Tygodnik Podhalański, 23 sierpnia 2012
Maciej Pinkwart
Zakopiańskim szlakiem świętego Maksymiliana
Zakopane raczej w
niewielkim stopniu kojarzy się z bogactwem duchowych przeżyć i świętością jego
bywalców. Co prawda, w wywiadach telewizyjnych przeprowadzanych na Krupówkach,
pojawia się pełno męczenników, narzekających na niedobór lub nadmiar turystów,
ale do świętości im daleko. Jednakże kilkoro polskich świętych i błogosławionych
ma swoje zakopiańskie konteksty. Dwóch z nich – św. Brat Albert i bł. Jan Paweł
II – jest często wspominanych w tatrzańskich kontekstach. O św. Maksymilianie
Kolbem jako o zakopiańczyku wie się niewiele.
Zakopiańska „fara”, wznosząca się na wzgórzu św. Jana przy Krupówkach pamięta
bardzo odległe czasy. We fragmentach swoich murów jest starsza od...
najstarszego kościółka zakopiańskiego przy ul. Kościeliskiej. Budowę jej
zakończono co prawda dopiero w 1896 r., ale zaczął ją jegomość Józef
Stolarczyk w latach 70-tych XIX wieku. Do wznoszenia ścian, poza górskimi
głazami, dostarczanymi za pokutę przez zakopiańskich grzeszników (podobno
osobliwie za grzech cudzołóstwa), użyto także kamieni z rozbiórki budynków w
Kuźnicach pochodzących nieraz z pierwszej połowy XIX w., mieszczących ongi
urządzenia hutnicze. W zaprawie łączącej kamienie, można odnaleźć sporo żużla,
wytopionego w kuźnickim wielkim piecu. Te wsparcie materiałowe zawdzięczał
kościół właścicielowi Kuźnic – Władysławowi Zamoyskiemu.
Na zapleczu kościoła
parafialnego biegnie krótka uliczka Jana Pawła II (dawniej – Łukaszówka),
dzieląca Krupówki od osiedla mieszkaniowego Łukaszówki… Tu właśnie, na
Łukaszówce - jak ongi mawiano - w pierwszych latach XX w. powstał klasztor
Sióstr Sercanek. Obok drzwi prowadzących do dużego, w większości murowanego
budynku widnieje pamiątkowa tablica, informująca, że tutaj właśnie mieszkał i
modlił się Maksymilian Maria Kolbe.
Wśród zakopiańskich akademików
Rajmund Kolbe (1894-1941), później znany jako Ojciec Maksymilian, miał sześć lat
i mieszkał z rodzicami w Zduńskiej Woli, kiedy Józef Żychoń, Dymitr Kirkor
i Karol Przybylski zakładali w 1900 r. w Zakopanem Stowarzyszenie Polskiej
Młodzieży Uczącej się „Pomoc Bratnia”. Nowo powołana organizacja miała za
zadanie gromadzenie środków finansowych dla umożliwienia niezamożnej młodzieży
leczenia gruźlicy w Zakopanem. Było to kolejne ponadzaborowe stowarzyszenie,
jakich wiele powstało w Zakopanem, przyczyniając się do nadania podtatrzańskiej
wiosce dumnego miana sezonowej stolicy Polski — Polski, której formalnie nie
było na mapach Europy.
Gruźlica była także w pewien sposób ponadzaborowa, nawet internacjonalistyczna,
a szczególnie łatwo ulegali jej studenci. Podczas studiów - w Międzynarodowym
Kolegium Franciszkańskim — zaatakowała też młodego Maksymiliana Kolbego.
Po otrzymaniu 16 lipca
1917 r.
święceń subdiakonatu,
kończących studia teologiczne w Rzymie Maksymilian rozpoczął ostatnie
rzymskie wakacje. Spędzał je w Karakalli, w towarzystwie innych alumnów.
Łagodny klimat, zieleń okolicznych winnic i spokój sprzyjały odpoczynkowi.
Międzynarodowe towarzystwo studentów nie stroniło od zabaw i rozgrywek
sportowych. Podczas jednego z meczów piłki nożnej Brat Maksymilian dostał
gwałtownego krwotoku z płuc. Intensywne leczenie i dwa tygodnie ścisłego leżenia
w łóżku
postawiły
go na nogi. Krwotok i bóle w piersiach ustąpiły, ale gruźlica - jak się później
okazało — poczyniła w
młodym
organizmie ogromne spustoszenia,
które
miały przez całe życie utrudniać działalność wielkiego franciszkanina.
