Maciej Pinkwart

Niezwykły Xiądz

 

Nie o każdym śpiewają pieśni… No i chwała Bogu, bo nie o każdym warto i nie o każdym złoży się więcej niż jedna zwrotka. Ale tak jak z pojedynczych, niewielkich fotografii twarzy przeciętnych ludzi umiejętny grafik utworzy portret Wielkiego Człowieka czy wspaniałego dzieła sztuki, tak wizerunki społeczeństw, ich zbiorowe portrety socjolodzy niekiedy składają z pamiętników i autobiografii ludzi, biorących udział w konkursach i eksperymentach literackich. Niekiedy z tego typu strzępków biograficznych bohaterów drugiego i dalszych planów tworzy się ważne, a nawet nieodzowne tło, na którym bohater pierwszoplanowy rysuje się ciekawiej, a w każdym razie wyraźniej.

Chyba wszyscy w naszym katolickim kraju znają pojęcie i klasyfikację relikwii. Te najważniejsze to będące przedmiotem kultu fragmenty materialnego jestestwa osób wyniesionych na ołtarze. Relikwie drugiego stopnia to rzeczy, które miały bezpośredni kontakt z postacią świętych i błogosławionych. Relikwie trzeciego stopnia to rzeczy które miały kontakt z rzeczami będącymi relikwiami drugiego stopnia. Listę tę można by ciągnąć dalej, poniekąd redukując wszystko do absurdu, co pięknie opisał w Krzyżakach Henryk Sienkiewicz powołując do życia niejakiego Sanderusa, który sprzedawał relikwie, a wśród nich m.in. szczebel drabiny, o której się śniło Jakubowi… Takimi relikwiami drugich i dalszych stopni są w biografistyce opowieści o ludziach, związanych z bohaterami pierwszoplanowymi. Taka też jest biografia księdza Henryka Kazimierowicza, krótko, ale interesująco związanego ze Stanisławem Ignacym Witkiewiczem.

Gdybyśmy kiedyś urządzili w Zakopanem Muzeum Witkacego, do czego jako ten święty Jan na puszczy nawołuję od 2012 r., niewątpliwie co najmniej jedna sala, albo nawet jedno piętro poświęcone byłoby osobom, bliżej lub dalej związanych z Witkiewiczem. Niewątpliwie powinny tam się znaleźć i portrety wyprodukowane przez Firmę Portretową, i korespondencja, jaka z nimi prowadził Witkasiewicz. Zaś w bibliotece takiego muzeum powinny się znaleźć dzieła poświęcone także im - planetoidom kręcącym się wokół witkacowskiej gwiazdy. Ta książka, która leży teraz przede mną, zajęłaby w niej poczesne miejsce.

Przemysław Pawlak, z wykształcenia specjalista od finansów i bankowości (absolwent Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie) od lat jest jednym z czołowych polskich witkacologów. Jest też prezesem Instytutu Witkacego i jednym z redaktorów półrocznika „Witkacy”. Jego praca doktorska obroniona w 2020 r. w Instytucie Sztuki PAN była szeroko udokumentowaną biografią księdza Henryka Kazimierowicza, który w początku lat 30. XX w. stał się analizatorem i propagatorem dzieł filozoficznych i prac z dziedziny teorii sztuki Stanisława Ignacego Witkiewicza, a przede wszystkim entuzjastą jego utworów scenicznych. Na bazie swojego doktoratu Przemysław Pawlak opublikował ostatnio kapitalną książkę Henryk Kazimierowicz. Ksiądz z nienapisanej sztuki Witkacego, elegancko i starannie wydaną przez Instytut Sztuki PAN.

O fenomenie postaci księdza Kazimierowicza, który nie tylko zdaje się autentycznie przyjaźnił się z ateistą Witkiewiczem, nie tylko jak mało kto (w tamtych latach!) pasjonował się twórczością Witkacego, ale dokonał rzeczy dziś zapewne nie do powtórzenia: w latach 30., w prowincjonalnych parafiach, którymi kierował, zsyłany do nich przez ledwo tolerujące jego ekscentryczność władze kościelne, w głębi poleskich błot, na samej granicy z Rosją sowiecką montował spośród parafian zespoły teatralne, wystawiające sztuki Witkacego. Wariat i zakonnica (zapewne pod grzeczniejszym pierwotnym tytułem Wariat i pielęgniarka) wystawione gdzieś w salce katechetycznej, czy też sałatka ze sztuk Witkiewicza, prezentowana w obecności autora – musiały szokować. I publiczność, i kler, i samego Witkacego… Piszę te słowa w dniu kolejnej rocznicy agresji Armii Czerwonej na Polskę w 1939 r. Jutro o świcie minie 82 rocznica śmierci Stanisława Ignacego Witkiewicza, który popełnił samobójstwo we wsi Wielkie Jeziora na Polesiu. Stolin (dziś na Białorusi) od Wielkich Jezior (dziś na Ukrainie) dzieli niespełna 37 km w linii prostej (samochodem: 78 km).

