Sekret hiszpańskiej pensjonarki - okładkaMaciej Pinkwart

Fryzjer w odpadkach

 

W Tatrach wiał halny, pijaków było więcej niż zwykle, stałem w korku na zakopiance i czytałem książkę. W pewnym momencie spojrzałem do lusterka i stwierdziłem, że tęsknię za fryzjerem. Nie, włosy były w porządku, w moim wieku i w mojej sytuacji trudno zresztą zbyt wiele wymagać; ojciec ołysiał w wieku 16 lat, kiedy przebywał z dłuższą, choć niezapowiedzianą wizytą na Syberii, więc i tak w zasadzie nie mam na co narzekać. Zatęskniłem za fryzjerem z Barcelony.

Sukces powieści "Przygoda fryzjera damskiego" Eduardo Mendozy był na naszym rynku ogromny i moim zdaniem zupełnie zasłużony. Post-postmodernizm hiszpańskiego pisarza, operującego z wprawą kontrastami, humorem i erudycją doskonale sprawdzał się w praktyce czytelniczej, a o lumpiarskim fryzjerze-detektywie rozmawiało się na salonach. Stąd wielkie zainteresowanie następną powieścią Barcelończyka, o której wiedziano od kilku miesięcy, że będzie kolejnym bestsellerem. Takie przynajmniej opinie krążyły po mediach, które ochoczo obejmowały patronat nad publikacją: na okładce widzimy logo RMF, Onetu, Merlina... Książkę "Sekret hiszpańskiej pensjonarki" wydała zasłużona oficyna "Znak", zaopatrując ją na odwrocie w notę, nawiązującą do sukcesu "Fryzjera":  Niepospolity lump, jednocześnie pechowy detektyw, znany już czytelnikowi bestsellerowej "Przygody fryzjera damskiego" wyrusza na trop kolejnej zagadki. Tym razem próbuje rozwikłać tajemnicę zniknięcia hiszpańskiej pensjonarki...

Bohater jest zaprezentowany w momencie, gdy jako kapitan drużyny piłkarskiej rozgrywa mecz na boisku w szpitalu wariatów. Do szpitala trafił jako zamieszany w bliżej nieokreślone przestępstwo konfident policji - i teraz właśnie komisarz, z którym miał do czynienia wcześniej proponuje mu warunkowe zwolnienie w zamian za rozwikłanie zagadki tajemniczego zniknięcia z zamkniętego klasztornego internatu, a następnie ponownego pojawienia się jednej z uczennic renomowanej szkoły. Ponieważ ostatnio znikła kolejna uczennica - sprawa stała się głośna i policja, nie mając pojęcia co się stało, postanowiła sięgnąć do niekonwencjonalnych metod śledztwa, jakie z pewnością reprezentuje pensjonariusz domu wariatów.

Korek na zakopiance sięgał od ronda kompaktowego przy Chramcówkach, które były burmistrz zimowej stolycy kazał wybudować w nadziei, iż pamięć o nim nie zaginie przynajmniej wśród kierowców, aż do Poronina, w którym już nawet najstarsi górale zapomnieli o Włodzimierzu Uljanowie. Więc zanim dojechałem do Zakopanego, dojechałem w lekturze do miejsca, w którym bohater spotyka się ze swoją siostrą o wdzięcznym imieniu Candida. I to po raz pierwszy zaczęło mi się coś nie zgadzać.

Candida jest tu zwykłą - choć niezwyczajnie szpetną - ladacznicą, prowadzącą swój kiepski interes w slumsach Barcelony, przeważnie na użytek kompletnie pijanych marynarzy spod obcych bander. W "Przygodzie..." była stateczną matką-Hiszpanką (choć kobietą z przeszłością), żoną właściciela zakładu fryzjerskiego. Główny bohater zaś wydaje się być młodszym bratem, lub wręcz pierwszym prototypem Fryzjera: jest w o wiele większym stopniu walniętym menelem, odrażającym, brudnym i grzebiącym w odpadkach wyrzutkiem kiepskiego społeczeństwa, nieudacznikiem, którego prześladuje pech - choć ma mnóstwo szczęścia, wariatem - ale nadzwyczaj logicznie rozumującym, półanalfabetą, który z największą łatwością prowadzi dyskurs z najbardziej inteligentnymi rozmówcami, przestępcą, którzy bez trudu dostaje się na salony, pokraką, która cieszy się sympatią pań i panien...

