Zawarte tu teksty mogą być wykorzystywane jedynie za zgodą właściciela strony!

© Copyright by Maciej Pinkwart

Co słychać?

10 czerwca 2017

 

Zapowiedź wakacji. Cały tydzień ciepły, niekiedy upalny, ale i burzowy. Choć u nas spora różnica między dniem, a nocą: kilkanaście stopni. Już niebawem ten gradient będzie na pewno mniejszy....

Niedziela z chmurami, ale ciepła - pojechaliśmy do Orawic, na wody, jak mawiają licznie tam przybywający Ślązacy. Mimo tego, że słońce tylko prześwitywało przez chmury - strzaskało nas solidnie. Tłok, o dziwo, mniejszy niż zwykle - mimo Zielonych Świątek. Późnym popołudniem rajd po Spiszu: najpierw oglądanie jakiegoś domu w Łapszach Niżnych (co oczywiście przypomniało mi Frydman), potem wizyta w Kacwinie. Ależ tam jest uroczo, pod względem i ludzkim, i krajobrazowym. Niestety, wygoniła nas stamtąd potężna burza, która między pagórkami Spiskiem Pienin była szczególnie majestatyczna. Błyskało, grzmiało, pioruny waliły po grapach, lało jak z cebra. A po dojeździe do Nowego Targu - cisza.

 

Reportaż z KC PiS zamieścił ostatni "Newsweek". Sam opis siedziby partii przy Nowogrodzkiej jest ciekawy, ale rewelacyjne są informacje o życiu i obyczajach naczelnego wodza. Jeśli choć część z tego jest prawdą - to ja panu Kaczyńskiemu ogromnie współczuję: nie tylko tego jakim jest, ale tego w jakich musiał dorastać i bytować warunkach, że stał się taki, jaki jest. "Najważniejsi ludzie w codziennym życiu prezesa PiS to dwaj asystenci-kierowcy Jacek Cieślikowski i Jacek Rudziński, pani Basia, pracownik sekretariatu Radosław Fogiel i działaczka PiS Janina Goss. (...) Jarosław Kaczyński żyje pod kloszem. Chodzą za niego do sklepu, zamawiają mu garnitury, kupują karmę dla kota i przynoszą wydruki z internetu. Wożą go w gości oraz na groby mamy i brata. Wiążą mu krawaty, czyszczą marynarki z paprochów i dostarczają wypłatę. Bo nawet jeśli Jarosław Kaczyński ma konto, to z niego nie korzysta. Sejmową pensję odbiera w kasie. – Może to robić sam albo przez jednego z Jacków, który przywozi mu kopertę z pieniędzmi. Prezes oczywiście ma portfel, ale kilka lat temu widziałem, jak wyciągnął z marynarki kopertę, a z niej banknot. (...) Kilka lat temu, udając się z wizytą do Wielkiej Brytanii, prezes poważnie trapił się kosztami noclegu w Londynie: „Przecież hotel musi tam kosztować z tysiąc funtów!”. Innym razem, rozmawiając przez telefon ze znajomym politykiem, będącym akurat w Dominikanie, nie mógł wyjść ze zdumienia: – Jak to jest pan w dżungli? Przecież rozmawiamy przez telefon. Człowiek z PiS: – Oczywiście miał świadomość istnienia roamingu, wiedział, że można dzwonić do siebie, będąc w Europie. Ale na drugiej półkuli? To przekraczało jego wyobrażenie. (...) Od strony ulicy Nowogrodzkiej od świata oddzielają go cztery śluzy – portier na parterze, wideofon na piętrze, ochroniarz za drzwiami i pani Basia w sekretariacie. W klatce od podwórza jest drugi wideofon i krata zamykana na kłódkę, a w pokoju koło księgowości dwóch kolejnych ochroniarzy. Dzień pracy zaczyna się od przejrzenia prasy (na wnikliwą lekturę czas będzie w domu, w nocy) i szklanki herbaty. „Kawy nie piję – wyznał przed laty prezes w tygodniku „Wprost”. – To niedobry napój, wstrętny. Piję herbatę. Ci, co nie piją, nie wiedzą, co to szczęście. Dobra herbata była według starożytnych nektarem”. Jego szczęście to zwykła ekspresowa, w papierowej torebce. Kiedyś słodził ją pięcioma łyżeczkami, mieszał w odwrotnym kierunku i na końcu wybierał ulepek pozostały na dnie. Dziś musi uważać na cukier, więc pije gorzką. Dziennie siedem-osiem szklanek. (...) Posiłek przynosi portier lub któryś z Jacków z Błękitnego Barku znajdującego się w sąsiednim biurowcu. (...) Botwinka za 4,50, pomidorowa i żurek po 4 złote. Kotlet nadziewany fetą i warzywami, filet drobiowy z mozzarellą – 14. I jeden z przysmaków prezesa: schabowy z ziemniakami i surówką za 15 zł. O tym, co będzie jadł prezes, decyduje pani Basia. (...)  Na czas obiadu Kaczyński zamyka się w ślepej kuchni, nie wolno mu wtedy przeszkadzać. Je w samotności, prosto ze styropianowego pudełka. (...) biurko z komputerem. Ale nawet jeśli Kaczyński umie go włączyć (co wcale nie jest pewne), to nigdy tego nie robi. Kiedyś sprzątaczka niechcący wyłączyła go z kontaktu i komputer długo stał bez prądu; zauważono to przez przypadek. To, że komputer stoi nieużywany, nie znaczy, że prezes nie korzysta z internetu. Korzysta na wydrukach. Materiały najczęściej przygotowuje mu 35-letni pracownik sekretariatu Radosław Fogiel. (...) Naprzeciw, pod drugą ścianą, komoda z telewizorem i DVD. Prezes umie go uruchomić, ale jeśli trzeba przełączyć na satelitę, potrzebuje pomocy. Naprzeciw okna stoi szafa, w której prezes trzyma piwo, wino Kadarkę i sprezentowane nalewki. Przy wyjątkowych okazjach częstuje nimi gości. Kiedyś robił to częściej, ale gdy mama zachorowała, złożył na Jasnej Górze śluby, że nie będzie pić mocnego alkoholu. Po piwo i wino sięga z rzadka. Obok szafy znajduje się toaleta z prysznicem. W środku stoją perfumy, dezodorant, szampon przeciwłupieżowy, zapasowy garnitur, kilka koszul. Wszystko kupione przez partię lub podarowane przez działaczy. (...) Kolejnego krawca, tym razem już poważniejszego i w słusznym wieku, ściągnął były rzecznik Adam Hofman. Kaczyński pozwolił mu się zmierzyć i uszyć kilka garniturów. – Prezes nosi je do dziś. Tylko skarbnik miał później kłopot, jak to zaksięgować, żeby nie było skandalu, że partia kupuje szefowi ubrania – opowiada człowiek z Nowogrodzkiej. – Buty, skarpety i czasem koszule kupuje Jarosławowi Janina Goss, działaczka i przyjaciółka domu. (...) W kuchni jest zmywarka, ale nigdy z niej nie korzysta. Zmywa pod bieżącą wodą i odkłada szklanki na suszarkę. Gdy jest wcześnie, daje któremuś z Jacków kartkę z listą zakupów. Dopiero po nich jest zabierany do domu."

