Maciej Pinkwart

Fryzjer w labiryncie współczesności

 

Oliwkowy labirynt Edwardo Mendozy jest środkową częścią powieściowego tryptyku o przenikliwym i pechowym detektywie z domu wariatów, który w zaułkach Barcelony śledzi bliżej nieokreślonych przestępców i rozwiązuje niewyjaśnialne zagadki. W tym akurat przypadku, w przeciwieństwie do Sekretu hiszpańskiej pensjonarki, fakt iż książka w oryginale ukazała się na 9 lat przed bestsellerową Przygodą fryzjera damskiego nie ma większego znaczenia. Oczywiście, tak poważny wydawca jak „Znak”, mógłby sobie darować tani chwyt marketingowy i nie nazywać na okładce Oliwkowego labiryntu  „ostatnią częścią przygód” bohatera, ale to już inna sprawa. Dla porządku tylko przypomnijmy tę sekwencję, bo dla miłośników twórczości Mendozy kolejność ukazywania się powieści i co za tym idzie – kształtowania się specyficznej koncepcji literackiej tego autora nie będzie obojętna. Jako pierwszy z cyklu tych anty-kryminałów ukazała się w 1979 roku powieść El misterio de la cripta embrujada (Tajemnica zaczarowanej krypty), który jako Sekret hiszpańskiej pensjonarki opublikowany został w Polsce w początkach 2004 roku. Kolejny tom to właśnie El laberinto de las aceitunas (Labirynt oliwek), w Hiszpanii wydany w 1982 r., w Polsce właśnie teraz, w połowie 2004, jako Oliwkowy labirynt. No i ostatni – jak dotąd – odcinek serialu pod tytułem La aventura del tocador de senoras” (Przygoda fryzjera damskiego) ukazał się w oryginale w 2001 r., w Polsce – dwa lata później.

Przygodę... słusznie uznano za arcydzieło. Sekret... jest zaledwie wprawką pisarską. Na tym tle Oliwkowy labirynt wypada bardzo interesująco. Wszystkie cechy pisarstwa Mendozy są tu już w zasadzie ukształtowane, bohater okrzepł charakterologicznie, a akcja rozwija się znacznie ciekawiej niż w pierwszej powieści. Mendoza pisał Labirynt... pod koniec swojego pobytu w Nowym Jorku, gdzie pracował w ONZ jako tłumacz. Trudno o większy kontrast między pracą zawodową autora a losami jego bohatera... Jednakże kunsztowny sposób wysławiania się detektywa – amatora, o niewątpliwej przeszłości kryminalnej, na co dzień zamkniętego w domu wariatów zbija nas z tropu już od pierwszych minut lektury. Kolejne wcielenia się w inne postacie, fatalne kiksy, które popełnia i umiejętność spadania na cztery łapy, kamuflaże i antykamuflaże... Czy aby to aż tak dalekie od dyplomacji, a może szerzej – polityki? Mendoza, co prawda, negliżuje niektóre cechy postfrankistowskiej Hiszpanii, ale czy aż tak różnią się one od – na przykład – postkomunistycznej Polski?

Wyciągnięty z domu wariatów przestępca działa w imieniu komisarza policji. Policja pośredniczy we wpłacaniu łapówki – od kogo do kogo to w zasadzie pozostaje tajemnicą, ale w grę chodzi korumpowanie polityków przez świat biznesu. Uzależniony od pepsi-coli tropiciel śladów wypowiada się z gracją hiszpańskiego granda, a przedstawiciele wyższych sfer mają obyczaje bandytów. To już znamy z Fryzjera... Tutaj brutalność konfrontacji detektywa z przestępcami jest nieco stępiona faktem, iż tym razem nie działa sam – pomagają mu piękna kobieta o podejrzanej konduicie i staruszek-historyk. Interesującą koncepcją jest – wynikające z nędznego statusu i pechowych przygód – ciągłe przebieranie się bohatera w cudze szatki, tracenie kolejnych części garderoby, włącznie ze slipami, które drą się w strzępy w wyniku gwałtownej, a kunsztownie opisanej sceny miłosnej... Bohater staje nagi i bezbronny przed noszącym kostiumy i maski światem, uzbrojonym po zęby, a nawet dysponującym bronią atomową...

Miejscem akcji jest Barcelona, ale nie ta piękna, turystyczna, kulturalna czy sportowa, tylko Barcelona brudnych zaułków, cuchnących odpadków, domów bez toalet i ludzi bez żadnych szans na życie. Takiej Barcelony nie widzą zwiedzający katedrę "Sagrada Familia" turyści...

Doskonale napisana, miejscami zabawna, miejscami przygnębiająca książka z brawurową pointą będzie świetną lekturą na pochmurne letnie dni. Żałuję jednak, że nie dane mi było poznawać książek Mendozy w takiej kolejności, jak powstawały i obserwować, jak rozwijał się jego talent. Ale naturalnie dopiero sukces Przygody fryzjera damskiego zwrócił uwagę polskich wydawców na jego twórczość. Przedtem co prawda ukazały się powieści Rok potopu (Muza 1997) Lekka komedia (Muza 2000), wcześniej w PIW „Sprawa Savolty”, ale u nas nie zyskały takiego rozgłosu. Edwardo Mendoza nazywa swoje dzieła powieściami post-postmodernistycznymi, powstającymi w czasie, kiedy radosna kawalkada już przeszła i wjeżdżają spychacze, zgarniające odpadki... Niekiedy mówi, że jego twórczość to manifestacja śmierci powieści. Ciekawe, czy współczesna literatura doczeka się autora, który i na naszym gruncie odnotuje z prawdziwym talentem sytuację, którą możemy jeszcze szerzej nazwać epoką śmierci kultury. Taka kronika zapowiedzianej śmierci byłaby smutnym, ale może potrzebnym znakiem czasów. Post-postmodernizm Mendozy bowiem, choć przeniesiony na nasz grunt dopiero teraz – ma w zasadzie już wymiar historyczny.