Maciej
Pinkwart
Nic – to jest coś!
Problem niczego towarzyszył mi przez wiele lat, szczególnie pod koniec
miesiąca, bo podobnie jak cała moja rodzina miałem w wysokim stopniu
wykształconą umiejętność wydawania każdej sumy pieniędzy jaką udało mi się
zarobić i pozostawania bez grosza przed tzw. pierwszym. Pierwszy jest powyżej
zera i to mnie zawsze pocieszało. Dziś jestem bogatszy, bo mam mniejsze
możliwości wydawania, więc koło pierwszego mam jeszcze trochę oszczędności,
jakieś 200-300 złotych. Emeryturę dostaję koło 10-go.
Książek o niczym napisano już tak wiele, że pewnie załamałyby się pod
nimi półki w księgarni, gdyby zgromadzić je w jednym miejscu i gdyby księgarnie
nie były zamknięte z powodu epidemii. Przemówienia polityków, choć są o
epidemii, to też są o niczym. Nie dlatego, żeby epidemia była niegroźna,
tylko dlatego że politycy w tej kwestii nie mają nic do powiedzenia. Ale
rzadko się zdarza, by owo nic znalazło się na okładce książki. Owszem,
wiem, bywali tacy autorzy i w Polsce: Dawid Bieńkowski, Maria Marjańska-Czernik,
Janusz Palikot… Ale antologia tego tematu, by tak rzec: wszystko o niczym
trafiła w moje ręce po raz pierwszy.
A kupiłem ją (dopiero trzecie wydanie…) dlatego, że jej autorem jest John D.
Barrow (ur. 1952) - świetny popularyzator nauki, kosmolog i matematyk, profesor
w Cambridge, a więc kolega jednego z naszych idoli naukowych: Stephena Hawkinga.
Przyznaję, że zaintrygował mnie przede wszystkim jej tytuł: Książka o niczym.
Barrow omawia tu tak rozmaite aspekty tego pojęcia, że sama ta rozmaitość
niczego jest fascynująca: od zagadnień ontologicznych i teologicznych (jeśli
Bóg stworzył świat z niczego, to kto stworzył to nic?), przez
logiczne stwierdzenie Lukrecjusza ex nihilo nihil fit, cyfrowe
odwzorowanie zera w rozmaitych matematykach (podobno znaku tego nie mieli
starożytni Grecy…), zagadnienia próżni na Ziemi (Toricelli!) i w Kosmosie (nie
może być tam niczego, bo by to nic wessało to co nie jest
niczym więc przestałoby być próżnią, a więc może jest tam wszechobecny
eter?) po kwestie związane z początkiem wszechświata, fazę inflacyjną po Wielkim
Wybuchu, fluktuacyjne zaburzenia próżni, czyli jakby niczego, z których
powstały cząstki elementarne, atomy, materia, John D. Barrow i Keira Knightley,
którą w tym miejscu chciałbym serdecznie pozdrowić.
Jednak owo przedzieranie się przez nic łatwe nie jest. Pewno wykopywanie
tunelu przez główny łańcuch Tatr byłoby trudniejsze, ale i przedzieranie się
przez kosówkę w Krówskim Żlebie na Trzydniowiańskim Wierchu łatwe nie jest.
Ostatni raz tak ciężko mi się czytało Elizę Orzeszkową, nich mi profesor
wybaczy, mam nadzieję, że on z kolei nie zna Pamiętnika Wacławy. Nie dość
na tym, że materia trudna, a spoglądanie na nią z tak rozmaitych perspektyw
wymaga sporej erudycji – to w dodatku pewne zagadnienia się w niej z pozoru
powtarzają, a gdy zniecierpliwieni przewracamy kartkę uważając, że to już
czytaliśmy – okazuje się, że Barrow właśnie podchodzi do tego zagadnienie z
innej perspektywy – czasowej, fizycznej, kulturowej.
Czy polecam tę książkę? Jestem w kłopocie: i tak, i nie. Sądzę, że warto ją mieć
i od czasu do czasu do niej zaglądać, choć czytać ją ciurkiem raczej jest
ciężko. Ale warto się trochę w tej niełatwej kwestii podkształcić, bo problem
niczego, a co gorsza – nikogo może nas zaskoczyć z niespodziewanej
strony i w nieoczekiwanym momencie. Tak jak cyklopa Polifema, kiedy schwytany
przezeń Odyseusz przedstawił mu się jako „Nikt”, a potem wyłupił mu jedyne oko,
działając zresztą w obronie własnej, bo cyklop wegetarianinem nie był. I gdy
Polifem wzywał na pomoc swoich braci, innych olbrzymów z sąsiednich wysp –
krzyczał do nich, że Nikt (gr. Οὖτις,
łac. Nemo) go oślepił, co w składni greckiej znaczy to samo, co nikt mnie nie
oślepił, więc bracia go zlekceważyli i odkrzyknęli, żeby się położył i
wytrzeźwiał.
O Pannie Nikt już nie wspomnę, bo od razu mi się przypominają uczennice Kasia,
Ewa i Marysia, a przecież szkoły są zamknięte, a w ogóle to jako nauczyciel nie
powinienem myśleć o licealistkach, raczej o Polifemie, ewentualnie Kirke, z tym
– że tu też trzeba uważać, żeby się nie ześwinić. Wróćmy do niczego, nie
zastanawiając się też nad Nitschem, ani nad tym, co właściwie miał do
powiedzenia Zaratustra, poza tym, że na pewno nie miał racji, jako twórca
religii monoteistycznej z czasów, kiedy nawet król Salomon jeszcze z pustego nie
nalewał, nie mówiąc już o zamienianiu przez kogo innego wody w wino. O
problemach, jakie stworzył światu konstruktor Trurl, który wybudował maszynę,
potrafiącą robić Wszystko Na Literę N, a której jego przyjaciel Klapaucjusz
polecił zrobienie niczego – już kiedyś pisałem.
A więc – w sumie – czym na dobrą sprawę jest to NIC, o którym rzecz idzie? Cóż –
NIC jest jak miłość: niejedno ma imię i na niejednym robi wielkie wrażenie.
Jednak polskie autorytety (skądinąd opierając się na źródłach rosyjskich)
problem ten rozstrzygnęły już dawno. Co to jest NIC? – zastanawiał
się ks. Józef Tischner. Odpowiedź brzmi: pół litra na dwóch.
--------------------------------
John David Barrow, Książka o niczym, Copernicus Center Press, Kraków
2019, 460 stron