Przywożą do do biura koło 11-tej, dwoma pełnymi ochroniarzy skodami, wjeżdżającymi od tyłu na wewnętrzny dziedziniec. Potem przez cały dzień ma spotkania ze swoimi współpracownikami. Jeśli jedzie w teren, to też w szczelnym kordonie ochrony i swojaków. Do domu go odwożą czasem wieczorem, czasem o 2 w nocy. Pisze tylko długopisem na kartkach papieru. Tylko jedna osoba w biurze potrafi go odczytać. Czasem zazdrości innym - jak np. Andrzejowi Olechowskiemu - wzrostu i wyglądu. Kobiet się boi, choć jest niby szarmancki, bo całuje je w rękę, mało tej ręki nie wyrywając ze stawów, bo nie wie, że do całowania ręki trzeba się pochylić. Mężczyznom nie ufa. Kotka ma na imię Fiona, jak żona Shreka. Na stole stoi wazon z zasuszonymi roślinami, zimą choinka. Dyktator, czy Charlie Chaplin, grający dyktatora? Na pewno nie Sacha Cohen w jego "Dyktatorze" - jak by wyglądał mały Borat bez brody? Ale działanie tak, żeby Kazachstan rósł w siłę, a ludzie żyli dostatniej na pewno pozwoli mu przetrwać z pozorami siły i pozorami dostatku do przesilenia biologicznego. Na pewno chce dobrze. Ale dla kogo i po co? Koszmar... To ma być życie?