Otrzymawszy 28 kwietnia 1918 r. święcenia kapłańskie,
a
22 lipca 1919 - stopień doktora teologii, Maksymilian Kolbe powrócił do kraju i
osiadł w Krakowie, gdzie wykładał historię Kościoła. Po pierwszym roku
akademickim, latem 1920 r. gruźlica odnowiła się i stan zdrowia Ojca
Maksymiliana był tak poważny, że przełożeni postanowili wysłać go na kurację do
Zakopanego. Przyjechał tu 11 sierpnia 1920 r. z nominacją na stanowisko kapelana
Szpitala Klimatycznego.
Szpital
ten wybudowano nad potokiem Cicha Woda (dziś przy ul. Stromej, budynek już nie
istnieje) w 1899 r., staraniem ówczesnego lekarza klimatycznego, dra Tomasza
Janiszewskiego. Niewielki domek stanął dzięki składkom społecznymi na małej
parceli, którą znany z szerokich gestów społecznych dr Andrzej Chramiec
ofiarował był uprzednio na… cmentarz dla zwierząt. Szpitalik klimatyczny,
zajmujący całą powierzchnię owego terenu, bez wodociągu i kanalizacji, od lat
już był zbyt ciasny i jeszcze przed I wojną podjęto działania na rzecz budowy
nowego obiektu. Dopiero jednak lata 20-te miały dać Zakopanemu nowy szpital
(dziś nazywany „starym szpitalem”) - u ich progu zakopiańczycy i ich goście
musieli zadowolić się miejscami
w 8-izbowym drewnianym domku. Za czasów O. Maksymiliana szpitalem kierował dr
Gustaw Nowotny, i on to prawdopodobnie leczył 27- letniego kapelana. Stan swego
zdrowia opisał Kolbe w liście do O. Jacka Wanatowicza, datowanym w Zakopanem 18
X 1920 r.:
Kiedy wrócę, tego nie wiem, a może mnie tu przedtem zakopią. Zresztą, jak Pan
Bóg da, tak będzie najlepiej. Lewa strona ma się już dobrze, tylko prawa jeszcze
się nie zagoiła, bo tam prócz szczytu zajęty jest także drugi płat płucny. Jest
tam także „dziurkowanie”, a lekarz chce się zabawić w murarza i te dziury wapnem
(dobrze, że jeszcze nie cegłami) zatynkować, bo inaczej podobno można by się i
nigdy nie doczekać ich zabliźnienia. Ponieważ zaś górale na wszystkie strony
budują tu domy, stodoły itd., a nawet nowy szpital się muruje (żniwa pokończono,
mają ludzie czas) toteż i moją murarkę w płucach lekarz chce przeprowadzić w
przeciągu zimy. Już zresztą
rozpoczęta.
Po sąsiedzku, na wystawionym „ku słonecku” stoku Ciągłówki, po drugiej stronie
Cichej Wody, stały Domy Zdrowia „Pomocy Bratniej”, która z kilkuosobowego
stowarzyszenia przez lat dwadzieścia przekształciła się w silną organizację,
sprawnie czuwającą nad zagrożonym zdrowiem akademików. W 1911 „Pomoc Bratnia”
kupiła projektowany przez Stanisława Witkiewicza dom „Grażyna” właśnie na
Ciągłówce - gdzie urządzono pawilon męski. Niebawem obok stanęła podobnie
stylowa willa „Parnas”, wybudowana dla kobiet pod kierunkiem Leopolda
Winnickiego, późniejszego zakopiańskiego burmistrza. Kapelan Szpitala
Klimatycznego pospieszył zaoferować swoje kapłańskie usługi dla leczących się w
domach „Pomocy Bratniej” studentów.
8 grudnia 1920 Maksymilian pisał do swego brata, także franciszkanina:
Niepokalana dozwoliła mi zbliżyć się do akademików, przebywających tu w ich domu
zdrowia „Bratnia Pomoc”. Mają oni sławę niereligijną i nie bez powodu. Zarząd
socjalistycznych (tak mówią), złożony kto wie z jakich głów. Teraz zapraszają
mnie oni (t. j. koło wybrane pacjentów: akademicy) i to bardzo, abym im wyjaśnił
sprawy religijne. Urządziłem więc tam seryjkę pogadanek apologetycznych, w
których każdy mógł dowolnie głos zabierać. Przeszliśmy od istnienia Boga aż do
Bóstwa Chrystusa Pana. Pokupili nawet sobie „Nowy Testament” Szczepańskiego,
„Wieczory nad Lemanem” i „Apologetykę” Bartynowskiego. Ale i to ograniczam, aby
zdrowiu nie szkodzić. - Śliczne nieraz były sceny podczas dysput, ale nie mam
czasu ich opisywać.
