Zawarte tu teksty mogą być wykorzystywane jedynie za zgodą właściciela strony!

© Copyright by Maciej Pinkwart

 

 

Co słychać?

8 kwietnia 2017

 

I jak tu być zdrowym! Tydzień zaczął się upalnym latem, kończy się ponurą zimą z temperaturą koło zera i śnieżycą za oknem. To, oczywiście, normalne w kwietniu - ale wciąż nie mogę się do tego przyzwyczaić. Tak jak do bólu, towarzyszącego człowiekowi właściwie zawsze, głupoty i niegodziwości.

Odpoczywam. Polega to na tym, że niczego nie piszę codziennie z musu, do komputera siadam tylko wtedy, kiedy mam ochotę, korespondencję i kontakty załatwiam z telefonu albo tabletu, oglądam prawie co dzień jakiś film (najczęściej dokument, albo dobrze znany kryminał) i chodzę spać przed północą. Ale nie ma lekko, bo Renata opracowuje "Stolarczyka", co i raz wynajdując jakieś błędy literowe lub niejasne sformułowania, więc muszę rzucać wszystko, otwierać często oryginalne rękopisy i sprawdzać, czy się pomylił autor dokumentu, czy ja, no i poprawiać. Ale Renata robi to sprawnie i szybko, więc jest szansa, że książka trafi do Czytelników latem.

Z tymi filmami to jest trochę tak jak u inżyniera Mamonia w Rejsie - podoba mi się to, co już znam. A raczej - są pewne filmy, które mogę oglądać na okrągło, a znając ich fabułę doskonale, coraz lepiej zapoznaję się z takimi elementami jak gra aktorska, muzyka, montaż... I tzw. momenty. Tym razem mam na myśli sceny, które są takimi perełeczkami, ozdabiającymi te dzieła, może nieistotne dla treści czy nawet formy, ale będące takimi kotwicami pamięci. Np. w oglądanym niedawno po raz n-ty filmie Indiana Jones i arka przymierza jest taki moment, kiedy Harrison Ford jako Indiana trafia do Kairu i tam napada go taki osiłek arabski, wyglądający, jakby go żywcem przenieśli z baśni Szeherezady. Staje przed Indianą, wyciąga miecz i zaczyna nim z oszałamiającą prędkością i precyzją żonglować, przerzucając z ręki do ręki i siejąc wokół przerażenie. Indy przygląda się temu z obojętną miną, po czym wyciąga zza pasa rewolwer i zabija go jednym strzałem, z niewyobrażalnie znudzoną miną. Niby okrutne, ale pękam ze śmiechu, oglądając tę konfrontację treści i formy...

Do takich "wiecznie" oglądanych filmów, poza przygodami nieogolonego archeologa, należą Gwiezdne wojny, Casablanca z rozmaitymi jej wariantami (Zagraj to jeszcze raz, Sam Woody Allena i Noc w Casablance braci Marx), Harry Potter, Władca pierścieni i Hobbit oraz adaptacje powieści Conan Doyle'a (wszystkie, choć oczywiście w pierwszym rzędzie Sherlock z Cumberbatchem) i Agathy Christie - ale nie wszystkie, tylko seria Poirot z Daviden Suchetem i seria Miss Marple, z Geraldine McEwan i/lub Julią McKenzie, już nie wiem którą wolę. To takie dobre, angielskie kino. Dochodzą do tego adaptacje powieści Verne'a i filmy Machulskiego - jako chyba jedyne polskie.

Na wody. Tak Ślązacy nazywają swoje weekendowe wyjazdy do słowackich Orawic, gdzie w zasadzie stanowią 90 % klienteli basenów geotermalnych, zwłaszcza tych starszych, zewnętrznych. No i pojechaliśmy tam i my, żeby zainaugurować letni sezon w sobotę, 1 kwietnia. Myślałem, że będzie pusto, ale tłok był większy niż latem, temperatura powietrza 27-29 stopni, słońce - ale wiatr od zaśnieżonych jeszcze gór. Wprost mi się nie chce wierzyć w to co sam piszę, patrząc właśnie za okno, gdzie na podwórku sypie śnieg i wszędzie jest biało. Wytrzymaliśmy prawie 3 godziny.