Nocne jastrzębie. Niestety, nie będzie o nieodmiennie fascynującym mnie serialu sprzed lat Allo, allo (dlaczego mnie fascynuje - o tym innym razem). Mieszkające koło nas sowy uszatki (mama plus pięcioro potomstwa nieznanej płci) wpadają co wieczór w panikę, bo burmistrz Nowego Targu wynajął nasze miasto Antoniemu Macierewiczowi i wojskowe helikoptery ćwiczą nocne loty nad naszym osiedlem, strasząc przy okazji sowy. Mam nadzieję, że ekolodzy postawią pana Watychę i pana Macierewicza w stan oskarżenia za to, że frustrują ptaki chronione. Człowiek, choć to może i brzmi dumnie, nie ma żadnych praw ani do ochrony nocnego spokoju, ani do wypowiadania się na temat przestrzeni powietrznej nad swoim miastem. Spoko, w przyszłym roku są wybory samorządowe... Macierewicza można będzie usunąć dopiero w 2919 r., chyba że wcześniej w sprawę wda się służba zdrowia. Albo Naczelnik.

 

Czy w studiu był lekarz? W środę, 7 czerwca minister spraw wewnętrznych Mariusz Błaszczak powiedział w studiu radiowej "Jedynki", że jego działania są podważane przez totalną opozycję. Być może rozkaz idzie z góry, bo nieformalnym liderem opozycji jest Donald Tusk, którzy groził Polsce sankcjami za nieprzyjmowanie uchodźców - powiedział minister. I znów wypada mi powiedzieć: każdy sądzi według siebie: Błaszczak widać nie dopuszcza myśli, że działaniami jakichś partii, organizacji, czy zwykłych ludzi, może kierować dobra - czy zła - wola, własny rozum czy jego brak: wg niego zawsze musi być jakiś Prezes, który wydaje rozkazy. Taki też jest tytuł wiadomości na Onecie: "Opozycja dostaje rozkazy od Tuska". W tym samym wywiadzie minister twierdzi, że dzięki przyjętej przez PiS ustawie antyterrorystycznej (charakterystyczny komentarz: Przypomnę, jaki był wówczas jazgot totalnej opozycji. Ten jazgot to oczywiście socjotechnika, obliczona na kolejne zdezawuowanie poglądów i postępowania przeciwników PiS) wydalono już z Polski kilka osób. Błaszczak nie dodaje, że np. jego służby wydaliły m.in. Ameera Alkhawlany'ego, doktoranta Uniwersytetu Jagiellońskiego, przebywającego w Polsce jak najbardziej legalnie. Najpierw go aresztowano, a gdy sąd wydał orzeczenie, że zrobiono to bezprawnie - wywieziono w nieznanym kierunku, wsadzono w samolot i wywieziono do Iraku. Brawo, bis... Minister spraw wewnętrznych podzielił się też podejrzeniem, że ISIS zamierza zaatakować tegoroczny festiwal "Przystanek Woodstok" Jurka Owsiaka:  Ja bym tego nie lekceważył - powiedział Błaszczak. - W sprawie przystanku Woodstock policja już w ubiegłym roku negatywnie zaopiniowała całe przedsięwzięcie. W tym roku opinia też będzie negatywna. Sam organizator, bardzo wyraźnie związany z totalną opozycją, tkwi w przeświadczeniu, że wszystko będzie fajnie, "róbta co chceta". Dziennikarz PiS-owskiej "Jedynki" zapytał jednak także o sprawę śmierci Igora Stachowiaka na komisariacie we Wrocławiu - pewno po to, żeby pan Błaszczak mógł odmówić mantrę: Taki przypadek nie powinien mieć miejsca, ale kiedy wrócimy do czasów rządu PO, to widzimy, że takich przypadków było wiele. Ale wiecie co? Jestem pewien, że po tym wywiadzie uwielbienie dla PiS ze strony jego wyznawców jeszcze wzrosło. Zaczyna się robić duszno i zastanawiam się, kiedy min. Błaszczak każe deportować te 70 procent obywateli, którzy nie popierają jego formacji...

