HouellebecqMaciej Pinkwart

Pocztówka znad krawędzi

 

Jesteśmy przyzwyczajeni, że literatura science-fiction opisuje fantastyczny świat dalekiej przyszłości i odległych przestrzeni. Z tego powodu przyjmowana jest przez nas na ogół w konwencji bajki, jako rzecz całkowicie wymyślona, mająca za zadanie albo nas zabawić, albo epatować rozmaitego typu wymyślankami technicznymi, albo pouczać, tak jak w bajce, gdzie ludzkie cechy poddawana krytyce przydaje się zwierzętom, a w przypadku S-F – kosmitom.

Tymczasem powieść Michela Houellebecqa Cząstki elementarne toczy się tu i – niemal – teraz, opisując superrealistycznie rzeczywistość zachodnioeuropejskiej cywilizacji drugiej połowy XX w., z niewielkim tylko przeniesieniem w przyszłość – do początków drugiej dekady XXI w., ale jest to jak najbardziej fantastyka naukowa. Jest w tym złożonym dziele reprezentacja wielu innych gatunków – od wnikliwej analizy socjologicznej, przez dramat, niekiedy ocierający się o krawędź thrillera, po balansowanie na krawędzi pornografii. Dlatego może książka zebrała tak niejednoznaczne oceny w samej Francji, gdzie nieprzyznanie jej prestiżowej nagrody Goncourtów uznano za skandal, jak i w całej Europie, gdzie stała się bestsellerem.

Bo książka jest niejednoznaczna, niejednorodna i niepokojąca, tak pod względem przesłania, które niesie, jak i treści i stylu. To, zapewne, celowe założenie autorskie, ale jego realizacja musi wywoływać i wywołuje dyskusje i ferowanie diametralnie sprzecznych opinii.

Z pozoru wszystko jest proste, symetryczne, dualistycznie wytłumaczalne: dobro i zło, Ormuzd i Aryman, Bóg i Szatan, mężczyzna i kobieta, jyin i yang... Oto żyją obok siebie we Francji dwaj bracia przyrodni, różni jak ogień i woda: przystojny i atrakcyjny Michel jest chłodnym typem naukowca, który dla pasji biologa molekularnego porzuca, a właściwie nie zauważa wielkiej miłości jednej z najpiękniejszych kobiet w kraju, zaś krowiasty, łysiejący i tępawy Bruno, nauczyciel i urzędnik państwowy jest opętany obsesją seksualną, której realizacja (mimo licznych kłopotów per saldo udana) poprzez szereg pogrzebów bliskich osób doprowadza go do szpitala psychiatrycznego. Michel po śmierci kobiety, której miłość odrzucił w młodości i z którą związał się po ćwierćwieczu zamyka się w odosobnionym instytucie badawczym, gdzie wypracowuje najważniejszą teorię naukową w dziejach ludzkości.

Akcja poprowadzona achronologicznie, poprzez puzzle dziejów rodziny braci prowadzi nas od lat pięćdziesiątych do końca XX wieku, ukazując precyzyjnie, choć może nieco „na skróty” dramatyczną drogę ewolucyjną ludzkości, która przeszła od hippisowskiego ruchu non-violence do kultu przemocy, od apoteozy miłości wolnej od mieszczańskich konwenansów, do seksu, całkowicie uwolnionego od miłości. Ta drapieżna krytyka naszej cywilizacji prowadzona jest niejako z pozycji naukowych, co wyraża się we wplatanych co i raz w treść narracji dygresjach o charakterze encyklopedycznym z dziedziny biologii, genetyki, fizyki atomowej, ale także filozofii i etyki. Pół biedy, jeśli wtręty takie mają charakter kontrapunktu, pointującego wartką narrację; gorzej, gdy o wadach i zaletach pozytywizmu Comte’a czy neopozytywizmu Koła Wiedeńskiego oraz utopii socjologiczno-politycznych Aldousa Huxleya gawędzą bohaterowie po pijanemu czy na trzeźwo... Wywołuje to irytujące uczucie bycia pedagogizowanym na siłę, niekiedy śmieszy i spowalnia akcję. Podobnie wtrącane czasami fragmenty kiepskich wierszy, nie będących cytatami, lecz własnym dorobkiem bohaterów. Niestosowna przyprawa może zepsuć smak potrawy, i takie odczucie miałem w czasie lektury kilkakrotnie.