Dzień krokusa. Nazajutrz, w niedzielę, Renata miała sesję fotograficzna w Koniówce, miałem ją tam odwieźć, wyjechaliśmy 10.30 i po chwili utknąłem w korku zaraz za Czarnym Dunajcem. Przez Podczerwone i pół Koniówki jechałem ponad pół godziny - przede mną i za mną był nieprzerwany sznur aut ludzi, usiłujących dostać się do Doliny Chochołowskiej, by tam depcząc i masakrując samochodami jedne krokusy pofotografować sobie inne. Bartek Jurecki sfotografował (patrz obok -->) tłum w Chochołowskiej, większy niż na Krupówkach... A my potem pojechaliśmy sobie do Nowej Białej, gdzie bez tłoku (i bez krokusów) mogliśmy oglądać inne przejawy wiosny.

Wycieczki z Wiedzy o Regionie. W poniedziałek, 3 kwietnia, też przy pięknej, choć nie aż tak letniej pogodzie, zainaugurowałem serię wycieczek - praktyk z Wiedzy o Regionie, którą wykładam w zakopiańskiej Szkole Artystycznej. Jako pierwsi wystartowali ze mną uczniowie I klasy gimnazjalnej. Pojechaliśmy kursowym mikrobusem do Kuźnic i stamtąd przez teren hutniczy i dworski, koło tamy pod Nosalem, willi Fortunka, kościoła Bernardynów poszliśmy na Bystre i Koziniec (Pałacyk Koziańskich, Dom pod Jedlami) weszliśmy na Antałówkę (Witkiewiczówka, Śmigło, Orion, panorama Tatr z Antałówki, pensjonat Sanato), zeszliśmy do Jagiellońskiej (Jerzewo, Aquapark, Konstantynówka, Hasior, willa Mazowsze, pracownia Burzca), przerwa w szkole, potem Równia Krupowa, Krupówki (Bazar Polski, Morskie Oko, Hotel Centralny, Poczta Główna, Dworzec Tatrzański, Muzeum Tatrzańskie, Szkoła Budowlana) i Pęksowy Brzyzek (kościół, kaplica, cmentarz). Kolejne wycieczki (każda klasa ma po dwie) będą już poza Zakopane 10, 22, 24 i 29 kwietnia oraz 27 maja.

 

Cud mniemany, czyli objawienia na Wiejskiej. Sejm Polski, czyli kraju w którym nie istnieje szariat, a Konstytucja stanowi, że władze publiczne w Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych ma podjąć uchwałę uznającą tzw. objawienia fatimskie za doniosłe wydarzenie w dziejach nie tylko kościoła, ale i całego świata. Ważność ta polega na wzywaniu do modłów w celu obrony świata przez największym zagrożeniem, jakie niesie przyszłość. Największe zagrożenie stanowi zaś... wolność. Oto co 55 posłów PiS chce powiedzieć w imieniu Polaków - moim, Twoim, naszym: Orędzie fatimskie nadal jest stałym punktem odniesienia i wezwaniem do życia Ewangelią. Wciąż istnieje jeszcze niebezpieczeństwo, że miejsce marksizmu zająć może ateizm w innej postaci, który wychwalając wolność, zmierza do zniszczenia samych korzeni moralności ludzkiej i chrześcijańskiej" Ciekawe jest to odróżnienie moralności ludzkiej i chrześcijańskiej. Czyżby to miało być coś takiego jak demokracja i demokracja ludowa?