Aha, żeby nakreślić bliżej profil psychologiczny ministra, cytuję z Wirtualnej Polski: "Zasłużony dla Ochrony Przeciwpożarowej". Takie odznaczenie, decyzją szefa MSWiA Mariusza Błaszczaka otrzymał Mariusz Błaszczak. Ale Mariusz Błaszczak odmówił przyjęcia odznaki z rąk ministra Mariusza Błaszczaka. Szczegóły tutaj, bo sam ich nie dam rady wymienić: procesor mi się grzeje ze śmiechu...

Trzęsienie portek czy represja? Pewno jedno i drugie. Wiadomość ze środka tygodnia: Ministerstwo Finansów przesłało do regionalnych urzędów skarbowych i celno-skarbowych pismo przypominające o zakazie prenumerowania prasy lokalnej oraz pism „Polityka”, „Newsweek Polska”, „Wprost” i „Puls Biznesu”. Urzędnikom zwrócono też uwagę, żeby ograniczyli zamawianie „Dziennika Gazety Prawnej” i „Rzeczpospolitej”. A premier Beata Szydło oraz kilku innych polityków partii rządzącej zabanowali na Twitterze kilku dziennikarzy, krytycznych wobec rządu, uniemożliwiając im przeglądanie ich profili. Moim zdaniem, dziennikarze nic na tym nie stracili. Jaką to część ciała wystawia struś, chowając głowę w piasek?

 

Prezydent, premier i ministranci pojawili się 7 czerwca w kościele na zakopiańskich Krzeptówkach, by wziąć udział razem z całym Episkopatem polskim we mszy z okazji 100-lecia tzw. objawień fatimskich.

 

Więcej TUTAJ

Komentarz nr 1.

Władze publiczne w Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, zapewniając swobodę ich wyrażania w życiu publicznym. Stosunki między państwem a kościołami i innymi związkami wyznaniowymi są kształtowane na zasadach poszanowania ich autonomii oraz wzajemnej niezależności każdego w swoim zakresie, jak również współdziałania dla dobra człowieka i dobra wspólnego - Konstytucja RP, art. 25 pkt. 2 i 3.

Komentarz nr 2

Państwa muszą być świeckie, bo te wyznaniowe źle kończą - papież Franciszek, w wywiadzie dla dziennika "La Croix", 19 maja 2016.

Komentarz nr 3

Polska wstaje z kolan

 

 

Festiwal kłamstwa w TVN. Od środy w TVN pokazują dokumenty, z których wynika, że w sprawie śmierci Igora Stachowiaka tak policja, jak i kierownicy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych kłamali w żywe oczy. Pokazali też, jak podkomisja smoleńska, którą kierował Wacław "Caracal" Berczyński, okłamała wszystkich twierdząc, m.in., że naukowcy z Wojskowej Akademii Technicznej stwierdzili, iż tupolew nawet po utracie 6 metrów skrzydła spokojnie mógł odlecieć i na pewno z tego powodu na pewno by się nie odwrócił na plecy, podczas gdy z dokumentu, który dla Berczyńskiego opracowali naukowcy z WAT wynika, że właśnie musiał po oderwaniu części skrzydła przy tym kącie natarcia (piloci próbowali poderwać samolot) się obrócić. A więc film Berczyńskiego z efektownym wybuchem namiotu był kłamstwem i zmanipulowaniem dokumentów. A naukowcy, których tak wydudkano, że stworzyli teorii wybuchowej alibi, siedzieli cicho, tylko przez TVN puścili przeciek... Cóż, WAT podlega Macierewiczowi... Warto obejrzeć w TVN. A następna sprawa pojawiła się późno wieczorem. Okazało się, że sekcje ekshumowanych osób - pierwszych kilkunastu przed kilku laty wykazały bez wątpienia brak jakichkolwiek śladów eksplozji i typowe masakryczne urazy i poszatkowanie ciał. A zapytany o to, czy w ciałach obecnie ekshumowanych osób zawierały ślady materiałów wybuchowych prokurator Pasionek - po prostu nie odpowiedział, zaś kobieta prowadząca konferencję prasową dziennikarzowi zbyt dociekliwemu odebrała głos. Teraz już nie mówi się o zamachu, tylko o celowym działaniu poprzedniego rządu, które doprowadziło do tego, że w trumnach były fragmenty ciał innych osób, że chowano ich w workach foliowych, a dostarczone przez rodziny ubrania leżały po prostu na tych workach. Tusk i Kopacz to zrobili? Może ktoś by sobie uświadomił, że w momencie zderzenia z ziemią przez wnętrze samolotu przeleciał wyrwany silnik, kasując po drodze wszystko, co spotkał. Wyobraźcie sobie ubieranie w garnitur efektów działania maszynki do mięsa... Sorry... Jednego tylko nie da się zrozumieć: Lech Kaczyński został zidentyfikowany przez brata, który był przy wkładaniu go do trumny. Po czym już w Polsce przełożono go do innej trumny, potem znów go ekshumowano - a teraz się okazało, że w jego trumnie - już tej drugiej, polskiej, znalazła się jakaś część ciała innej osoby. Kto podrzucił? Fuj, niedobrze się robi.

