Zawarte tu teksty mogą być wykorzystywane jedynie za zgodą właściciela strony!

© Copyright by Maciej Pinkwart

Co słychać?

24 września 2017

 

Pogoda. W sumie leje cały czas, z niewielkimi przerwami, w górach spadł śnieg i niedwuznacznie pogoda nam przypomina, że znów mamy jesień. Podobno pod koniec miesiąca ma być ładnie, a w październiku przyjdzie zima. W międzyczasie trzeba zmienić opony i czas na zimowe. Z tym czasem to znów słychać, że po co to nam, albo że to spore oszczędności, ale i tak i tak faktów się nie da zmienić. Lato minęło, i żal. A na Kasprowym już temperatura polityczna - poniżej zera.

 

Wesołe jest... Niedawno zachwyciła mnie wiadomość o tym, że w Warszawie niegroźną stłuczkę spowodował kierowca mający 104 lata. Panu i jego ofierze nic się nie stało, samochód tylko zadrapany, policja przyjechała, wzięła prawko i złapała się za głowę, trzy razy sprawdzając datę urodzenia. Oczywiście, może to być potwór z Loch Ness, chociaż nie sezon, a zresztą i potworów, i sensacji wokół mamy tyle, że raczej nie ma potrzeby wymyślania michałków. Możliwe jest także i to, że dowód wypełniał urzędnik nie zwracający uwagi na swój organ piszący. Tak czy inaczej - mnie to się bardzo podoba, ten 104-letni kolizkant, bo póty naszego w życiu, póty jeszcze mamy za co dostać mandat i potrafimy złamać prawo, a nie tylko staw biodrowy. A pan mandatu nie dostał, tylko pouczenie. Ukłonił się, przeprosił i pojechał dalej...

 

Kaloryfery grzeją i to jest ta lepsza strona sezonu. Co prawda, jeszcze nie koniecznie na full, ale w każdym razie jest to jakaś pocieszka. Liście czerwienieją, gdzie indziej żółkną, a naukowcy jak co roku spierają się, jak i po co to drzewa robią, z tymi liśćmi. W pewnym naukowym czasopiśmie przeczytałem parę dni temu, że dzieje się to dlatego, że te różne kolory są przyjmowane przez drzewa dlatego, żeby odstraszyć szkodniki, które by w innym wypadku wlazły na te liście i złożyły w nich jaja, a gąsienice by potem wrąbały pół drzewa. Wszystko fajnie, tylko primo: dlaczego drzewa mają różne kolory, czy ta gawiedź boi się co roku innego? Po drugie - po co się fatygować z kolorowaniem liści, jeśli one za tydzień - dwa i tak spadną. No i jakie chrobocki by sobie uwiły tam siedlisko, jeśli by nie doczekały nawet końca jesieni?

 

Ostatni czas w rozjazdach i nie było kiedy pisać. W minioną środę mieliśmy w Katowicach sympatyczne spotkanie w Bibliotece Śląskiej na temat Sienkiewicza. Jak zwykle kompetentna załoga i mili ludzie. Jak się rozeszło, że mamy awarię samochodu, parę osób spontanicznie oferowało nam nocleg, ale my musieliśmy wrócić, bo pies został sam w domu. Więc zaprzyjaźnieni czytelnicy poczekali z nami do momentu aż przyjechała laweta z assistance, miły i kompetentny pan Konrad  błyskawicznie załadował na jej zadek naszą toyotkę, która dostała gruźlicy hamulców, my wsiedliśmy do kabiny kierowcy i luksusowo wróciliśmy do Nowego Targu. A pani z Biblioteki do końca upewniała się, czy wszystko jest OK i czy na pewno nie skorzystamy z pokoi gościnnych. Wieczorem zaś jeszcze dzwoniła do Renaty, czyśmy szczęśliwie dojechali.

Nazajutrz wymienili nam klocki i tarcze z przodu i jest znów OK. Potem liczne jazdy po okolicy, no i tak dotrwałem do niedzieli.

 

W piątek miałem pierwsze w tym roku szkolnym zajęcia i to w zreformowanej szkole. U mnie na razie nic się nie zmienia - zajęcia z Wiedzy o Regionie i z Literatury, tylko rozkład materiały w klasie siódmej jest inny, bo trzyletni program trzeba zmieścić w dwa lata. Wyjątkowe powodzenie ma w tej klasie literatura: połowa uczniów poszła na mój fakultet, a jeszcze jedna z pań z muzyki chce nadprogramowo się literatować.

 

W swoich starych wycinkach prasowych znalazłem notatkę, która z uwagi na dzisiejszy porządek prawny (ustawa o ochronie danych osobowych) nie mogłaby się ukazać, oto ona:

 

 

 

("Gazeta Krakowska" nr 210 z 9 września z 1994 r.)

 

Mamy jeszcze wciąż ten sam rząd i niestety to samo społeczeństwo. Z tym, że rząd można zmienić, choć nie jest to łatwe, o czym przekonują się członkowie tego rządu i pan prezydent, którego ostatnio odtylcowo podgryzają towarzysze i wspólnicy w dziele niszczenia kraju. Przedstawiciele elity rządzącej poświęcają teraz mniej czasu na psucie tego, co jeszcze nie jest zepsute, bo próbują się wzajemnie złapać za drugorzędne cechy płciowe, robiąc to ręcznie, w rękawiczkach, albo sposobem Kapitana Hooka. Kiedyś masochistycznie lubiłem powtarzać, jakimi to wyzwiskami zostało ostatnio obrzucone społeczeństwo nieodpowiedniego sortu, ale kiedy tylko trochę zakamuflowane wyzwiska latają na szczytach władzy, a jedni drugim posyłają zdechłe ryby w gazecie i przedkładają propozycje nie do odrzucenia - już mnie to nie bawi, bo nastąpiła inflacja chamstwa tak okropna, że już się na nie nie zwraca uwagi. Fuj! Fuj za fujem i fujem pogania... A liście i tak żółkną, czerwienieją i spadają. Spadną i oni, trzeba tylko poczekać.