Maciej Pinkwart
Ptasia grypa
Dziennikarze straszą nas co chwila zbliżającym się do naszych granic widmem ptasiej grypy. W Turcji, w Rumunii, w Grecji znaleziono kilka zmarłych na katar mew czy czajek, stąd zaprzestano importu drobiu z tych krajów. Parę tysięcy drobnego ptactwa padło pod Moskwą, ale pod Moskwą znacznie grubsze ptaszki dawały ciała. W Azji na skutek konsumowania zagrypionych kanarków i rozgorączkowanych kaczek po pekińsku, ewentualnie brania do buzi kogucików w ciągu ostatniego roku zmarło 60 osób. Zapewne w tym samym czasie z głodu w tym samym regionie zmarło 6 milionów osób. A może 60 milionów. Dziennie tylko na polskich drogach ginie więcej osób niż od ptasiej grypy na całym świecie w ciągu roku.
Ale rozjechane przez pijanych kierowców staruszki, czy wychudzone na śmierć niemowlęta po pierwsze już nam się opatrzyły, podobnie jak spadające samoloty oraz niszczone przez huragany i trzęsienia ziemi domy, a po drugie to się jakoś mało poetycko prezentuje na ekranach. Klucze żurawi na tle zachodzącego słońca, łopoczące skrzydła nad moczarami delty Dunaju, trzepoczące w ostatnich drgawkach w plastykowych workach kury - i przebitki na zapełnione sale szpitalne... To lepiej wychodzi na zdjęciach.
No i na głód nie ma szczepionki, którą szwajcarskie koncerny mogłyby dobrze sprzedać.
Zagrożenie jednak jest zupełnie realne. Mamy za moment wybrać prezydenta Rzeczypospolitej. Przed bramą Pałacu na Krakowskim Przedmieściu stoi Lech Kaczyński z coraz większymi szansami na elekcję. Za Kaczorem-prezydentem stroszy pióra kserokopiczny Kaczor-prezes, który stoi na czele klucza rozmaitych ptaszków, chcących uwić sobie wygodne gniazdko w górnych strefach kurnika. Choć tymczasowo wywalono z pierwszych szeregów Jacka Kurskiego, to nikt nie wierzy w awanturę na grzędzie rządzących póki nie zagrożone zostaną bezpośrednie interesy rwącego się do władzy drobiu. Prawdziwe niebezpieczeństwo polskiej odmiany ptasiej grypy polega jednak na tym, że stadne działania ptaków, tak jak zobaczyliśmy to w filmie Hitchcocka, mogą być nastawione jedynie na wspólną agresję, bo jakoś nie słychać u ptaków o wspólnym budowaniu. Co więcej – pojawiające się coraz częściej gesty wyciągania dzioba i pazura wobec wszystkich, mających inne zdanie oraz branie pod skrzydełka rozmaitych agresywnych frustratów zapowiadają nową tendencję zarówno wobec obywateli, jak i wobec świata. Obietnice solidarnej opieki państwa i przedsiębiorców nad obywatelami już przerabialiśmy: najpierw dobra kaczuszka daje bezwolnym pisklaczkom jedzonko do dzióbka, a potem bierze je za mordę. Ponieważ zaś tzw. zewnętrzny świat niezbyt przychylnym okiem będzie pewno patrzył na kokoszenie się niebieskich ptaków w europejskim gnieździe – należy zamknąć polski kurnik na patyk, by obcy nie mieli do niego dostępu, nie zaniedbując wszakże wystawiania dzioba po coraz większe dotacje od coraz bardziej nielubianej Europy.
Można tylko mieć nadzieję, że w najbliższą niedzielę wykażemy tyle rozsądku, by nie pozbawić się wpływu na bieg wydarzeń. Bo to tylko od nas zależy, czy Pałac Prezydencki nie zmieni się w agresywny kurnik. Albo, co gorsza, w orwellowski Folwark Zwierzęcy.
21.10-2005