Sceny musiały być rzeczywiście interesujące, jeżeli już miesiąc później donosił
bratu, że udało mu się wyspowiadać najzagorzalszego przeciwnika, a nawet
nawrócić na katolicyzm i doprowadzić do chrztu pewnego Żyda, narażając się
zresztą na wielką awanturę ze strony rodziny neofity, a także - na wytyki
naczelnego lekarza „Bratniaka” zarzucającego, że wizyty O. Kolbego burzą spokój
młodych pacjentów.
Ów pierwszy pobyt świętego
Maksymiliana w Zakopanem trwał bez przerwy 8 miesięcy i zakończył się w kwietniu
1921 r. Kolbe wyjechał do Krakowa, a po kilku dniach - do Nieszawy, gdzie
kontynuował kurację. Już wtedy miał wstępnie opracowany projekt wydawania nowego
periodyku katolickiego. Właśnie w Zakopanem narodził się pomysł stworzenia
„Rycerza Niepokalanej”.
Redaktor „Rycerza”
Mimo niezliczonych przeciwności projekt urzeczywistniony został już w styczniu
1922 r. Schorowany, z niezaleczoną całkowicie gruźlicą Maksymilian Kolbe, bez
grosza dotacji ze strony przełożonych zakonu, niemal bez pomocy, otoczony
niewiarą w powodzenie przedsięwzięcia, rozpoczął wydawanie nowego miesięcznika –
najpierw w Krakowie, potem w dalekim Grodnie. Pisał, sam składał, drukował na
maszynie z ręcznym napędem, mając do pomocy zaledwie kilku zakonników - i już po
kilku miesiącach osiągnął nakład 65.000 egz. Niebawem „Rycerz Niepokalanej” stał
się periodykiem o największym w Polsce nakładzie – w 1938 r. co miesiąc szło do
czytelników ponad milion egzemplarzy pisma. Wkrótce do pisma, przeznaczonego
głównie do walki z ateistami, heretykami i – zwłaszcza – masonerią, dołączyła
jego mutacja dla dzieci – „Rycerzyk Niepokalanej”.
Ciężka, niemal ponad siły praca znów podkopała wątłe zdrowie Ojca Maksymiliana.
Gruźlica odezwała się ponownie i znów przełożeni zadecydowali o skierowaniu
Kolbego na leczenie do Zakopanego. Kierownictwo pisma objął młodszy brat
redaktora, Józef Kolbe, znany pod zakonnym imieniem Alfons.
18 września 1926 r. Maksymilian Kolbe przybył ponownie do Zakopanego i
zamieszkał na piętrze domu SS. Sercanek przy ówczesnych Łukaszówkach. I tym
razem pobyt miał być dość długi. Przerwał go tylko kilkudniowym wyjazdem do
Grodna, w związku ze śmiercią bliskiego współpracownika Kolbego, pierwszego
zecera „Rycerza Niepokalanej” - br. Alberta Olszakowskiego. Dopiero po pięciu
miesiącach kuracji klimatycznej lekarz (dr Gustaw Nowotny?) oświadczył, że
pacjent mógłby już wyjechać z Zakopanego pod warunkiem kontynuowania kuracji w
miejscu stałego pobytu.
Jednakże przełożeni zalecili Maksymilianowi pozostanie pod Giewontem aż do
całkowitego wyzdrowienia. Niebawem okazało się, jak bardzo decyzja ta była
słuszna. Kolejna badanie rentgenowskie wykazało bowiem, że prawo płuco nadal
jest poważnie zagrożone i istnieje obawa, że już nigdy nie będzie funkcjonować
całkiem prawidłowo. Z polecenia lekarzy Maksymilian Kolbe miał prowadzić życie
całkowicie sprzeczne z jego naturą i dotychczasową praktyką: spać 10 godzin na
dobę, niczym cię nie przejmować, suto się odżywiać, mieszkać w suchym i
słonecznym pokoju i co najmniej 4 godziny dziennie przebywać na świeżym
powietrzu. Zakazano mu także dźwigania ciężarów prawą ręką.
A zatem - dotychczasowe zajęcia przy wydawaniu „Rycerza” nie mogły być
kontynuowane.
