Maciej Pinkwart

Ostatni świadek

 

Henryk Jost (z prawej) i Witold Paryski, 1988W sobotę, 2 grudnia 2006, umarł Henryk Jost. To był dobry człowiek o wielkiej wiedzy, ostatni świadek historii Zakopanego z dawnych czasów, jedyny, do którego można było pójść z pytaniem kto był kim i gdzie było to czy owo. Urodzony w 1921 r., był współuczestniczącym świadkiem ostatnich lat międzywojennych, obserwatorem życia Zakopanego w czasie okupacji niemieckiej, aktywnym członkiem ruchu oporu - z tej prawdziwej AK, która walczyła z hitlerowcami i ich kolaborantami, ze słynnego zakopiańskiego plutonu "Żuraw", historykiem techniki i historykiem Zakopanego. Znaliśmy się dobrze, długo i blisko, mimo różnicy wieku łączyło nas ogromnie dużo. Bywaliśmy u Państwa Jostów - gdy mieszkaliśmy w Zakopanem na Orkana, dosłownie o kilka kroków od nich - bardzo często. I po wiedzę, i po radę, i po prostu - by pobyć chwilę w kulturalnym i ciekawym towarzystwie. Kiedyś spędziliśmy u nich Sylwestra - szczerze zafascynowani niezwykle miłą i sympatyczną rodzinną atmosferą, jaka tam, w willi "Hanka", panowała. Pan Henryk, odkąd go pamiętam, chorował, cierpiał na liczne dolegliwości, słabo chodził, wsparty na wymyślnej laseczce, którą nazywał przylaszczką.. Ale bywał często na koncertach w Atmie, był członkiem Towarzystwa Muzycznego im. Szymanowskiego, miał wielką płytotekę i doskonałą w swoim czasie aparaturę. To od niego pożyczałem nagrania Academy Saint Martin in The Fields z Nevillem Marrinerem, w czasach, gdy w Polsce był to rarytas ogromny. Jemu zawdzięczam znaczną część swojej wiedzy o Zakopanem. Dedykowaliśmy mu (i Paryskim) z Lidką nasz „Przewodnik Historyczny”. Był moim nauczycielem. Ale darzył nas także swoją przyjaźnią, pamiętam go z imienin domowych i z chrzcin naszej córki Asi, z wielu plotek na tematy zakopiańskie i z dysput o książkach i artykułach. Trudno wszystko zliczyć, bo to była bliska znajomość przez prawie 20 lat...

Od wyprowadzenia się do Nowego Targu nie widywaliśmy się. Kiedyś na Krupówkach spotkałem jego córkę, Marylkę, umawialiśmy się na spotkanie w willi "Hanka". Nie poszedłem, zajęty pisaniem przewodnika po Paryżu. Paryż, psiakrew, mógł poczekać.

*

(Tekst laudacji wygłoszony przez Macieja Pinkwarta z okazji przyznania Henrykowi Jostowi członkostwa honorowego Towarzystwa Muzeum Tatrzańskiego w 1996 r.)

 

Wielce Szanowny Panie Prezesie! Szanowne Panie i Panowie członkowie Zarządu Towarzystwa! Drodzy Państwo!

