Maciej Pinkwart

Zazdrościć Havla

 

Gdy po aksamitnej rewolucji Czechosłowacja kierowała się na nowe tory, pragnienie, by Václav Havel został prezydentem Republiki, było powszechne. Jeden z czołowych opozycjonistów czeskich, współtwórca Karty 77 i Porozumienia Obywatelskiego, ale przede wszystkim wielki pisarz, dramaturg i filozofa jednak się wahał. Po Pradze przechodziły wielkie demonstracje, skandujące Vaško na Hrad! (na praskim Zamku znajduje się siedziba prezydenta), a pisane pół żartem, pół serio artykuły polskich opozycjonistów rozważały możliwość, by Havel został także polskim prezydentem... Na ulicach polskich miast pojawiły się hasła Vaško na Wawel! – no bo Belweder był jeszcze zajęty przez generała. Presja czeskiej ulicy przemogła opory i 29 grudnia 1989 roku Václav Havel został prezydentem Czechosłowacji, potem wybrany ponownie na prezydenta Czech, która to funkcję sprawował przez dwie kadencje. W 2003 roku następcą Havla został Václav Klaus – jeden z największych jego przeciwników.

A my cały czas mogliśmy Czechom zazdrościć Havla: mieli bowiem na Hradzie człowieka dobrego, zwyczajnego, myślącego i twórczego, cenionego na świecie jak mało kto, polityka-intelektualistę. Myśmy mieli różnych ludzi na tym urzędzie: głównych eksponentów reżimu, z których ostatni ten reżim pomagał rozmontować, skaczącego przez płot elektryka, który okazał się wielkim językotwórcą, omc-magistra z piękną żoną i słabą głową, trafił się nawet profesor prawa z żoną jak z bajki i wielkim bratem małego wzrostu. Ale o intelektualiście mogliśmy tylko marzyć.

Wspomnienia polityków najczęściej piszą za nich ghost-writerzy, zaś ich treść zwykle służy za oręż w bieżącej walce politycznej. Książka Hávla Tylko krótko, proszę także powstała przy udziale dziennikarza, ale w gruncie rzeczy to były prezydent Czech robił w niej wszystko to, co związane jest z literaturą i merytoryczną redakcją. Ten dziennikarz to Karel Hvížďala, autor wielu książek – wywiadów z politykami (m.in. z Hávlem jeszcze w czasach komuny – wydanych w 1886 na emigracji Zaocznych przesłuchań). Hvížďala pisał pytania i wysłał je Hávlowi. Ten odpowiadał na nie sam, niekiedy całkowicie je zmieniając – wychodząc z założenia, że to znacznie uprości sprawę, bowiem zapisywanie odpowiedzi przez dziennikarza, a następnie żmudna autoryzacja zajmie więcej czasu i będzie jeszcze mniej spontaniczna.

Książka powstawała w 2005 roku, a więc w kilka lat po odejściu Hávla z urzędu. To wspaniała retrospekcja czasów, w których kształtowała się rzeczywistość postkomunistycznej Europy i owo kształtowanie się przedstawia człowiek, który – obok Gorbaczowa, Wałęsy, Kwaśniewskiego i Gönca – jest głównym współtwórcą nowych czasów. Oczywiście, najwięcej dowiemy się z niej o samych Czechach, ale i o Polsce niemało, a przede wszystkim – o mechanizmach tworzenia polityki przez człowieka, który potrafił to wszystko – także siebie – obserwować z pewnym dystansem. Zachwyca mnie taka naturalna zwyczajność Hávla, który będąc głową państwa nie waha się opisywać swoich słabości i błędów, a także – co najrzadziej spotykane – niepewności czy w ogóle dobrze zrobił, że zgodził się być prezydentem... W tym patrzeniu z dystansu na samego siebie wydaje się rewelacyjnie oryginalny – jako człowiek, który pokonał słynny dylemat Filozofa z Rejsu Marka Piwowskiego: Nie mogę być równocześnie twórcą i tworzywem. Mam chyba prawo wyboru.

