Maciej Pinkwart

Dantejskie sceny

 

Klub Dantego - okładkaOd czasu, kiedy Szekspir wymyślił teatr w teatrze, dzieła artystyczne wielokrotnie bywały już wykorzystywane przez inne dzieła artystyczne. Ostatnie lata przyniosły szczególnie wiele interesujących książek, które zajmują się... książkami. Co prawda już starożytni Rzymianie mawiali: habent sua fata libeli  - ale na gruncie literatury pierwsza w naszym, współczesnym kręgu kulturowym była znakomita powieść Umberto Eco Imię róży (1980, 1988), a wkrótce potem kapitalna proza Olgi Tokarczuk Podróż ludzi księgi, wydana po raz pierwszy w 1993 roku. Najciekawszym dokonaniem w tej dziedzinie wydaje się być ostatnio „Klub Dumas”, autorstwa hiszpańskiego pisarza Arturo Pereza-Reverte (1993, 2004),

Ale spośród wymienionych tylko Olga Tokarczuk pisze o księdze dobrze – tylko opisywana przez nią księga ma wpływać na ludzi pozytywnie. Inna rzecz, że nie wpływa, jako że jedyną osobą spośród bohaterów, która dociera do niosącej zbawienie Księgi Boga, jest nie umiejący czytać niemowa... U pozostałych autorów księgi są nosicielami szaleństwa, które skutkuje łamaniem wszystkich przykazań, z piątym na czele...

W ten schemat świetnie wpisuje się dzieło, będące ostatnio w czołówkach list bestsellerów: Klub Dantego, autorstwa amerykańskiego pisarza Matthewa Pearla. Trzydziestolatek z Bostonu, absolwent uniwersytetów w Harvardzie i Yale, specjalista od „Boskiej Komedii” Dantego swoją debiutancką powieścią błyskawicznie podbił Amerykę, a po niej – cały świat. Zachwyty nad fabułą dreszczowca i mrożącymi krew w żyłach opisami brutalnych morderstw, popełnianych według piekielnej receptury, zawartej z dziele florenckiego pisarza ilustrują preferencje współczesnych czytelników. Mogą ich trochę zniechęcać jedynie przydługie dywagacje erudycyjne, w których autor stara się „sprzedać” swoją uniwersytecką wiedzę, ale po prawdzie tośmy się już do takiego pisarstwa przyzwyczaili, od czasów Umberto Eco właśnie, aż po Dana Browna, który nota bene na okładce Klubu Dantego rekomenduje książkę tym, których ongi fascynował jego Kod Leonarda da Vinci - także przegadany i niekiedy przesadnie erudycyjny. Jeśli jednak Brown przynudza w dialogach, co warsztatowo jest fatalne, to Pearl edukuje nas w dygresjach, które znudzony czytelnik może od biedy opuścić, bez większej straty dla fabuły. Jak opisy przyrody w Reymontowskich Chłopach...

Współczesnego europejskiego czytelnika może zniechęcić coś innego – oto akcja dzieje się w XIX-wiecznym Bostonie, tuż po zakończeniu wojny secesyjnej, której echa wciąż pobrzmiewają z kart książki i która ma ogromny wpływ na psychikę bohaterów. A kto z nas wie coś więcej o tej wojnie? Po wtóre – bohaterami książki – członkami elitarnego „Klubu Dantego”, zajmującego się przygotowywaniem pierwszego amerykańskiego przekładu „Boskiej Komedii” są amerykańscy pisarze – Henry Wadsworth Longfellow, James Russell Lowell, Oliver Wendell Holmes, historyk George Washington Greene, wydawca J.T. Fields, a przez karty powieści przewijają się liczni inni luminarze Uniwersytetu Harvarda i literackiego miesięcznika „The Atlantic Monthly”... Pisarze tak wielcy, że nawet sklepikarze i panienki na ulicach Bostonu rozpoznają ich bez trudu i proszą o autograf – dla nas kompletnie nieznani. No, bo ilu czytelników „Klubu Dantego” znało wcześniej choćby jeden wiersz Lowella czy Longfellowa, i ilu z nich wiedziało, że Holmes miał na imię inaczej niż Sherlock?

Ta nasza ignorancja (dobrze, niech będzie – moja...) znacznie osłabia intelektualne napięcie, towarzyszące lekturze książki, którą poprzedzić powinno uważne przestudiowanie historii i dziejów literatury Stanów Zjednoczonych. Ale wyobraźmy sobie, że ktoś napisze thriller, którego akcja toczy się – na przykład – w Paryżu po powstaniu listopadowym, a wśród bohaterów – detektywów, ofiar i przestępców – znajdą się Mickiewicz, Słowacki, Czartoryski, Towiański... I nie będzie to powieść historyczno-biograficzna, ale osadzony w realiach pełnokrwisty kryminał...

W Bostonie straszliwą śmiercią zaczynają ginąć znani ludzie, niechętni działalności nieformalnego „Klubu Dantego”, któremu przewodniczy H.W. Longfellow, przygotowujący artystyczne tłumaczenie „Boskiej Komedii”. Receptura owych morderstw zgadza się z naturalistycznymi opisami mąk piekielnych, zaprezentowanymi w dziele Dantego Alighieri. Kto – poza członkami bostońskiej elity intelektualnej – zna Dantego tak dobrze, że może zeń czerpać jak kucharz z przepisów Ćwierciakiewiczowej?

Było? Oczywiście, że było... Seryjne morderstwa według receptur to ulubiony temat horrorów. Wystarczy wspomnieć słynne Siedem... Sam tytuł i koncepcja (księga, która zabija...) nawiązują do Klubu Dumas Reverta, ale tylko powierzchownie. W powieści Pearla odnajdziemy nawet dalekie echa mistrza Dana Browna i jego Aniołów i demonów... Moim zdaniem fakty te bynajmniej nie umniejszają rangi nowego bestselleru. Doszukiwanie się wtórności i zapożyczeń artystycznych w literaturze to zajęcie kompletnie jałowe. Jakież nudne byłoby dzieło, napisane przez kogoś, kto nigdy nie zachwycił się inną książką, filmem czy obrazem!

Czy w Polsce literaturoznawca mógłby napisać horror? No pewnie, niejeden już napisał, wiedzą o tym studenci polonistyki... Ale czy mógłby napisać dzieło literackie, będące międzynarodowym przebojem?

Pod gwiaździstym filarem Kościoła Świętego Seweryna, w głębokim cieniu, Towiański wysupływał monety z flanelowej sakiewki. Apasz z poplamioną winem brodą wyciągał rękę, na której złote suwereny utworzyły już pokaźną kupkę. Cecylia wprawdzie kazała mistrzowi nie żałować złota, ale wrodzona oszczędność Towiańskiego skłoniła go do ukrycia kilku monet na dnie sakiewki. Apasz milczał. Za oknem turkotał powóz i słychać było miękkie przekleństwa normandzkiego sprzedawcy ryb.

- Czarne włosy. Biały, rozpięty kołnierz, wyłożony na surdut. Ma na imię Jules, zapamiętasz? Reszta należności po dokonaniu dzieła. W tym samym miejscu za dwa tygodnie.

Bandyta schował pieniądze, zakrył twarz chustą i bez słowa wyszedł z kościoła. Z bocznej nawy wyłonił się komisarz Leblanc.

- Jest pan aresztowany...

Towiański owinął się płaszczem i w jednej sekundzie zniknął. Twarz inspektora pokryła się wysypką, jakby nagle dołączył do sporej kolonii zadżumionych...

 

Ciąg dalszy NIE nastąpi...