Proszę pozwolić mi na stwierdzenie, że do wygłoszenia niniejszego adresu przystępuję niejako z uczuciami dziwnie przeciwstawnymi. Po pierwsze – z szacunkiem, należnym nauczycielowi ze strony ucznia. Po wtóre – z niejaką, przepraszam, poufałością, dozwoloną wobec blisko znanego sąsiada, do którego nieraz pozwalamy sobie przyjść w kapciach, choć z ważnymi sprawami. Ileż to razy właśnie my wszyscy, znający pana doktora Henryka Josta, wpadaliśmy doń niejako w kapciach, mimochodem, choć prosiliśmy, by pomagał nam rozwikływać najtrudniejsze zakopiańskie zagadki historyczne czy techniczne! Ileż raz ja sam, nagabywany przez dziennikarzy, filmowców czy inne plagi, pojawiające się pod Giewontem, nie mogąc udzielić wystarczającej, czy choćby tylko trochę kompetentnej odpowiedzi, odsyłałem ich do biednego Pana Henryka, zapewniając, że gdzie jak gdzie, ale w willi „Hanka” uzyskają wszystko, czego chcą się dowiedzieć. A jeśli tam się tego nie dowiedzą, to mogą z czystym spokojem jechać do domu, bo odpowiedź na ich pytanie po prostu nie istnieje. W ogólnym przeświadczeniu osób zajmujących się zawodowo Zakopanem, pan doktor Henryk Jost o Zakopanem wie wszystko, a nawet jeszcze więcej. Jeżeli czegoś nie wie, to albo zarzucił gdzieś notatki, albo nie może ich odczytać z powodu mikroskopijności literek. Wiedzę tę pan dr Henryk Jost gromadził i z własnej skrupulatności i z tradycji rodzinnej. Jest bowiem zakopiańczykiem z urodzenia, synem znanego na Podhalu drogomistrza Alojzego Josta, który od 1905 roku mieszkał najpierw w Nowym Targu, a w 1913 roku wybudował willę „Hanka”, rodowe gniazdo pana Henryka. Polowac, znawca góralszczyzny, piszący pięknym językiem w zakopiańskiej prasie, dał początek tej drodze, którą później podążał nasz dzisiejszy beneficjant. Nie mniej, a może nawet bardziej znaną w Zakopanem osobą była matka pana Henryka, Matylda Jostowa, nauczycielka z tych, które uważały za swój obowiązek być najlepszym wzorem dla uczniów i dla rodziny. Pasje historyczne i historiograficzne właśnie stamtąd się zapewne wzięły.

Pana doktora Henryka Josta poznałem najpierw z książek, a właściwie z jednej książki – o dziejach górnictwa i hutnictwa tatrzańskiego. Przyznać trzeba, że to jego tematyka ulubiona i najczęściej eksploatowana, choć po prawdzie zajmował się wszystkim, co tylko człowiek wymyślił, żeby zaprząc na swoje usługi przyrodę Tatr i Podhala. Ów gwałt na przyrodzie badał pan Henryk od czasów swoich studiów na (o, horrendum!) - Politechnice Gdańskiej. Dlaczego odjechał tak daleko od swego rodzinnego Zakopanego? Może by zyskać odpowiedni dystans do spraw, którego go zajmowały? Może z tak zwanych przyczyn osobistych?

Ale wcześniej była okupacja. Jako młodzian ledwie maturyzowany w 1939 roku, wyjechał był – jako warszawiak nie mogę o tym nie wspomnieć – do stolicy i tam brał udział w obronie Warszawy, a potem wrócił pod Giewont i porzucił strony rodzinne dopiero dla studiów. Doktoryzował się z historii techniki, o czym wszyscy tu obecnie wiedzą, boć przecież większość z nas do dziś bezecnie korzysta z Jego wspaniałego dorobku. Choć wiedza to może nieco ezoteryczna i mocno hermetyczna – zawsze podziwiałem precyzję badań Doktora Josta nad – powiedzmy – młynami podhalańskimi. Przyznam się, że oglądając w jego gościnnym domu kolejne publikacje w – na przykład – zagranicznych wydawnictwach mulinologicznych, nieskromnie stwierdzałem w duchu, że jedyny młyn, który mnie na przykład tak naprawdę w życiu zainteresował, to był „Moulin Rouge”...

Żeby nie doktor Henryk Jost, zapewne dla wielu z nas byłyby zupełnie obce sprawy wspaniałej przeszłości zakopiańskich Kuźnic, nie poruszałyby naszej wyobraźni obrazy dudniących młotów nad młynówkami, nie oglądalibyśmy lekko rubensowskich kształtów Klementyny Homolacsowej i nie podążalibyśmy ledwie widocznymi ścieżkami tatrzańskich uhlarzy zbrojni w wyszperaną przez Pana Henryka w kórnickich archiwach wiedzę o wydajności energetycznej pni jodeł, świerków i modrzewi.

