Maciej Pinkwart

Ostrzyc czy ufarbować?

 

Ktoś powie, że to żadna sztuka komplementować dzieła, które mimo krótkiego funkcjonowania na rynku, już dorobiły się statusu utworów kultowych. Pewnie tak, ale jednocześnie trzeba pokonać w sobie tendencję do poruszania się pod prąd, do przeciwstawienia się popularnym opiniom. Próbowałem. Nijak nie mogę. Przygoda fryzjera damskiego Eduardo Mendozy podoba mi się i już. Powiedziałbym nawet, że bardzo mi się podoba. Że jest jedną z najlepszych powieści, jakie ostatnio czytałem.

Inna rzecz, że niemal wszystko to, co ostatnio czytałem, pokonywałem w trudzie i niejako z obowiązku, walcząc z sobą i z niechęcią, jaką wywoływały przeszkody, świadomie lub nieświadomie stawiane czytelnikowi przez nowatorskiego autora. Mendoza takich pułapek nie zastawia: pisze lekko, ładnie i barwnie, ma coś do powiedzenia i robi to po mistrzowsku. Ale, naturalnie, pod tym sprawiającym miłe wrażenie kostiumem ukrywa się sporo gorzkich prawd, humor jest niekiedy humorem przez łzy, a ogólna wymowa dzieła, gdyby patrzeć nań przez pryzmat spraw społecznych jest więcej niż przykra. Na szczęście, opisywane tam problemy dotyczą odległych realiów Hiszpanii. Konkretnie – Barcelony. Aliści już za momencik będziemy we wspólnej Europie – więc może i nędza bytowania lumpów, oszustwa biznesmenów, korupcja polityków, sprzedajność wymiaru sprawiedliwości, nierzetelność handlowców, prostytucja fizyczna i moralna, mafijne panoszenie się bezprawia – może to wszystko już niebawem, nie daj Boże, stanie u naszych bram? Na szczęście, jeszcze możemy spać spokojnie... Opisane przez Mendozę dewiacje dotyczą dalekiej Barcelony, a nie Łodzi. To tam, w Katalonii, prezydent miasta jest niezrównoważonym kretynem, firmy kryją swoje ciemne interesy i powiązania z władzami poprzez kalkulowane upadłości, to tam w stosunkach z kolorowymi dominuje tylko lekko kamuflowany rasizm, a zakłady karne, szpitale i domy starców są opanowane przez bezkarnych sadystów. No i to tam największe przejawy patriotyzmu, rozumianego jako solidarność narodowa wywołują mecze piłkarskie. Jakie szczęście, że to wszystko nas nie dotyczy... Barça! Barça!

Barcelonę autor zna doskonale – tam właśnie urodził się 11 stycznia 1943 roku jako syn urzędnika podatkowego. Matka prowadziła dom. Oboje oczytani i pasjonujący się literaturą, przekazali synowi tę pasję. Studiował przez 5 lat prawo, a potem wyjechał do Londynu, gdzie zaliczył 2 lata socjologii. Po powrocie do Barcelony zrobił aplikację adwokacką, potem był radcą prawnym w banku, ale to go nudziło, więc wyjechał do Nowego Jorku, gdzie w latach 1973-1982 był tłumaczem w ONZ. Wtedy to (w 1975 r.) ukazała się jego debiutancka powieść „Prawda o sprawie Savolty”, poświęcona czasom generała Franco, a niebawem następna – „Tajemnica zaczarowanej krypty” (1979). W 1982 roku powrócił do Barcelony, podróżował przez jakiś czas po różnych miastach Europy, osiadając na dłużej w Wiedniu i Genewie, aż wreszcie ustatkował się w latach 90-tych i doczekał do emerytury, pracując w latach 1995-99 jako profesor Katedry Tłumaczeń Uniwersytetu Pompeu Fabra w Barcelonie. Poza wymienionymi dziełami z okresu amerykańskiego jego dorobek obejmuje także powieści „Labirynt oliwek” (1982), „Miasto cudów” (1986), „Niesamowita wyspa” (1989), „Żadnych zmian w Gurb” (1991), „Rok powodzi” (1992), „Lekka komedia” (1996) no i ostatnia „Przygoda fryzjera damskiego”, wydana w Hiszpanii w 2001 r., we Francji w 2002 r. pod znamiennym tytułem „L’Artiste des dames”, a u nas w 2003 przez „Znak”. Dorobek pisarza wzbogacają także tomy felietonów, esejów i nowel „Barcelona modernistyczna”, „Odbudowa”, „Nowy Jork” i „Świat rytmu”, a także trzy filmy nakręcone według jego dzieł („Prawda o sprawie Savolty”, „Krypta” i „Miasto cudów”). Zdobył też kilka tyleż prestiżowych, co mało znanych nagród krytyki, wydawców i dziennikarzy – we Francji, we Włoszech, nawet w rodzinnej Barcelonie. Było to wszakże przed „Fryzjerem”, bo teraz Barça go zje. Wiadomości te czerpię z hiszpańskiego Internetu (za pomoc w tłumaczeniu dziękuję Hiszpance...), podobnie zdaje się jak autor notatki w Onecie, którą zobaczyłem dopiero po tym, jak mi się Hiszpanka zmęczyła... - bowiem w polskim mogę się tylko dowiedzieć, gdzie i za ile można kupić wydane u nas „Prawdę...”, „Lekką komedię” i „Przygodę fryzjera”. O tym, kto to napisał – już nie. Inna rzecz, że obecności Mendozy nie zauważa nawet „Encyklopedia Britannica”. A szkoda, bo to doskonały pisarz.

