Maciej Pinkwart

Czerwoni chasydzi i kilku gojów poezji

 

Umęczyłem się przy czytaniu tej książki strasznie. Nie dlatego, że źle napisana – bo napisana dobrze, i nie dlatego, że materia trudna, choć łatwa nie jest. Ale na zapoznawanie się z książką Marci Shore Kawior i popiół (w oryginale ciekawiej: Kawior i popioły…) miałem co najwyżej pół godziny dziennie i to były te ostatnie chwile przed zaśnięciem, kiedy umysł już chce wypoczywać, a zmęczony kręgosłup już sam nie wie, jakiej pozycji zażądać od swego nosiciela, by choć trochę odzyskać dawną sprawność. Te pół godziny czasem zmieniało się w kilka minut. Niekiedy i ich brakowało. Stąd zeszło mi na to ze dwa miesiące. Niewątpliwie, „Harrego Pottera” czytałem szybciej. Niemniej jednak było warto.

Książka ma podtytuł: Życie i śmierć pokolenia oczarowanych i rozczarowanych marksizmem, co z jednej strony określa to, czego możemy się spodziewać w środku, z drugiej jest nieco mylące, bowiem treść nie odnosi się do całego pokolenia (w sumie, obejmując czasy od pierwszych lat XX wieku po epokę III Rzeczpospolitej, wiąże w treści kilka pokoleń), lecz głównie środowiska literackiego, uwikłanego w politykę. Większość bohaterów książki to Żydzi, szczycący się polskością i polskim patriotyzmem.

Chciałem napisać najpierw: to osoby pochodzenia żydowskiego… To sformułowanie, rodem z ogródka poprawności politycznej, a zarazem z arsenału prawdziwie polskich inwektyw, nie oddaje bowiem istoty sprawy, jako że ktoś, kto jest kimś z pochodzenia najczęściej jest kim innym, ukształtowanym przez nowe czasy, nowe środowisko i miejsce. Ciągnie za sobą, być może, bagaż psychiczny tego pochodzenia, ale raczej stara się by postrzegano go już jako element nowej społeczności. Mój ojciec był z pochodzenia Niemcem, a nawet gdy rodzinę wywieziono na Syberię w czasie I wojny, tam właśnie był traktowany jak Niemiec i miał niemieckie papiery. Ale w czasie II wojny walczył w AK i był jednym z dowódców ważnych odcinków w czasie Powstania Warszawskiego, po czym trafił do obozu w Zella-Mehlis. Był tam ślusarzem. I tłumaczem. Z rosyjskiego…

Tymczasem bohaterowie książki Marci Shore są Żydami w Polsce. Nie tylko w Polsce – spektrum geograficzne rozciąga się od Brazylii po Syberię, a oni sami – Tuwim, Słonimski, Wat, Grydzewski, Stern, Braun, Krzywicka, Lampe, Stryjkowski, Schulz, Ważyk, Wittlin, Jastrun… - zawsze manifestowali swoją polskość i zarazem lewicowość, płacąc za to często wysoką cenę - w Polsce przedwojennej, w czasie okupacji, po wojnie, prześladowani przez władze sanacyjne, przez Niemców, przez Stalina. Nie inaczej zresztą działo się z pisarzami, którzy będąc powiązani z nimi artystycznie, nie byli Żydami, ale podobnie jak oni, reprezentowali opcje lewicowe. Najlepszym przykładem jest tu dramatyczny, pełen zwrotów akcji jak niezły materiał na scenariusz, życiorys Władysława Broniewskiego, który obok Juliana Tuwima, Aleksandra Wata i Wandy Wasilewskiej jest głównym bohaterem narracji.

Książkę pisze młoda (magisterium 1996, doktorat w 2001) amerykańska Żydówka, profesorka Uniwersytetu Stanowego Indiana, co stwarza jej dogodny dystans do sprawy, a jednocześnie w pewien sposób rzecz obiektywizuje. Dla Shore to, że ktoś jest Żydem, a ktoś inny Polskiem, czy Ukraińcem jest równie naturalne jak to, że w Ameryce ktoś jest Włochem, Meksykaninem czy Koreańczykiem (o Żydach, Polakach i Ukraińcach nie wspominając), będąc zarazem Amerykaninem. W Polsce napisanie o kimś, że jest czy był Żydem brzmi wciąż jeszcze tak, jakby ujawnić straszną prawdę, że król jest nagi, albo że komuś rozpiął się rozporek. Nie, nie, nie jesteśmy bynajmniej krajem antysemickim, to wszystko przez tych Niemców okropnych, tak?