Ale tak naprawdę, poznaliśmy się na marginesie moich zainteresowań muzycznych. W okresie tworzenia Towarzystwa Muzycznego imienia Szymanowskiego ktoś polecił mi skontaktować się z Panem Henrykiem Jostem, jako największym zakopiańskim melomanem i kolekcjonerem płyt. Poznaliśmy się od tej strony ­–  i muszę powiedzieć, że Jego kolekcja, jak i zakres zainteresowań, a niemniej wiedza w tym zakresie była ogromna. I zaraz potem spotykaliśmy się coraz częściej. Na koncertach i na zebraniach. W Towarzystwie Przyjaciół Nauk i na posiadach w Związku Podhalan. Pan Henryk równie pięknie potrafił mówić o trudnych technicznych sprawach, jak słuchać o kwestiach czysto humanistycznych. Jego wypowiedzi, zazwyczaj zabarwione solą attycką autoironii i dystansu do otoczenia jednały mu słuchaczy i wielbicieli. Będąc wątłej kompleksji, pan Henryk często bywał i jest zapytywany przez przyjaciół o stan zdrowia. Do klasyki zakopiańskiej weszła jego odpowiedź: – Nie ma się czym chwalić, ale nie utyskujmy. Dostałem bardzo dobrą nitroglicerynę...

Jest pan Henryk autorem nie tylko nieopisanej wprost liczby publikacji o młynach, foluszach, mielerzach, wielkich i małych piecach oraz tartakach, kronikarzem czasów okupacji niemieckiej i znawcą ludowej kultury Podhala, lecz także jest twórcą trzech wspaniałych córek, wykształconych akademicko i muzycznie, z których żadna nie pozostała w Zakopanem, co napawa mnie smutkiem, ale dowodzi przekazanego w genach zdrowego rozsądku.

Poznaliśmy się bliżej, gdy panny już dawno poszły z domu, a przybywały do willi „Hanka” na wakacje z mężami i coraz liczniejszą progeniturą. Widok poważnego naukowca, wielbiciela Mozarta i znawcy gatunków tatrzańskiej rudy jednak wcale nie kontrastował z wyłaniającym się z każdego kąta tabunem pacholąt. Jako że córki pana Josta, nadrabiając zaległości poprzedniego pokolenia, przysparzały światu przeważnie chłopców. I na to wszystko również nasz dzisiejszy beneficjant nie utyskiwał, znosząc trudy bycia dziadkiem ze stoickim spokojem, a nawet, poniekąd, z zadowoleniem.

Dług wdzięczności nie do spłacenia zaciągnąłem u doktora Josta – a właściwie u państwa Jostów – w latach 80-tych, kiedy to przygotowywaliśmy z żoną do druku publikację Zakopane - przewodnik historyczny. Pan Henryk, wspólnie zresztą z panem Witoldem Paryskim patronował temu przedsięwzięciu, zachęcał i pomagał. Pomoc ta była niezwykle konkretna. Większość informacji, zawartych w naszej publikacji na temat Zakopanego z lat poprzedzających II wojnę, z czasów okupacji i lat bezpośrednio powojennych została nam przekazana w czasie trwających blisko dwa lata pogwarek, odbywanych dwa razy w tygodniu w gościnnym domu państwa Jostów. Wychodziliśmy stamtąd z plikami notatek, opici herbatą i zalani potopem informacji, niezwykle szczegółowych, z których trzeba było jedynie wyłowić te, które współczesny czytelnik będzie w stanie strawić. A powyżej szynku u Papieża, gdzie dziś Hotel Gazda, niejaka Dwojra Reck miała stragan z warzywami... Pamiętam to do dziś.

To były setki godzin, dziesiątki litrów herbaty, nieopisane wprost ilości konfitur i ciasta pani Ani. To były spotkania ze wspaniałymi ludźmi – życzliwymi i cierpliwymi, którzy mają równie wielki umysł jak serce, co spotyka się dziś już równie rzadko jak kobietę z brodą lub polityka z poczuciem humoru. Z cech tych, oczywiście, korzystaliśmy nie tylko my – w pokojach willi „Hanka” mijaliśmy się z naukowcami i filmowcami, działaczami rozmaitych stowarzyszeń i odchodzącymi już w przeszłość współtwórcami zakopiańskiej historii. Wszyscy odwoływali się do niezwykłej pamięci pana Josta, do jego wiedzy, a niemniej – domowych kolekcji i obszernej biblioteki. Ja jeszcze do fonoteki, co było dla mnie równie ważne. Słowem – spełniał i spełnia pan Henryk Jost rolę prywatnej filii Muzeum Tatrzańskiego, jako placówki tak kulturalnej, jak i naukowej, wreszcie last but not least  – towarzyskiej. Stąd nadanie Mu członkostwa honorowego Towarzystwa Muzeum Tatrzańskiego jest ze wszech miast zasłużone.