Poddał się temu zaleceniu z bezwzględnym posłuszeństwem. Pokój u SS.
Sercanek spełniał wszystkie wymogi higieny. Ponieważ w „cywilizującym się”
Zakopanem zaleconego mu świeżego powietrza było coraz mniej -
podejmował
nieodległe spacery w stronę reglowych dolinek i na łąki słonecznego zbocza
pobliskiej Gubałówki.
Osiem miesięcy pod Tatrami spędził w zasadzie samotnie, nie odwiedzany przez
nikogo, nie spotykając się ze znajomymi, nie podejmując tym razem
systematyczniejszej działalności „misyjnej” wśród zdeprawowanych zakopiańczyków.
Utrzymywał
tylko listowny kontakt z najbliższą rodziną - matką i bratem, rzadziej z
przełożonymi i współbraćmi zakonnymi.
Podobnie jak podczas poprzedniego pobytu, zakopiański klimat nie tylko pomógł w
zahamowaniu wyniszczającej choroby, lecz także w ułożeniu nowych, rewolucyjnych
wręcz projektów wydawniczych. Spacerując wśród tatrzańskich smreków O.
Maksymilian powziął myśl założenia osobnego klasztoru, który zajmowałby się
fachowo działalnością wydawniczą. Marzyły się Kolbemu nowe pisma, wielkie
nakłady, nowoczesne maszyny, a nade wszystko - sprawna organizacja wydawnictwa.
Efektem tych właśnie przemyśleń, omawianych szczegółowo w zakopiańskiej
korespondencji, kierowanej do O. Alfonsa Kolbego, stało się
już niebawem założenie klasztoru w Niepokalanowie.
13 kwietnia 1927 r.,
solidnie podleczony, wyjechał O. Maksymilian z Zakopanego - nie wiedząc, że
wróci tu dopiero po 9 latach.
Spod Fudżijamy pod Giewont
Całe życie marzył o
misjach, o szerzeniu idei maryjnej w dalekim świecie. Sukces „Rycerza
Niepokalanej” w Polsce i rosnące zainteresowanie działalnością Kolbego ze strony
Stolicy Apostolskiej skierowały go w efekcie aż do dalekiej Japonii, gdzie w
Nagasaki założył japoński Niepokalanów - Mugenzai no Sono. Kilkuletnia praca nad
organizowaniem klasztoru misyjno-wydawniczego i redagowanie - po japońsku —
„Rycerza” („Seibo No Kishi”) były, zdało się, ponad jego wątłe siły. Wychudł,
posiwiał, zapuścił długą brodę, w której przemykało coraz więcej siwych pasemek.
Powtarzające się nawroty gruźlicy - krwotoki, uporczywy kaszel, długotrwałe
stany podgorączkowe - osłabiały go coraz bardziej. Kilkakrotnie stan Ojca
Maksymiliana był krytyczny - polscy i japońscy współbracia spodziewali się już
najgorszego.
Przyszedł maj 1936 r. Zbliżał się termin kapituły prowincjonalnej Franciszkanów
w Polsce, w którym to zgromadzaniu O. Kolbe miał obowiązek brać udział. Widząc
wyniszczenie jego organizmu, przełożeni polecili mu pozostać już na stałe w
Polsce, powierzając jednocześnie obowiązki zwierzchnika klasztoru w
Niepokalanowie i kierownika wydawnictwa.
Przed przystąpieniem do nowych zajęć, na zalecenie prowincjała Franciszkanów,
Maksymilian Kolbe wyjechał na odpoczynek do Zakopanego. Podobnie jak przed laty,
zamieszkał w domu zakonnym SS. Sercanek na Łukaszówkach. Przybył tu
3
sierpnia 1936 r. i tym razem zapewne nie poddawał się jakimś specjalnym zabiegom
lekarskim, Trzytygodniowy
pobyt był tym razem przeznaczony przede wszystkim na wywczasy.