Autor określa swoją prozę jako „post-postmodernistyczną”, co jest określeniem przewrotnym i wieloznacznym, podobnie jak cała „Przygoda fryzjera damskiego”. Świetna narracja, lekki język i bardzo strawny rodzaj dowcipu, w którym dominuje kontrast między niemal socjologiczno-filozoficznym językiem, jakim z werwą posługują się bohaterowie, a ich pozycją społeczną. Naturalnie, karykatura jest doprowadzona do absurdu: im kto ma wyższą pozycję w społeczeństwie, tym jest większym chamem. Zupełne lumpy zaś są mistrzami smaku i elegancji w wysławianiu się. Nie mogę nie skłonić głowy przed świetna pracą tłumaczki, pani Marzeny Chrobak – sukces „Fryzjera” jest u nas w wielkiej mierze Jej sukcesem. Akcja, której głównym bohaterem i narratorem jest wieloletni przestępca, z powodu całkowitej demencji dyrektora ostatnio zwolniony z zakładu psychiatrycznego, człowiek nigdy nie zarejestrowany przy narodzinach i z zagubionymi dokumentami z więzienia, słowem - Pan Nikt, toczy się początkowo leniwie, na skraju wegetacji, by z czasem nabrać tempa, a pod koniec zaskakiwać nagłymi woltami, zwrotami akcji, wspaniałymi przenośniami i wręcz kabaretowymi prześmiewkami. Ktoś porównywał powieść Mendozy do "Pulp Fiction" Quentina Tarantino. To znacznie więcej, to parodia parodii. Także parodia kryminału amerykańskiego czy powieści akcji, a tytułowy fryzjer to kuglarz-detektyw, który z kompletnego lewusa i pechowego nieudacznika w ostatnich scenach przekształca się jeśli nie w Herkulesa Poirot, to przynajmniej w porucznika Borewicza...

Doskonała książka, pięknie napisana i śmieszna tym humorem, który nie wywołuje rechotu, tylko poczucie estetycznej satysfakcji. A że tam przy okazji Mendoza nie zostawia suchej nitki na władzy, sądach, policji, biznesmenach, kobietach mądrych, brzydkich, pięknych i głupich, mężczyznach silnych i słabych – no, to już premia dodatkowa. Zwłaszcza, że jak powiedzieliśmy we wstępie, opisane i wyśmiane wady dotyczą Hiszpanii. Konkretnie Barcelony. Żadnego prezydenta w Polsce to strzyżenie nie dotyczy. Nawet prezydenta Łodzi.

--------------

Eduardo Mendoza, Przygoda fryzjera damskiego, wyd. Znak, Kraków 2003, przekład Marzena Chrobak, 290 stron.