Postaci, ciekawych i ważnych dla polskiej kultury (i nie tylko) orbitujących wokół postaci Witkacego jest wiele i większość z nich aż prosi się o ciekawe biografie. Czy ta ważna i fascynująca książka ukazała się przed innymi dlatego, że jej bohaterem jest ksiądz? A może dlatego, że Henryk Kazimierowicz jest od nich wszystkich ważniejszy? Chyba nie – po prostu ani Teodor Birula Białynicki, ani Tadeusz Mischke, ani Nena Stachurska, ani Marceli Staroniewicz, ani Eugenia Borkowska nie doczekali się jeszcze swojego Przemysława Pawlaka…

Przeczytałem księgę w trzy dni i zapewniam, że nie jest to dziełko lekkie, łatwe i przyjemne. Mnie, owszem – lektura sprawiła przyjemność, także i dlatego, że czytałem Księdza zaraz po fatalnie napisanej biografii innej postaci zakopiańskiej, książce będącej moim zdaniem kompletnym nieporozumieniem wydawniczym. Tu wszystko jest napisane ciekawie, dobrym językiem i bez intelektualnego jąkania się. Można by mieć do autora co najwyżej pretensje o zbytnią dociekliwość, o przeładowanie książki nie koniecznie istotnymi detalami, o brnięcie w poboczne watki i podrzędne biografie osób, związanych (często luźno) z Kazimierowiczem. Proszę, niech mi drogi Autor wybaczy, ale momentami przychodziła mi na myśl anegdota opowiadana przez Witkacego w jego teatrze jednego aktora, przytoczona przez Henryka Worcella w książce Wpisani w Giewont, o człowieku, który opowiadając pewną historię przez rozliczne dygresje ciągle odwleka dotarcie do celu:

Proszę państwa, to było coś niesamowitego, czegoś podobnego jeszcze nie widziałem. Wyobraźcie sobie państwo, wracam z biura do domu, przechodzę koło fryzjera, tego na rogu Brackiej, no, jakże mu, no, wiecie państwo, tego co mu żona uciekła z tym badylarzem, podobno zabrała całą biżuterię i półtora tysiąca złotych, to mi mówił ten aptekarz z Miodowej, no, wiecie państwo, ten co miał rozprawę sądową ze swoim sąsiadem, jakże on się nazywa? Aha, Kowalski, tak, to była sprawa z Kowalskim, tym jego sąsiadem z parteru, wiecie państwo, ten, co ma tego podstrzyżonego ratlerka, ale to nie jest czystej rasy ratlerek…

Oczywiście, wszystkie te meandry wokół postaci księdza Kazimierowicza pokazują i całe tło epoki, która dla młodszych czytelników jest niemal tak odległa jak czasy faraonów, i środowisko, w jakim bohater opowieści musiał działać, jak i problemy z którymi ksiądz – psychoanalityk, teoretyk sztuki, erudyta i męczennik drugiej wojny światowej – musiał się mierzyć i dawał sobie z nimi radę dotąd, aż zmiażdżyła go machina nazistowskiej destrukcji. Jeśli komuś te szczegóły przesłaniają główny wątek – może je łatwo pominąć, dzięki przejrzystej konstrukcji wydawniczej.

Mnie w książce Przemysława Pawlaka zafrapował ogromnie wątek z punktu widzenia biografistyki może poboczny, ale z uwagi na kwestie witkacologiczne bardzo ważny i budzące pewien apetyt. Otóż – a propos apetytu - ksiądz Kazimierowicz był wciąż głodny nowych dzieł Witkiewicza, szczególnie sztuk teatralnych. Jak wiemy, za życia Witkacego niewiele z nich wystawiono, jeszcze mniej ukazało się drukiem. W zawierusze wojennej zapewne większość dramatów zaginęła. I oto Przemysław Pawlak ujawnia, że Witkiewicz posyłał Kazimierowiczowi oryginały swoich sztuk, a ten na swoich plebaniach – na kresach, czy w centralnej Polsce – odprawiwszy swe księżowskie czy administracyjne obowiązki siadał nad tymi dramatami i je pracowicie przepisywał, włączając potem do zbiorów swojej liczącej około sześć tysięcy tomów biblioteki. Oryginały powracały najczęściej do warszawskiego mieszkania Witkiewiczów przy ulicy Brackiej – a kopie zostawały u księdza. Biblioteka Kazimierowicza – jak twierdzą świadkowie – ocalała, choć prawdopodobnie została rozproszona. Przemysław Pawlak jak uparty detektyw śledzi jej losy i wciąż ma nadzieję na odnalezienie jej wśród krewnych czy sąsiadów ekscentrycznego księdza – a z nią nieodkrytych dotąd sztuk Stanisława Ignacego Witkiewicza. Gdyby się to udało – byłby to sukces na wielką skalę.

Biografii księdza Kazimierowicza można nie czytać od deski do deski, choć jak wspominałem, nie jest to niemożliwe, a nawet sprawia pewną przyjemność. Ale jeśli ktoś Witkacym interesuje się poważnie – nie może tej książki nie mieć.

 

17 września 2021

---------------------------------------

P. Pawlak, Henryk Kazimierowicz. Ksiądz z nienapisanej sztuki Witkacego, wydawca Instytut Sztuki PAN, Warszawa 2021, 505 stron.