Wrócił do Niepokalanowa 26 sierpnia i od razu rzucił się w wir pracy
wydawniczej. Podczas pobytu O. Maksymiliana w Japonii powstały w Niepokalanowie
kolejne przedsięwzięcia prasowe — przede wszystkim „Mały Dziennik”, który już
wkrótce stał się gazetą o największym w Polsce nakładzie - 135 tys. egzemplarzy
w dni powszednie i 225 tys. w niedziele. Redaktorem naczelnym nowego pisma,
mającego wyraźny charakter nacjonalistyczny, był o. Marian Wójcik, ale
patronował mu Maksymilian Kolbe. Kilka innych tytułów, a wśród nich - dziecięcą,
młodzieżową i… międzynarodową (w jęz. łacińskim) wersję „Rycerza Niepokalanej”
drukowano w milionach egzemplarzy na najnowocześniejszych w kraju maszynach
rotacyjnych. Ubodzy i przestrzegający osobistego ubóstwa franciszkanie w
sprawach wydawniczych nie oszczędzali, dysponując świetnym parkiem maszynowym,
własną bocznicą kolejową, elektrownią, centralą telefoniczną i dalekopisową, ba!
zabiegając o utworzenie własnego lotniska, z którego samoloty, pilotowane przez
dwóch specjalnie przeszkolonych braci, mogłyby szybko dostarczyć wydrukowany
nakład „Dziennika” do większych miast Polski. Bezskutecznie starał się też Kolbe
o uzyskanie koncesji na prowadzenie ogólnopolskiej rozgłośni radiowej. Zamiast
tego zapisał się do Polskiego Związku Krótkofalowców i założył stację o znaku
SP3RN, nadającą po amatorsku na przełomie lat 1937/1938, docierającą do
odbiorców niemal w całym kraju. Sprawami wydawniczymi zajmowało się teraz już
kilka setek zakonników, a Niepokalanów, składający się niegdyś z kilka
baraczków, ustawionych w szczerym polu - przekształcił się w największy w Polsce
klasztor, otoczony przez spore miasteczko.
A
przedsiębiorstwem tym kierował jeden tylko człowiek, z wyniszczonym przez
chorobę i trudy życiowe organizmem.
We
wrześniu 1937 r. gruźlica przypuściła kolejny atak. I znów Maksymilian Kolbe
został wysłany do Zakopanego. Trzytygodniowy pobyt pod Giewontem (2-23 X 1937),
podczas którego mieszkał ponownie na Łukaszówkach, poświęcił na 8-dniowe
osobiste rekolekcje zakonne, na spacery, a nawet i dłuższe wycieczki - także
górskie. Uruchomiona przed przeszło rokiem kolej linowa na Kasprowy Wierch
umożliwiła mu też dotarcie na grań Tatr.
Był
już wtedy człowiekiem szeroko znanym. Setki tysięcy ludzi w Polsce i za granicą
czytywało jego artykuły, miliony słuchały go podczas nielicznych audycji w
centralnej rozgłośni Polskiego Radia.
Był
przełożonym największego w Polsce i najnowocześniej urządzonego koncernu
prasowego, skutecznie konkurującego nawet ze słynnym krakowskim IKC. Znano jego
dokonania w całym świecie katolickim, w Europie, Azji i Ameryce. A przecież
pozostał człowiekiem cichym, skromnym i, niestety, nadal chorym.
Pobyt
w Zakopanem przyniósł wszakże pewną poprawę zdrowia i samopoczucia, co pozwoliło
mu przetrwać następne lata w niezłej kondycji fizycznej.
A ta
potrzebna mu była bardzo - nie tylko bowiem borykać się musiał z codziennymi
obowiązkami redaktora i wydawcy, lecz także ze wzrastającą niechęcią ze strony
konkurentów prasowych i władz administracyjnych, patrzących coraz bardziej kosym
okiem na wielkie, a niepłacące podatków przedsiębiorstwo prasowe. W ostatniej
fazie swej działalności Maksymilian Kolbe walczył z rosnącymi długami i
nieprzychylnością ówczesnych władz polskich.
Miał
wszakże jeszcze tyle czasu i energii, by móc odwiedzić w Zakopanem chorego
przyjaciela O. Wanatowicza (16-17 maja 1938 r.). Sam wypoczywał pod Giewontem
jeszcze w rok później, spędzając w Zakopanem - zapewne u SS. Sercanek - cztery
tygodnia maja 1939.
Jego stan zdrowia
systematycznie się poprawiał. Gruźlica już nie przypuszczała „generalnych
ataków”, jedynie ogólne wyczerpanie, wynikające z wieloletniego przepracowania
podkopywało jego siły.
Spod Tatr do Auschwitz, z
celi śmierci na ołtarze
W 1939
r. O. Maksymilian Maria Kolbe wkroczył w 45
rok
życia. Do Zakopanego już nie miał wrócić. Wybuchła II wojna światowa.
