Zawarte tu teksty mogą być wykorzystywane jedynie za zgodą właściciela strony!

© Copyright by Maciej Pinkwart

 

 

Co słychać?

29 kwietnia 2017

 

Zima w odwrocie. Nareszcie, i może już nie wróci przed... zimą. Co roku obserwujemy to samo i pewno jest to jakiś trynd, jak przed laty mówił po śląsku towarzysz Jan Szydlak, dawny ślusarz, potem wicepremier odpowiedzialny za gospodarkę. Zima zaczyna się coraz później i trwa aż do połowy kalendarzowej wiosny, czyli jakby pory roku przesunęły się nieco w fazie czasowej. Może to i dobrze, bo ta wiosenna zima, choć irytuje, to jednak łatwiej daje się przeżyć: słońce jest coraz wyżej i mocniej grzeje, kwiatki wyglądają spod śniegu, bociany drepcą w śniegowej bryi... No, ale już dosyć: uprzejmie proszę panią Dorotę Gardias o więcej wiosennych uśmiechów.

Śmierć Magdaleny Abakanowicz (20 kwietnia 2017) zrobiła na mediach znacznie mniejsze wrażenie niż śmierć Witolda Pyrkosza (22 kwietnia), co jest niezłym signum temporis. Oczywiście, śmierć wszystkich równa, zaobserwowali to już starożytni Rzymianie, niemniej jednak chyba warto by uświadomić tym, którzy tego nie wiedzą, że wspaniałe, zabawne, niekiedy wzruszające role "Duńczyka", łatwo trafiające do szerokiej widowni (najszerszą miały pewno seriale, w których grywał) to jakby liga krajowa, no dobrze - ekstraklasa, a rzeźby pani Abakanowicz to dzieła, dzięki którym była ona przez wiele lat reprezentantką Polski w światowej lidze mistrzów sztuki. Bardziej znana w świecie niż w kraju, przebyła długą i ciekawą drogę życiową, od zdobywającej medale biegaczki (specjalność: biegi sztafetowe) do profesora akademii sztuk pięknych w Poznaniu i Kalifornii. Liczba jej wystaw indywidualnych jest imponująca, ale największą sławę przyniosły jej stałe realizacje jej monumentalnych instalacji rzeźbiarskich, osadzonych w przestrzeni miejskiej na całym świecie: m.in. Seul, Jerozolima, Duisburg, Nagoja, Minneapolis, Kansas, Hiroszima, Nowy Jork, Dallas, Wilno, Lizbona, Cincinnati, Waszyngton, Biarritz, Toledo, Paryż, Filadelfia, Bratysława, Phoenix, Vancouver, Chicago... W Polsce - Elbląg, Poznań, Wrocław, Warszawa. Absolutnie nie uważam, że trzeba dokonywać apoteozy Abakanowicz, a o Pyrkoszu milczeć. Ale wygląda mi to na to, że już nie tylko rząd, ale i popularne media (bez względu na opcje polityczne) uważają, że dobre jest tylko to, co szeroko popularne, a to, co elitarne, wiąże się z wrogami ludu. Ja rozumiem, że szerokie masy nie rozumieją sztuki Abakanowicz, a uwielbiają Pyrkosza, który był - rzekomo - jednym z nich, takim Pyzdrą z sąsiedniej klatki w bloku. Ale sztuki nie trzeba "rozumieć", ona ma oddziaływać swoją wymową estetyczną, in plus i in minus. Czy rozumiemy śpiew słowika?

Kolejne wycieczki z Wiedzy o Regionie. W poniedziałek, 24 kwietnia, pojechaliśmy z trzecią klasą gimnazjum na Słowację, na wycieczkę dookoła Tatr. Poprzedniego dnia i w nocy śnieg padał gęsto, ale dzień wstał tylko trochę pochmurny, prześwitywało słońce, choć wokół aura była zupełnie zimowa. Szczyrbskie Jezioro jeszcze zamarznięte, po śniegu doszliśmy do południowego brzegu, niestety piękna panorama była widoczna tylko w dolnych partiach, trzeba było uruchamiać wyobraźnię i wspomagać ją panoramą narysowaną na tablicy informacyjnej nad jeziorem. Liptów dla odmiany bez śniegu, w Mikulaszu pogoda znacznie lepsza, ale jeszcze chłodno, na rynku fontanna i sztuczny strumyk nieczynne, ale lody już sprzedają. Synagoga przy ul. Hollego zamknięta - udostępniają dopiero od 15 czerwca. Przejazd do Zuberca znów w zimowej aurze.

