Maciej
Pinkwart
Pokazywanie języka
Jest parę książek, które już niebawem, kiedy wreszcie
zmienimy dobrą zmianę na koszmar z ulicy Nowogrodzkiej, którym
będziemy straszyć dzieci nie chcące uczyć się mechaniki kwantowej, znajdą się w
kanonie lektur uzupełniających naukę historii najnowszej. Jedną z nich będzie z
pewnością Dobra zmiana, przy pomocy której ostatnio do szewskiej pasji
doprowadzili mnie Katarzyna Kłosińska i Michał Rusinek.
W przeciwieństwie do irytacji, jaką wywołała u mnie ostatnio Tajemnica czasu
Rovellego, któremu zarzucałem brak definiowania trudnych pojęć i żonglowanie
pięknym językiem w niezrozumiały niekiedy sposób – Dobra zmiana podnosi
ciśnienie z wprost przeciwnych powodów: z naukowym spokojem, obiektywnie aż do
bólu, z językoznawczą precyzją (frazeologizm chirurgiczna precyzja może
się wydać odniesieniem politycznym do aktualnej sytuacji w Senacie) autorzy
analizują język, jakim posługują się główni matadorzy obecnej (2020) władzy w
Polsce. I analiza ta jest wiernym portretem koszmaru, z jakim mamy do czynienia
od dłuższego czasu i do którego – niestety! – nie tylko się już w pewien sposób
przyzwyczailiśmy, ale który podoba się i pociąga przeszło 40 procent Polaków.
Na tę publikację można, oczywiście, patrzeć z punktu widzenia historycznego,
jako że język, nazwy i najczęściej używane słowa są dla historyka dowodem niemal
tak samo ważnym jak dokumenty i świadectwa archeologiczne. Ale, na miły Bóg, to
nie jest niestety wciąż jeszcze odległa historia, nad którą pochylać się będą
zakurzeni archiwiści, dystyngowani profesorowie czy zajęci bardziej atrakcyjnymi
sprawami studenci. To się dzieje tu i teraz, a analizowane przez oboje
językoznawców słowa i wyrażenia, a zwłaszcza idące w ślad za nimi opinie są po
prostu instrumentami władzy, używanymi wobec jednych jak młotek, a wobec innych
– jak lep na muchy. Słyszymy je na co dzień, bo choć w większości tworzy je
współczesny polski Wielki Językoznawca to podążające za nim rzesze łykają te
kluski z lubością i wprowadzają do swych narracji w zasadzie automatycznie i
bezrefleksyjnie.
A książka Katarzyny Kłosińskiej i Michała Rusinka do refleksji zmusza. I
pokazuje, w jakim miejscu się znaleźliśmy. Bo gdy sobie powybieramy poszczególne
słowa czy frazeologizmy, cechujące język tzw. Dobrej Zmiany, umieszczone w
publikacji w kolejności alfabetycznej (od słowa afery po słowo życie)
– możemy jeszcze od czasu do czasu się uśmiechnąć, choćby z politowaniem – i dla
ich twórców, i dla szermujących nimi PiS-owskich żołnierzy, i dla orwellowskiego
odwracania znaczeń, co bez mrugnięcia okiem akceptują entuzjaści – a prawdę
powiedziawszy – często także przeciwnicy PiS-u. Ale kiedy – tak jak ja – czyta
się książkę strona za stroną, hasło za hasłem – ukazuje się obraz przerażający.