Hável w zasadzie nie miał wyboru, ale pisząc swoją książkę wybrał dla niej kapitalną formułę. Głównym wątkiem jest prowadzony przy pomocy pytań Hvížďala mniej więcej chronologiczny przegląd wydarzeń i opinii na temat działalności prezydenta, od czasów opozycji do odejścia z urzędu. Nie stroni tu Hável od spraw osobistych, choć na przykład o jego fatalnych przypadłościach chorobowych jest dość mało, niezbyt wiele też o kłótniach wśród czeskich najwybitniejszych polityków i trudnej sytuacji prezydenta – znacznie bardziej cenionego za granicą niż w kraju...  Równolegle z tym wątkiem Hável wprowadza w książce dwa przeciwstawne kontrapunkty: jeden to komentarz, pisany równolegle do odpowiadania na pytania Hvížďali, w nowojorskiej Bibliotece Kongresowej, między oficjalnymi spotkaniami a prywatnymi kolacyjkami z Clintonami i Madeleine Albright, na Helu, w rezydencji prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego i w prywatnym domu Hávla w Czechach. Drugi kontrapunkt tworzą wyimki z notatek prezydenta, przeznaczonych dla pracowników kancelarii prezydenckiej. Notatki te podobno odnalazł Hável przypadkiem na twardym dysku swojego komputera (z którym, nawiasem mówiąc, miał mnóstwo kłopotów), a dotyczą one kulis sprawowania najwyższego urzędu: od przygotowywania wizyt dostojników światowej polityki (jak ta o konieczności znalezienia spokojnej knajpki z tolerancyjnymi muzykami, z którymi Bill Cilnton mógłby sobie pograć na saksofonie), przez skomplikowaną dyplomację rozmów z kłócącymi się wiecznie czeskimi politykami, po uwagi na temat długości węża ogrodniczego czy mieszkającego w szafie nietoperza...

Główne odczucie wynikłe z lektury tej książki to ogromne ciepło emanujące z jej kart, szczerość i bezpretensjonalność – cechy rzadko spotykane u polityków. Hávlowi się ufa – bo ma zmęczony uśmiech człowieka, który wiele w życiu przeszedł, bo ma dystans do siebie i do tego co robi, bo nie ma poczucia misji tylko poczucie przyzwoitości i wreszcie – bo umie mówić o swoich błędach, niekiedy o bezradności, czasem o irytacji – za którą umie przeprosić najbliższych, nawet gdy wie, że była uzasadniona.

Dziś gdy na niemal każdym portalu internetowym można czytać blogi polskich polityków, niekiedy przypominające mi sławne konferencje prasowe Jerzego Urbana w stanie wojennym, podczas których w powodzi oskarżycielskich pomyj staraliśmy się wyławiać nie serwowane nigdzie indziej okruchy informacji – książka Hávla pokazuje nam sposób na opowiadanie o sobie i swoim kraju taki, jakiego możemy tylko pozazdrościć sąsiadom zza Olzy.

A skąd taki tytuł? Nie, to bynajmniej nie wypowiedź samego Hávla do petenta. To nawiązanie do jakiegoś redaktorka telewizyjnego, który zaprasza do swojego programu ludzi, mogących się poszczycić jakimiś ciekawymi i niekiedy ważnymi osiągnięciami życiowymi i na samym wstępie upomina ich, żeby mówili krótko, bo on nie ma czasu. To po co ich zapraszał? Żeby wykazać, że to on jest ważny, a nie oni i ich osiągnięcia? Hável nie podaje jego nazwiska – ale dla ukarania go nadaje swojej książce (która właśnie niczego niepotrzebnie nie skraca) tytuł, będący cytatem z jego wypowiedzi...

W jednym z pierwszych numerów „Tygodnika Podhalańskiego” (18.II.1990) opublikowałem artykuł „Sugestie dla Vaszka”, w którym pisałem m.in. o potrzebie otwarcia granicy Polski ze Słowacją i Czechami. Wówczas, gdy oba nasze kraje wkraczały na drogę demokratycznych przemian, wydawało się to bardzo bliskie i łatwe do osiągnięcia. A tymczasem minął się Havel na urzędzie, demokracji przychodzi nam wciąż od nowa bronić – a granica wciąż jest i straszy. Na szczęście, już niedługo – wstąpienie naszych krajów do strefy Schengen ma podobno nastąpić już za dwa miesiące. I oby nie trzeba było na to czekać dłużej. Tylko krótko, proszę...