 

Precz z Napoleonem! W Polsce podobno trwa kampania na rzecz usunięcia z polskiego hymnu frazy dał nam przykład Bonaparte jak zwyciężać mamy. Dlaczego? No bo to parszywy Francuz, bo przegrał z Rosjanami i uciekł spod Moskwy, bo wysłał na śmierć setki Polaków, a potem został internowany na wyspie świętej Heleny. Polscy prawicowi patrioci proponują frazę tę zastąpić słowami dał nam przykład król Sobieski, no bo pobił muzułmanów. Myślę, że to niedobry kandydat, bo jak może nam dawać przykład facet, który pisał tak obsceniczne listy do swojej prywatnej Francuzki, w dodatku podniecał się pod jej nieobecność przy pomocy pierścionka z włosów ukochanej, bynajmniej nie pochodzącego z głowy Marysieńki. Dobrze by było więc od razu zapisać w Konstytucji, że dał nam przykład Lech Kaczyński, jak zwyciężać mamy.

Komentarz Andrzeja Mleczki:

 

 

 

Nalot na Witów kilka dni temu zrobili policja i komandosi, atakując przy pomocy kilku helikopterów i dwóch busów plantację marihuany, jaką tam wykryto. Wieś została sparaliżowana, krowy nie mogły iść na pastwisko, krzaczki i ich właściciele zostali zaaresztowani, a jeden z policjantów zgubił dwa granaty hukowe, które prawdopodobnie nad miejscowością Ciche wypadły mu z helikoptera, Cóż... W 1966 r. nad hiszpańską miejscowością Palomares Amerykanie zgubili 4 bomby wodorowe. Trzy spadły na lądzie, na szczęście nie wybuchły, tylko ociupinkę napromieniowały plantację pomidorów, czwarta wpadła do Morza Śródziemnego. Wydobyto ją po 80 dniach. Jak widać, mamy coś wspólnego z Amerykanami: rozmach w tępieniu narkotyków (u nas marihuany), bezwzględność działania policji i wojska (u nas zablokowano cały Witów) i umiejętność gubienia broni (u nas granatów hukowych). Aha, w czasie akcji zatrzymano trzech Wietnamczyków i dwóch Polaków. Wietnam w Ameryce źle się kojarzy, Polska trochę lepiej. Teraz całe Podhale szuka granatów, żeby je rzucić w sąsiada.

 

W piątek, 9 czerwca, miałem ostatni w tym roku szkolnym wyjazd do POSA, na warsztaty literackie. Bardzo było miło. Ponieważ stopnie wystawione były w zeszłym tygodniu, więc nie przyszedł nikt z uczniów. Jedna z klas była na wycieczce, o czym mnie nikt nie poinformował. Pozostałe olały zajęcia równo - czemu się zresztą zupełnie nie dziwię, zrobiłbym to samo, gdyby mi nie płacili z obecność. Nie było też nikogo z dyrekcji i prawie nikogo z nauczycieli - więc nawet nie było komu powiedzieć "do widzenia", a może "żegnajcie", jeszcze nie wiem. Ale za to wieczorem był "truskawkowy księżyc" - najpiękniejsza pełnia tego lata. A truskawkowy nie dlatego, że różowy (poniżej pokazany satelita jest różowy z powodu fotografowania przez kieliszek australijskiego shirazu Carpentarria, mniam!), tylko dlatego, że pełnia wypada w środku sezonu na truskawki. Pod księżycem pięknie był widoczny Saturn, ale mój aparat nie umiał go sfotografować... Od niedzieli będzie sezon na greckie wina, metaxę i anessię. Stąd przerwa w "cosłychaciach" i felietonach. Felietony owszem, będą się ukazywały w "Tygodniku Podhalańskim", ale na www pokażę je pod koniec czerwca.