Maciej Pinkwart

Piękne przestępstwa

Królowa Południa, okładkaJuż dawno nie czytałem książki, o której mógłbym powiedzieć, że pochłonąłem ją “jednym tchem”. Tak się złożyło, że moje lektury ostatnich dni były niewątpliwie pouczające, przydatne i ciekawe, ale niekiedy przebrnięcie przez nie było drogą przez mękę, podejmowaną albo z obowiązku, albo ze snobizmu, albo gwoli nauki... Przykład Książki dla Manuela Julio Cortazára czy powieści Miasto i psy Maria Vargasa Llosy jest tu wymowny... Do czytania Królowej Południa Artura Péreza-Reverte wziąłem się też dość nieufnie, znudzony nieco poprzednimi kontaktami z hiszpańskim autorem: Ostatnią walkę templariusza recenzowałem tu, ziewając, przed kilkoma tygodniami, a Fechtmistrza, którego przeczytałem dopiero w początku czerwca doceniłem, ale nie opisałem. Królowa... zaś jest inna, niezwykle pociągająca i napisana w stylu, który sprawia, że autor staje się wiarygodny i nie nudzi: jako reportaż.

No i czyta się jednym tchem. Dobrze - może dwoma... Trzeba pokonać kilkadziesiąt pierwszych stron, które zapowiadają nam powieść z gatunku “kryminał otwarty”, kolejną opisywankę tego, co nam już uszami wychodzi: walki karteli narkotykowych w Ameryce Łacińskiej, skorumpowanych polityków, policjantów, współpracujących ze złodziejami, piękną dziewczynę przystojnego i sympatycznego gangstera... Jednym słowem - bardziej romans w dramatycznych okolicznościach niż literaturę wyższych lotów. Ale potem...

Teresa Mendoza z meksykańskiego Culiacán w stanie Sinaloa miała dwadzieścia lat, kiedy z dziewczyny lotnika, pracującego dla mafii narkotykowej zmieniła się w nagle owdowiałą kobietę uciekającą przed pistoletami zawodowych morderców. Przy pomocy jednego ze wspólników swego zamordowanego mężczyzny dostaje się na drugą stronę Atlantyku i niebawem w Hiszpanii staje się szefową największego narkotycznego biznesu w rejonie Morza Śródziemnego. Po kilkunastu latach błyskotliwej kariery wraca do Meksyku, by współpracując z amerykańską agencją do zwalczania handlu narkotykami zadenuncjować tych, którzy przed laty zabili jej faceta i grozili jej życiu. Po czym znika zgodnie z programem ochrony świadków...

Arturo Pérez-Reverte jest zawodowym dziennikarzem i stosuje w tej powieści gatunek wypowiedzi, stojący na pograniczu dziennikarstwa i beletrystyki. Reportaż o życiu i działalności Teresy Mendozy jest należycie udokumentowany, ale nie przeładowany cytatami źródeł, jak to często lubią robić współcześni dziennikarze, ubezpieczający się przed procesem i cierpiący na przerost pseudo-obiektywizmu. Układ, można powiedzieć - klasyczny: powieść zaczyna się od momentu, w którym Teresa dostaje wiadomość o zabójstwie przemytnika, z którym mieszkała, potem niespodziewanie śledzimy rozmowę autora z bohaterką, odbytą po wielu latach, w momencie gdy Teresie znów grozi śmiertelne niebezpieczeństwo, po czym następuje retrospekcja życia i kariery Królowej Południa, przeplatana wątkami reportażowymi, w których autor opisuje swoje rozmowy z osobami, współdziałającymi z Teresą.

Powieść sensacyjna, w nieco egzotycznej, przynajmniej dla polskiego czytelnika scenerii (Meksyk, Maroko, Gibraltar, Hiszpania), ukazująca trochę kuchni narkobiznesu, zabarwiona (elegancko!) elementami erotycznymi - wszystko to sprawia, że czyta się ją znakomicie. W dodatku na kartach Królowej Południa pojawia się miły sercu czytelnika wątek, obecny w literaturze sensacyjnej od początków XX wieku - wątek przestępcy eleganckiego, o doskonałych manierach, a przy tym - świetnego fachowca w swojej branży. Nieobce mu są odruchy szlachetne, kieruje się przede wszystkim rozumem, potem - sercem, a dopiero na końcu banalną chęcią zysku. Wstępuje na przestępczą ścieżkę w zasadzie powodowany głównie chęcią dostarczenia organizmowi adrenaliny i rozgrywa ze stróżami prawa grę o klarownych, choć zmieniających się regułach. Ten model bohatera znamy świetnie od czasów Maurice Leblanca i jego Arsene’a Lupina - “dżentelmena - włamywacza”, a najpiękniej zaprezentował się w filmie “Leon Zawodowiec”. Nawet w “Dniu Szakala” Frederica Forsytha, gdzie bohater kieruje się w swoim postępowaniu w zasadzie wyłącznie motywami finansowymi, śledzimy jego działania z pewnego rodzaju sympatią, doceniając przede wszystkim jego fachowość. O Robin Hoodzie i Janosiku, jako przestępcach - działających wyłącznie z pobudek szlachetnych już nie wspomnę.

No a u Péreza-Reverte bohaterką, kierującą wielkim przedsiębiorstwem narkotycznym jest w dodatku młoda, piękna kobieta... Jakoś nie oburzamy się specjalnie na jej działalność, usprawiedliwiamy ją sprawami społecznych i uczuciowych motywacji Teresy, a w dodatku prowadzi nas po kartach opowieści pisarz, który ewidentnie sympatyzuje z przestępczynią, raz tylko przywołując jako argument przeciwko Królowej Południa fakt, że sprowadzane przez nią narkotyki niszczą zdrowie i życie tysięcy młodych ludzi. Argument ten autor wkłada w usta zawistnej, brzydkiej kobiety reprezentującej żandarmerię, w dodatku mającej nie umyte włosy. Przechodzimy więc nad nim do porządku dziennego i obserwujemy działania Teresy z haszyszem i kokainą tak, jak patrzyliśmy na Arsene’a czy Simona Templara kradnącego biżuterię... Niemoralne? No pewnie! Ale Arturo Pérez-Reverte nie pisze katechizmu, tylko powieść sensacyjną...

Wielki pisarz hiszpański z lubością zresztą czyni negatywnymi bohaterami swoich powieści właśnie kobiety, zazwyczaj mądre i piękne: tak było w “Fechtmistrzu”, tak koniec końców okazało się w “Ostatniej bitwie templariusza”. Jakieś negatywne przeżycia osobiste? Nie koniecznie... To po prostu obraz współczesnego, feminizującego się świata, gdzie dążność do równouprawnienia kobiet doprowadziła do sytuacji, w której we wszystkich dziedzinach my, mężczyźni, musimy się posunąć i zrobić miejsce kobietom we wszystkich opanowanych przez nas dotąd dziedzinach. W przestępczości także.

---------------------

Arturo Pérez-Reverte, Królowa Południa, przekład Joanna Karasek, Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza SA, Warszawa 2003, stron 544