Obecni władcy (no, nie oszukujmy się – nie ma żadnych władców w liczbie mnogiej:
jest tylko jeden wódz, budujący jeden naród wedle swoich wyobrażeń, bynajmniej
nie na obraz i podobieństwo swoje, zamieszkujący jedno państwo, do którego nikt
nie ma się mu wtrącać. Oczywiście, zabawne jest myślenie o prezesie jak o jakimś
krwawym dyktatorze – podejrzewam, że gdyby nie legion ochroniarzy i
zainteresowanych w utrzymaniu obecnego status quo beneficjentów władzy, a
także (może: przede wszystkim) oszalałych z nienawiści do wszystkiego co inne
prymitywów – wystarczyłoby tupnięcie nogą i cały majestat współczesnego
Zbawiciela Polski runąłby z drabinkowego piedestału. Ale PiS rządzi Polską nie
tylko przy pomocy pieniędzy, opresji i wyzwalania najgorszych instynktów. Także
przy pomocy słów. I jak wiemy z historii, nie tylko najnowszej – nowomowa jest
orężem nie tylko potężnym, ale wręcz niezbędnym dla zdobycia i utrzymania
władzy. Może służyć także do systemowego likwidowania przeciwników, poprzez ich
stygmatyzację, dehumanizację i stawianie poza nawiasem narodu, kraju i
entuzjastów wodza. Pokazywał to Orwell. Pokazuje i obecna rzeczywistość, w
której tak wiele sformułowań wywodzących
się z języka formacji faszystowskich i komunistycznych trwa do dziś w języku
współczesnym Środkowej Europy. Militaryzacji, kultu siły fizycznej i
biurokratycznego baroku językowego nie nauczył nas PiS – on tylko wykorzystał i
wzmocnił to, co tkwi w nas od lat. Nikt z obecnych – tak deklaratywnie
antykomunistycznych -propagandystów władzy nie pochylił się nad
postkomunistycznym językiem. No, ale takiej analizy musiałby dokonać także
przy pomocy postkomunistycznego języka, bo nim posługuje się na co dzień.
A o ile wiadomo, nawet w czasach dobrej zmiany nikt nie powtórzył sukcesu
barona Münchhausena,
podnoszącego siebie samego za włosy. Przestrogę swojego rodzaju stanowi tytuł
książki, który warto zapamiętać w całości: Dobra zmiana, czyli jak się rządzi
światem za pomocą słów.
Na szczęście, słowotwórstwo dobrozmianowe nie da się przetłumaczyć na
żaden z języków cywilizowanej Europy. To pewna pociecha – ale i obawa, bo
alternatywa, ta językowa - jest taka: albo czym prędzej dajemy sobie spokój z
tym systemem i dobrozmianowym językiem agresji, wykluczenia, fałszu i
hipokryzji i pozostajemy w kręgu współczesnej cywilizacji europejskiej, albo
system ten akceptujemy, przyjmujemy jego język za swój i podążamy na wschód, w
stronę środkowej Azji.
Książkę elegancko wydał Znak, a dla mnie jest to pierwsza lektura niewątpliwie
naukowa, która w większości przypisów (każda analizowana fraza jest solidnie
udokumentowana odniesieniami do wypowiedzi polityków i publicystów) powołuje się
na publikacje zamieszczone w Internecie. To dla mnie ważna konstatacja, bo dotąd
uważałem, że naukowcom trochę to nie wypada, że taki cytat ma mniejszą wagę, niż
przywołanie „papierowego” artykułu czy książki. Nie ma.
Dobrą zmianę czytałem krótko po
zapoznaniu się z książką Polska PiS. Kronika lat 2015-2019 Jana
Skórzyńskiego. Tamten systematyczny zapis działań politycznych i społecznych
rządzącej formacji jest także dokumentem wstrząsającym, pokazującym nie tylko
mechanikę i żelazną konsekwencję władz demontujących europejską Polskę, ale i
to, jak prędko zapominamy o rozmaitych dawnych niegodziwościach, kiedy wypierają
je z naszych umysłów nowe. A w tej dziedzinie niemal każdy dzień przynosi jakieś
„dokonania” – i tylko systematyczne kalendarium pomoże nam się w tym nie
pogubić. Bo niektórych spraw nie możemy wyrzucić z pamięci – nawet po tym, jak
ich sprawców już postawimy przez stosownymi trybunałami, a potem wyrzucimy na
śmietnik historii.
Ale dewastacja języka polskiego i używanie go przez władzę do niszczenia ludzi,
uważanych za przeciwników czy tylko nie dość entuzjastycznych wyznawców, do
dewastacji gospodarki, więzów społecznych, prawdziwych autorytetów, polityki
zagranicznej, pozycji Polski w świecie, klimatu czy kultury może przynieść – już
przyniosła! – skutki o wiele trudniejsze do usunięcia niż to, co od kilku lat
zalega w polskiej stajni Augiasza.
------------------------------
Katarzyna Kłosińska, Michał Rusinek, Dobra zmiana, czyli jak się rządzi
światem za pomocą słów, projekt typograficzny Irena Jagocha, Łamanie Dariusz
Ziach, Wydawnictwo Znak, Kraków 2019, 384 strony.