Przeczytałem do końca niewielką książeczkę (170 stron) w jeden dzień i poczułem się nieco zawiedziony. To nie ten fryzjer, który zachwycił mnie przed paroma miesiącami! I dopiero po chwili zorientowałem się, jaką manipulację zastosowali wydawcy i dystrybutorzy książek: "Sekret hiszpańskiej pensjonarki" nie jest kolejną zagadką, którą rozwiązuje dziwny detektyw - jest pierwszą książką z tego cyklu, napisaną przez Mendozę. Bowiem "Fryzjer" ukazał się w Hiszpanii w 2001 roku (u nas w 2003), zaś "Sekret", w oryginale "El misterio de la cripta embrujada", czyli "Tajemnica zaczarowanej krypty" to powieść z 1979 roku, czyli sprzed 25 lat!

Naturalnie, jest to wciąż wspaniała proza i doskonale napisana książka. Irytująca - ale miała irytować, dekadencka - ale napisana, gdy jeszcze całkiem dobrze miał się wiek XX, a reżim frankistowski upadł ledwo kilka lat wcześniej. Oglądany z tej perspektywy obraz społeczeństwa, które wciąż nie może się wziąć w garść po upadku dyktatury wydaje się być nam szczególnie bliski, jego obrzydliwość i rozmemłanie nie jest specyfiką słonecznej Hiszpanii, a powtarzany jako wytrych zwrot "Za Franco było lepiej" jako żywo przypomina nierzadkie u nas "komuno, wróć!". Autor jednak wydaje się jeszcze nie dokładnie rozpoznał pola, w którym przyszło mu działać, bohater jest bardziej odrażający niż sympatyczny (te niekończące się dywagacje na temat wydzielanego przezeń smrodu, taplanie się w gnojówkach, cuchnących rybach i ekskrementach!), przy jednoczesnym zalewie erudycji ze strony błyskotliwego kloszarda powoduje, że nasze poczucie estetyki literackiej ulega mocnemu nadwątleniu przez odruchy wymiotne i zwyczajną irytację. Ale, na Boga - ileż to razy patrząc i dziś na to, co nas otacza, musimy tłumić w sobie odruchy wymiotne! Życie nie jest pięknym snem niewinnej pensjonarki - zwłaszcza, że nawet w klasztorach pensjonarki nie są aż tak niewinne, a sny, wywoływane przez odurzający je eter wydają się również mało sympatyczne...

Wciąż jest to parodia klasyki amerykańskiego czarnego kryminału, a zwariowany detektyw ma wiele cech Philipa Marlowe, tylko takiego jakby w brudnopisowej wersji. Czyta się znakomicie, choć nie bez złości, ale niech miłośnicy jasnej i precyzyjnie rozwiązywanej intrygi, wątków głównych i pobocznych, romansów i flamenco pozostaną przy innych tytułach. Tu jest tak, jak w dzień po karnawale, kiedy po wspaniałej zabawie została już tylko sterta cuchnących odpadków. Było wesoło, ale teraz jest znów zwyczajnie. A że prostsze umysły po prostu znajdą w tym wesołą zgrywę z życia lumpenproletariatu, podglądającego pensjonarki w klasztorach i biznesmenów na salonach? Cóż... I "Wesele" Wyspiańskiego nazywali niektórzy wesołą komedyjką ze śpiewami i tańcami ludowymi...

Fakt pozostaje faktem, że sugerowanie, iż "Sekret hiszpańskiej pensjonarki" stanowi c.d. "Przygody fryzjera damskiego" niewątpliwie napędziło wydawnictwu sporo czytelników, a część z nich, podobnie jak ja - będzie lekko zawiedziona, bowiem wcześniejsze dzieło Mendozy jest znacznie słabsze od ostatniego. Co jest znakiem dobrym - iluż to jest pisarzy, których następne dzieła zdecydowanie ustępują poprzednim...

Na okładce "Sekretu" czytamy zamieszczoną przez "Znak" informację, że jeszcze przed wakacjami ukaże się "Oliwkowy labirynt" - kolejna odsłona szalonych perypetii nieprzeciętnego detektywa. Częściowo jest to prawda (jajeczko częściowo nieświeże...):  powieść “El laberinto de las aceitunas” pochodzi z roku 1982 - jest więc o 3 lata młodsza od "Sekretu" i o prawie 20 lat starsza od "Fryzjera"...