Szanowny Panie Doktorze!

Szanowny Panie Prezesie, Szanowni Państwo! Proszę o wręczenie dyplomu członka honorowego Towarzystwa Muzeum Tatrzańskiego panu doktorowi Henrykowi Jostowi.

 

Zakopane, 6 lipca 1996

 

Nota biograficzna z encyklopedii „Zakopane od A od Z” Macieja Pinkwarta

 

JOST HENRYK (* 21 VIII 1921, Zakopane, † 2 XII 2006, tamże), inż. mechanik, historyk techniki podhalańskiej. Syn Henryka Alojzego i Matyldy.  W 1939 zdał maturę w zakopiańskim gimnazjum "Liliana". W czasie kampanii wrześniowej brał udział w obronie Warszawy, a następnie w Zakopanem pracował w elektrowni miejs­kiej w charakterze praktykanta. Od 1941 pracował w Urzędzie Budowlanym. Działał w konspiracji i był żołnierzem Plutonu AK "Żuraw". Studiował najpierw w zakopiańskiej ekspozyturze Politechniki Warszawskiej (1944), a w l. 1945-50 na Politechnice Gdańskiej na wydz. mechanicznym (dyplom 1951).

 W czasie studiów był asystentem na Politechnice Gdańskiej, a po powrocie do Zakopanego pracował w "Miastoprojekcie - Kraków" (pracownia w Poroninie, następnie w Zakopanem). Potem został zatrudniony w Krakowskim Biurze Projektów Budownictwa Przemysłowego (pracownia w Zakopanem) jako starszy projektant instalacji sanitarnych. Od 1964 aż do przejścia na emeryturę w 1971 pracował w "Balneoprojekcie".

 W 1953 w "Wiadomościach Hutniczych" opublikował pierwszy artykuł o zakopiańskich Kuźnicach. Od tego czasu ogłosił przeszło 180 prac naukowych z dziedziny historii techniki i kultury materialnej Podhala.

 W 1973 w Instytucie Hist. Nauki, Oświaty i Techniki PAN obronił pracę doktorską pt. "Mechanika i energetyka ludowa na Podhalu".

 Był działaczem wielu zakopiańskich organizacji i stowarzyszeń, m.in. tutejszego koła ZBoWiD, zakopiańskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Historycznego, Podhalańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, Polskiego Towarzystwa Ludoznawczego. Zajmował się także fotografią dokumentalną i był autorem kilku wystaw z tej dziedziny. W 1994 otrzymał literacką nagrodę Zakopanego

 Ważniejsze publikacje: O górnictwie i hutnictwie w Tatrach Pols­kich (1962), O zakopiańskich papierniach i papiernictwie w Tatrach ("Wierchy" 1967), Katalog Zabytków Budownictwa Przemysło­wego w Polsce, t. III, z.3 (1969), Ludowe urządzenia energetyczne i mechaniczne o napędzie wodnym na Podhalu (1978), O ludowych technikach i konstruktorach na Podhalu ("Kwartalnik Historii Kultury Materialnej", 1981), O ekspozyturze Politechniki Warszawskiej w Zakopanem ("Kwartalnik Historii Nauki i Techniki", 1984), Kuźnice zakopiańskie (1985, 1993), O kąpielach żużlowych i początkach wodolecznictwa w Zakopanem ("Podhalanka", nr 1 (9), 1984), O pierwszym młynie w Zakopanem, ("Rocznik Podh.", 1985), Słownik gwarowych wyrazów technicznych z terenu Podtatrza (1987), Zakopane czasu okupacji (1989, 2001), Dzieje górnictwa i hutnictwa w Tatrach Polskich, 2004.