Zawarte tu teksty mogą być wykorzystywane jedynie za zgodą właściciela strony!

© Copyright by Maciej Pinkwart

 

 

Co słychać?

22 kwietnia 2017

 

Święta minęły tak, jakby ich w ogóle nie było. No bo to takie wyszło ni to ni owo: ani uroku wiosennego nie było, ani magii bożonarodzeniowej zimy. Ochłodziło się, było ponuro, padał śnieg z deszczem, a potem było coraz zimniej i gorzej. W niedzielę śniadanie u Renaty i Michała, w poniedziałek wieczorem spotkanie u mnie, od wtorku obserwacje pogodowe na przemian z politycznymi i medycznymi. W czwartek w Krakowie, m.in. u Wiesia Wójcika, gdzie trzeba było przejrzeć kilka książek, jeszcze do Plebana. Jazda w tamtą stronę koszmarna, na szczęście autobusem: śnieg, lód, grzęznące w błocie pośniegowym tiry, korek za korkiem. Ale o dziwo dojechaliśmy w niewiele ponad 2 godziny. Od Myślenic bez śniegu, w Krakowie wygląd wiosenny, temperatura zimowa, wiatr jesienny... Z powrotem luzik, zajechaliśmy w półtorej godziny. W piątek okazało się, że do szkoły w Zakopanem dojechałem po śniegu i lodzie (opony ma się rozumieć, już letnie), na podwórku pryzmy śniegu na pół auta. Ale lekcje tylko z I i II kl., bo III gim. miała egzamin gimnazjalny. Dziś wycieczka z I G dookoła Podhala, przez Kościelisko, Witów, z postojami w Chochołowie, Czarnym Dunajcu i Ludźmierzu, ze zwiedzaniem Rogoźnika i Nowego Targu, przez Gronik, Białkę, Bukowinę i Murzasichle z oglądaniem kaplicy w Jaszczurówce. W sumie - niewiele ciekawego.