Leży przede mną „Gazeta Zakopiańska” z 1921 r. A więc pisemko lokalne, o faszystowskiej doktrynie Mussoliniego z 1919 r. nikt tu nie słyszał, do ustaw norymberskich trzeba czekać jeszcze 14 lat. W siódmym numerze na stronie trzeciej, w artykule Brońmy Zakopanego, podpisanym przez Mościca (pod tym pseudonimem kryje się Wiktor Ścibor-Rylski) czytam w ostatnim akapicie:

Zaznaczam, że nie jestem zwolennikiem gwałtów, gdyż te do niczego nie prowadzą, a dają broń do ręki naszym wrogom i nieżyczliwym sąsiadom; a jedno podkreślić muszę, że nie mogę potępić sposobu, jakim się bronią Polacy przed zalewem żydowskim w Inowrocławiu, gdzie niedawno jakiś czas spędziłem. Tam młodzież zorganizowana, podzielona na patrole, pilnuje na kolejach i nie pozwala żydom wysiadać z wagonów. Jeśli spotka taki patrol osobnika podejrzanego, że jest żydem, odprowadza go spokojnie do domu bez hałasu i nie robiąc wrażenia, każe się spakować i odprowadza na kolej, tam oddaje innemu patrolowi, którego zadaniem jest żyda lub rodzinę żydowską wsadzić do wagonu i odesłać do domu. W ten sposób Inowrocławianie skutecznie się bronią i obronią przed zalewem żydowskim.

Nie piszę tego w celu, by tego sposobu chwytać się i u nas, lecz radzę, by społeczeństwo polskie w Zakopanem, zastanowiło się jak najrychlej nad sposobami, jakich użyć należy by ratować nasze Tatry, by obronić Zakopane od zażydzenia.

Przypominam: jest rok 1921. Zakopane. Wybrałem „grzeczny” fragment, miłośników mocniejszej literatury odsyłam do czasopisma „Góral” z 1925 r., czy choćby do „Małego Dziennika” czy „Rycerza Niepokalanej” wychodzących później w Niepokalanowie. Radzę zwrócić tylko uwagę na słowo „zażydzenie”. Ciekawe, jak odbieralibyśmy pojęcie „zapolakowania” Irlandii? I jak fajnie byłoby czytać słowo polak, zawsze małą literą?

Wróćmy do książki panny Shore, która niczemu się nie dziwi, niczym nie gorszy, tylko z drobiazgową pedanterią chłodnego naukowca, oddzielonego od tematu badań swoim młodym wiekiem i odległością połowy obwodu kuli ziemskiej przedstawia wyniki szczegółowej kwerendy tego tematu, przeprowadzonej wielu krajach i kilku językach. Dzieje Tuwima, Wata, Broniewskiego, Wasilewskiej… Julian Tuwim – współtwórca uwielbianego przez władze międzywojenne „Skamandra”, pokpiwający nieraz solidnie ze swojego żydostwa i z poczynań swoich współbraci – w czasie wojny na emigracji, dowiadując się o tym co dzieje się w kraju (jego krajem jest Polska, jakby ktoś nie wiedział) – przeżywa nawrócenie na żydostwo. Wbrew wszystkim doradcom z Brazylii i Stanów wraca do Polski Ludowej, bo innej nie ma w tamtych czasach, a on chce być znów Żydem i zarazem księciem polskiej poezji… Umiera w Zakopanem, w czasie pobytu w "Halamie". Aleksander Wat – współtwórca zwalczanego przez „Skamandrytów” futuryzmu, lewicowy Żyd, sekowany, a nawet więziony w latach międzywojennych za lewicowość, w czasie wojny internowany w ZSRR, potem więziony, wywieziony do Kazachstanu, odmawia przyjęcia paszportu radzieckiego, w więzieniu nawraca się na katolicyzm, ratuje go Wasilewska, po wojnie nie akceptuje nowej rzeczywistości, ucieka za granicę z całą rodziną, w Paryżu łyka wielką ilość proszków nasennych, trzymając przy sobie kartkę z napisem „Nie ratować!”. Władysław Broniewski – wywodzący się z polskiej rodziny szlacheckiej, lewicowy, wręcz komunistyczny poeta, bliski jeśli nie „Skamandrowi”, to Skamandrytom, żołnierz i oficer Legionów Piłsudskiego, żołnierz wojny polsko-bolszewickiej, kawaler Virtuti Militari, czterokrotnie odznaczony Krzyżem Walecznych, więziony w latach 30-tych, zwolniony po interwencji Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego, komunista i wielki patriota, autor wiersza Bagnet na broń, po najeździe sowieckim internowany we Lwowie, aresztowany przez NKWD za polski nacjonalizm, więziony w Zamarstynowie i na Łubiance, w Saratowie i Ałma-Acie, zwolniony po układzie Sikorski-Majski wstąpił do Armii Andersa, razem z nią trafił do Iraku, tam zwolniony z powodu oskarżeń o lewicowość, pozostał w Palestynie, tam publikował wiersze antyradzieckie i wspierające polskich Żydów, po wojnie wrócił do kraju, odmówił Bierutowi napisania słów do nowego hymnu polskiego, poparł przemiany w Polsce, ale wpadł w alkoholizm, zmarł na raka krtani. Wanda Wasilewska – córka Leona - przedwojennego ministra spraw zagranicznych w rządzie Moraczewskiego, przyjaciela Piłsudskiego, redaktora „Robotnika”, współtwórcy federacjonistycznej polityki wschodniej Marszałka. Nauczycielka, dziennikarka (redaktorka Płomyka i Płomyczka), pisarka – autorka książek dla dzieci. Działała w PPS, kilkakrotnie groziło jej więzienie, ale była „wyciągana” przez ojca. Wyszła za mąż najpierw za robotnika kolejowego (zmarł na tyfus), potem za murarza, który w 1940 r. został zamordowany przez NKWD, wreszcie za ukraińskiego poetę. W 1940 r. przyjęła obywatelstwo ZSRR, była główną organizatorką polskiej 1 Dywizji im. T.Kościuszki w ZSRR, twórczynią Związku Patriotów Polskich, przyjaciółką, a podobno nawet kochanką Stalina, uchodziła za najpotężniejszą osobę wśród Polaków w ZSRR i wielokrotnie swojej władzy używała dla obrony Polaków – także swoich przeciwników politycznych. Współtwórczyni PKWN i koncepcji PRL – nigdy po wojnie do Polski nie wróciła i nie przyjęła polskiego obywatelstwa, pozostając w ZSRR, gdzie zajmowała się głównie działalnością pisarską. Pochowana w Kijowie.

