanna nieco mniej interesuję się wyścigami, a nieco więcej – ogrodem, ale jak zawsze jej pasją – nie koniecznie podzielaną przez otoczenie - jest historia, a namiętnością – zabytki. I właśnie wśród charakterystycznego dla domu Alicji bałaganu Joanna odnajduje duński kolorowy magazyn, który opisuje najpiękniejsze wyroby jubilerskie, zaginione na przestrzeni ostatnich kilku stuleci. Pismo pojawiło się nie wiadomo skąd, a tej samej nocy nie wiadomo kto korzysta z hałasującej toalety, wypija koniak i rozgrzebuje zawartość rozmaitych pakunków. W dodatku, z piwnicy zaczyna się rozchodzić charakterystyczny trupi zapaszek...

Książkę, choć daleko jej do tomu Wszystko czerwone, czyta się nieźle i choć rozwiązanie zagadki – jak to zwykle w ostatnich dziełach Joanny Chmielewskiej – nikogo nie zaskakuje i z pewnością nie jest punktem kulminacyjnym akcji, to jednak przygody kilku nieco zwariowanych starszych i młodszych pań i kilku młodszych przeważnie panów przywołują na twarz cień dawnych uśmiechów. Czas jednak jest nieubłagany – zapewne na emeryturę odszedł nieoceniony policjant polskiego pochodzenia Muldgaard, który bawił nas do łez w poprzednim spotkaniu z Alicją i jej gośćmi. Postacie ogólnie są mniej charakterystyczne, akcja nieco chaotyczna i mało zabawna.

W bałaganie, który panuje w domu Alicji, można wszakże znaleźć wszystko. I zaginione papiery rodzinne, i kilogramy proszku do prania, i cenną biżuterię, i butelkę Bordeaux, i kilka zwłok. A ja znalazłem dla siebie taką zasadę, żeby się nie czepiać nieporządku, który od czasu do czasu w moim domu przekracza granice przyzwoitości. Bo jak na razie, na szczęście, mniej więcej wszędzie jeszcze można dosięgnąć, w bałaganie nie pojawiają się zwłoki, nie chodzą po domu koty i co najważniejsze nikt obcy nie wypija mojego koniaku.