A propos pieprzenia. Zarzucano książce Houellebecqa przekroczenie granic dobrego smaku w opisach scen erotycznych, epatowanie czytelnika pornografią, rysowanie karykaturalnej wizji społeczeństwa postkonsumpcyjnego, które biegnie ku przepaści, wymachując piersiami i penisami, przeważnie zresztą rozpaczliwie obwisłymi. Jeśli to ma być krytyka takiego społeczeństwa, to wydaje się, że autor wkłada w to zbyt wiele zaangażowania rodem z porannych marzeń starszego pana, jeśli apologetyka – to pobrzmiewa w niej schadenfreude: mają to wszystko o czym marzą i proszę – umierają jak każdy... Balansowanie na krawędzi nie jest łatwe – tutaj granica dobrego smaku została ewidentnie przekroczona, ale i to zapewne było zamierzone: kilometry penisów, hektolitry spermy, wielopiętrowe figury erotyczne najpierw ekscytują, potem wywołują obrzydzenie, na koniec już tylko śmieszą.

A w gruncie rzeczy są one zapewne tylko figurą stylistyczną, uzasadniającą badania Michela, który opracowuje zasadę mutacji genetycznej, mającej doprowadzić do stworzenia nowego gatunku istot post-ludzkich, u których funkcje rozrodcze i seksualne zostają całkowicie rozdzielone, w których nie musi występować popęd płciowy dla podtrzymania gatunku, bo gatunek jest nieśmiertelny. Nadmiar seksu w ostatnich latach mijającej epoki uzasadni jego reglamentację  w następnej; profuzja śmierci (w ostatnich rozdziałach książki z rożnych powodów umierają niemal wszyscy bohaterowie, jak u Szekspira – tylko Horacy przeżywa, żeby dać innym świadectwo prawdy) usprawiedliwi naukowo zagwarantowaną nieśmiertelność...

Huxley, ogłoszony w książce Houellebecqa apostołem wolnego seksu, hedonizmu i narkotyków będzie miał w grobie za swoje. Jeszcze bardziej nowy, jeszcze bardziej wspaniały świat czeka za progiem. Bez erotyki – a więc bez znacznej części kultury, bez trosk materialnych – a więc bez motywacji do działania, bez obawy przed śmiercią – a więc bez troski o wieczne zbawienie. Bez ludzkich cech, a więc bez ludzi. Ludzie wymrą za kilkanaście lat. Ich miejsce zajmie nowy gatunek istot, stworzonych na podstawie wyników badań ascetycznego Michela. Chwalić Boga, jestem stary i schorowany – nie doczekam...

Świetnie napisana, doskonała i wywołująca dyskusje książka. Może i nie jest to manifest pokolenia 2000, ale cieszę się, że dożyłem chwili, kiedy się ukazała. Tym bardziej, że jeszcze kilkanaście lat temu na półkach socjalistycznych księgarni ukazać by się nie mogła. Nie tylko dlatego, że ukazuje nicość współczesnych teorii społecznych, w tym religii, nie tylko że jest pornograficzna i obsceniczna. Przede wszystkim dlatego, że główny bohater, twórca teorii genetycznie unicestwiającej ludzkość,  wywodzi się z Górnego Śląska i nosi miłe polskiemu uchu nazwisko Dzierżyński.

--------------------------------------------------------

Michel Houellebecq, Cząstki elementarne, Wydawnictwo WAB 2003, tłumaczenie Agnieszka Daniłowicz-Grudzińska, stron 364.