Zastanawiające, jak bardzo to wszystko stoi w sprzeczności już nie tylko z polskim prawem i jakąkolwiek światową normalnością. Zdawałoby się, że jest tu nieusuwalna sprzeczność między średniowieczem w głowach chyba jednak większości Polsków, którzy dają przyzwolenie na to wszystko, co wyprawiają faceci w sukienkach i ich narządy polityczne, a przejawami XXI wieku, obecnymi wokół nas, które wszystkie dają się sprowadzić do owej tak groźnej i tak atakowanej wolności, której tak nielubianymi przejawami są Internet bez cenzury, wolność słowa, swoboda podróżowania, czy szerzej - podstawowy kanon Unii Europejskiej: swoboda wymiany idei, ludzi i towarów... Można by sądzić, że żyjemy w skansenie, gdzie nowoczesnym bądź co bądź krajem rządzi facet nie umiejący obsługiwać konta w banku czy Internetu, nie mający żony i dzieci i planujący swoje działania wg wspomnień Piłsudskiego oraz Krótkiej historii WKP(b). Ale zapewne ideałem, do którego dążymy, jest usytuowana tylko trochę inaczej kulturowo Arabia Saudyjska, gdzie kobietom nie wolno prowadzić samochodu i poruszać się samodzielnie po mieście, gdzie obowiązuje kara chłosty i kamienowania, ale gdzie poziom życia jest niebywale wysoki, a faceci w sukienkach rozdają pieniądze na prawo i lewo. Także na wspieranie terroryzmu - będąc jednocześnie najgorliwszymi sojusznikami Stanów Zjednoczonych.

W dziedzinie paradoksów jednak pewno wkrótce ich dogonimy. Tam prawem jest Koran i słowa króla. Tutaj prawa po prostu nie ma i nikogo to nie obchodzi: gdy na sali sejmowej prezentowano projekt przekształcenia Krajowej Rady Sądownictwa w komisariat ludowy - na sali było kilkanaście osób, z których żadna nie słuchała tego, co się mówi - z wyjątkiem prokuratora Piotrowicza, który z rozanieloną miną wsłuchiwał się w głos władzy. Jak zwykle. Gdzie byli posłowie partii rządzącej? Może oglądali rodeo, albo bawili się w innej piaskownicy. Gdzie byli posłowie opozycji, którzy w telewizji co dzień grzmią na temat masakrowania polskiego prawa? Może oglądali telewizję w stołówce. Gdzie był prezydent, strażnik naszej Konstytucji? W Polsce, czyli nigdzie, jak pisał Alfred Jarry. Albo szykował następne wspaniałe wypowiedzi, godne pierwszego narciarza RP, podobne do tej z 31 marca: Zgodnie z zasadami konstytucyjnymi w okresie pokoju prezydent Rzeczypospolitej wykonuje swoją funkcję zwierzchnika sił zbrojnych za pośrednictwem ministra obrony narodowej. Chciałbym, żeby w tym zakresie Konstytucja RP była w pełni przestrzegana. W tym zakresie w pełni... A w innych zakresach? Naplewat'?

 

Autobusy na kolei. Jeszcze parę lat temu, jakby ktoś nam powiedział, że prywatna osoba może sobie kupić znajdujący się w środku turystycznego miasta dworzec autobusowy i przerobić go na co chce, na przykład na restaurację, hotel czy sklep, to byśmy się popukali w głowę. No i właśnie w Zakopanem tak się stało. Pan z Nowego Targu kupił dworzec autobusowy i go zamknął. A od kogo kupił? Od spółki, która powstała po sprywatyzowaniu PKS. Co miasto miało do powiedzenia? Nic. Mogło też stanąć do licytacji i dworzec sobie kupić i przerobić na koszar dla owiec. Stanowiska dla autobusów tymczasowo ulokowano przed dworcem kolejowym. O tyle to nikogo nie powinno dziwić, że parę razy do roku ostatnio tory kolejowe były w remoncie i wtedy pasażerowie kolei mknęli zakopianką (wiem, że śmieszne!) autobusami, wynajętymi przez kolej. Może teraz będzie odwrotnie?