Kurierska służba
Polski Podziemnej funkcjonowała niejako dwuetapowo: część kurierów dostarczała
ludzi, dokumenty i pieniądze z centralnej Polski na Podhale, skąd kurierzy
tatrzańscy dokonywali przerzutów na Węgry. Z powrotem odbywało się to podobnie,
w dwóch turach obsługiwanych zazwyczaj przez różne osoby. Zmniejszało to ryzyko
wpadki, ale oczywiście nie eliminowało go całkowicie. Jednym z kurierów na
trasie Warszawa – Podhale był sierżant Wojska Polskiego, zbiegły z niewoli
niemieckiej Franciszek Gajowniczek (1901-1995). 17 stycznia 1940 r. został
aresztowany przez gestapo w Poroninie w domu Orawców, był więziony w Zakopanem
przy ul. Nowotarskiej i w „Palace”, następnie w Tarnowie, skąd trafił do
Oświęcimia. W niektórych materiałach życiorysowych podaje się, że Gajowniczek
został aresztowany podczas ucieczki, w czasie próby przedarcia się przez Tatry
na Węgry, wydany przez słowacką wieśniaczkę. Wersję taką należy odrzucić, wobec
osobistego oświadczenia Franciszka Gajowniczka z 1987 r., opisującego przebieg
wydarzeń z 1940 r., opublikowanego w cennej książce
Poronin dawniej i dziś,
Poronin 2004.
Maksymilian Kolbe został po raz pierwszy aresztowany przez
Niemców po oficjalnym zawieszeniu działalności klasztoru w Niepokalanowie już 19
września 1939 r. Wypuszczony na wolność, zorganizował w dawnej siedzibie
wydawnictwa ośrodek pomocy dla ludności miejscowej, w tym – podobno – także dla
okolicznych Żydów. Aresztowano go ponownie 17 lutego 1941 r., więziono najpierw
na Pawiaku, a od 28 maja 1941 r. w Auschwitz.
W obozie poznali się podczas pracy przy robotach ziemnych.
Pod koniec lipca 1941 r. uciekł jeden z więźniów i Niemcy w ramach represji
wyznaczyli na śmierć głodową dziesięciu innych, wśród nich Gajowniczka. Wtedy to
Ojciec Maksymilian Kolbe wystąpił z szeregu i poprosił, by mógł umrzeć w zamian
za współwięźnia, żonatego i ojca dwóch synów. Zmarł 14 sierpnia 1941 w celi
głodowej, dobity zastrzykiem fenolu. Ciało spalono w krematorium.
Franciszek Gajowniczek w 1944 r. został przewieziony z
Auschwitz do obozu w Sachsenhausen, gdzie doczekał wyzwolenia przez Amerykanów.
Po wojnie mieszkał z żoną w Brzegu na Opolszczyźnie. W 1971 r. brał udział w
beatyfikacji o. Kolbe, dokonanej w Rzymie przez papieża Pawła VI. Zmarł w Brzegu
w wieku 94 lat. Jest pochowany wśród zmarłych współbraci zakonnych Maksymiliana
Kolbe w Niepokalanowie.
10 października 1982 r.
Maksymilian Maria Kolbe został kanonizowany przez papieża Jana Pawła II.
Jego
wizerunki znalazły się w kilku zakopiańskich świątyniach - najciekawszy może w
pięknym kościele OO. Bernardynów na Bystrem, gdzie sylwetkę oświęcimskiego
męczennika przedstawiła w witrażu Maria Veltuzen-Nagrobecka.
Na ogół jednak tak pod Giewontom, jak i w całej Polsce, wie
się o Maksymilianie Kolbom tylko to, że oddał życie za współwięźnia w
Oświęcimiu. A przecież na świętość „zarabiał” nie swoją śmiercią tylko, ale
całym swoim życiem. Niejaki udział w tym życiu miała i podtatrzańska stolica.
PS. Dziękuję serdecznie Bratu Innocentemu M. Wójcikowi z Klasztoru OO.
Franciszkanów w Niepokalanowie za udostępnienie fotografii i informacji.
Materiały życiorysowe wg książki O. Alberta Wojtczaka
Święty
Maksymilian M. Kolbe. Życie i działalność. Człowiek - idea,
Rzym 1982. Informacje o zakopiańskich kontekstach życia i działalności Ojca
Kolbe publikowałem po raz pierwszy w „Tygodniku Powszechnym” w 1984 r. Po latach
udało się uzupełnić wiedzę na ten temat i stąd też próba zapoznania z nią
Czytelników „Tygodnika Podhalańskiego”.