Zdzicha już nie ma. 25 kwietnia 2017 umarł Zdzisław Pietrasik, jeden z najznakomitszych krytyków filmowych i teatralnych, jakich znałem. Zarazem - jeden z najsympatyczniejszych i najbardziej inteligentnych dziennikarzy, człowiek którego wszyscy lubili. Studiowaliśmy razem w Studium Dziennikarskim (on przedtem ukończył filologię polską na Uniwersytecie Łódzkim), ogromnie go tam lubiłem i już wtedy podziwiałem, przede wszystkim za luz, inteligentne poczucie humoru i wielką wiedzę. Był trochę ode mnie starszy - 27 listopada skończyłby 70 lat. Po studiach przez ponad rok utrzymywaliśmy niezbyt częste, ale serdeczne kontakty i tak jakoś się stało, że to właśnie u niego na Bródnie (zdaje się, z okazji parapetówy w świeżo otrzymanym mieszkaniu) żegnałem się z Warszawą, kiedy to postanowiłem ruszyć ze stolycy na emigrację, która zawiodła mnie najpierw do PGR Kietrz na Opolszczyźnie, potem do Zakopanego, wreszcie stałem się uchodźcą w Nowym Targu. Przyjęcie u Zdzicha było jak się patrzy, kilka osób ze środowiska młodych dziennikarzy, kilkoro przyjaciół Zdzicha z innych środowisk, parę osób z tzw. opozycji. Bawiliśmy się świetnie, ale ja dość nostalgicznie, bo wiedziałem, że do tego etapu w życiu powrotu już nie będzie. Potem nasze drogi się rozeszły - on pozostał w Warszawie, pracując początkowo w tygodniku studenckim "ITD", od 1980 r. będąc jego redaktorem naczelnym (po nim funkcję tę objął Aleksander Kwaśniewski), potem w "Kulturze" i w "Polityce", gdzie był kierownikiem działu kulturalnego aż do przejścia na emeryturę kilka lat temu. Kontaktowaliśmy się najczęściej mailowo, czasem telefonicznie, ale oczywiście już ze sporego dystansu, przede wszystkim przestrzennego. Czytałem go zawsze z upodobaniem, zawsze z podziwem dla jego erudycji i profesjonalizmu. Szkoda, psiakrew.

CMUJ-owo. 27 kwietnia byłem umówiony na prywatne badanie w zakopiańskiej Kabece, czyli placówce Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego. Teraz nazywa się to Uniwersytecki Szpital Ortopedyczno-Rehabilitacyjny w Zakopanem. Myślałem, że na dwa dni przed tzw. majowym weekendem nie będzie tłoku. No i nie było. Ale nie było też pana technika od skanera osteoporozy - nie do końca wiadomo czy chory czy na urlopie, w każdym razie do 3 Maja "raczej go nie będzie", jak usłyszeliśmy z Renatą w okienku. Było kilkudziesięciu lekarzy, w tym kilku profesorów, ale w pracowni densytometrii zabrakło jedynego technika i musieliśmy odejść z kwitkiem. A nawet bez kwitka.

Znów zimno. Długi weekend miał być ciepły i słoneczny, ale widać ktoś tam w niebie się rozmyślił. W sobotę rano za oknem było plus jeden i dobrze, że nie padało, bo by padał śnieg. Wycieczka z Wiedzy o Regionie, dla klasy VIII, prowadziła dookoła Podtatrza, więc zła pogoda nie przeszkadzała, ale też nie pomagała... Pojechaliśmy z Zakopanego do Chochołowa, potem do Trzciany, wokół Jeziora Orawskiego do Namiestowa, tam postój (krótki, bo zimno!), dalej przez Bobrów z powrotem do Polski, przez Lipnicę i Jabłonkę do Orawki, tam zwiedzanie kościoła (niezastąpiona pani Lucyna Borczuch jako przewodniczka), potem Podwilk, Spytkowice, Raba Wyżna, Sieniawa, Klikuszowa, Nowy Targ, Dębno (zwiedzanie kościoła z oprowadzaniem przez proboszcza), Frydman (oglądanie kościoła z zewnątrz), Niedzica, Łapsze, Trybsz i przez Białkę, Bukowinę i Murzasichle do Zakopanego. Gdyby nie było zimno i pochmurno, byłoby wspaniale. Ale i tak było sympatycznie.