Rafał Ziemkiewicz w „Naszym Dzienniku” recenzując (pozytywnie) książkę „Kawior i popiół” zauważył, że w Polsce nikt otwarcie nie umie powiedzieć o kolaboracji pisarzy z systemem, i Polak dopiero od Amerykanki się dowiaduje, jacy naprawdę byli ci ludzie, jaka to była Polska, że umoczeni w komunizm, że Żydki i tp… Ot, rozumienie na miarę posiadanego rozumu…

Często podnosi się to, że Żydzi w Polsce działali w organizacjach lewicowych, a większość z nich współtworzyli. Interesująca konstatacja, tylko jakby mało odkrywcza. A w jakich mieli działać? Prawicowo-nacjonalistycznych, których główną ideą był antysemityzm, jako najwyższe stadium polskości? Po wojnie nie działali również w innych organizacjach niż lewicowe, bo jakby ich nie było. Oczywiście mogli walczyć z PRL-em i komuną pod dowództwem „Ognia”. Wiem, że to nie powinien być temat na dowcip, samo tak wyszło. Jasne, że mogli sami pójść do gazu, albo poprosić sąsiadów o odprowadzenie do Auschwitz, Treblinki albo choćby do stodoły w Jedwabnem. Tylko, kurde, jakoś tak jest, że każdy chce żyć, co więcej – każdy ma prawo do życia, bez względu na to, do jakiej partii należy i co ma pod rozporkiem.

A co do odkrywczej konstatacji, że polscy poeci byli kolaborantami, bo mieli lewicowe przekonania, hm… Ktoś kiedyś powiedział, że kto nie był za młodu socjalistą, ten będzie na starość kanalią. A potem ktoś inny ujął to jeszcze dosadniej: Kto nie był socjalistą za młodu, ten na starość będzie skurwysynem. I żaden z tych dwu panów nie był Żydem ani kolaborantem. Pierwszy to Francuz, premier Georges Clemenceau. Drugi to Polak, litewskiego pochodzenia, marszałek Józef Piłsudski.

Ale zawsze można przyjąć inny punkt widzenia, wyrażony na przykład przez Jarosława Kaczyńskiego w wywiadzie dla „Wprost” w 2010 r.: socjalizm to był ustrój hołoty dla hołoty… Zapewne Kaczyński wie co mówi: żył w tym socjalizmie 40 lat, rozpoczął i zakończył w socjalizmie karierę filmową, zdobył socjalistyczny tytuł magistra oraz doktora, był socjalistycznym adiunktem w filii Uniwersytetu Warszawskiego w Białymstoku, a nawet zdążył zostać socjalistycznym starszym bibliotekarzem w Bibliotece UW. Potem, kiedy było można, był już tylko antysocjalistą.

Tak czy inaczej, w imieniu hołoty, rekomenduję hołocie przeczytanie książki Kawior i popiół…

----------------------------------------------

 Marci Shore, Kawior i popiół. Życie i śmierć pokolenia oczarowanych i rozczarowanych marksizmem, tłumaczył Marcin Szuster, Świat Książki, Warszawa 2008, stron 512.